„Czy wówczas doszło do spotkania z przedstawicielami Khon-Ma?” – zastanawiała się Thushpa. A jeśli tak, musiał pozostać jakiś ślad ich odwiedzin. W mitach i sztuce starożytnych cywilizacji.
Sandra żałowała, że po zniszczeniu Ziemi tak niewiele przetrwało źródeł, w których mogłaby to sprawdzić. Przejrzała już wszystkie książki, filmy, prace naukowe, jakie dostępne były w bazie danych komputera pokładowego, ale nie trafiła na nic konkretnego. Oczywiście znalazła mnóstwo poszlak, jednak żadnego dowodu na kontakty ludzi z pajęczakami.
Pajęcze bóstwa można było znaleźć w wielu mitach z różnych okresów historycznych i wśród ludów mieszkających w odległych od siebie miejscach. Sumerowie mieli swoją Uttu − boginię haftu i tkactwa. W starożytnej Grecji Atena wskrzesiła Arachne pod postacią pająka. W Afryce wierzono w Anansiego, pajęczego boga, który miał jakoby stworzyć świat. Ale to były tylko mity i wymysły zupełnie niepasujące do groźnych Khon-Ma.
Sandrę zaciekawiła jednak mistyczna symbolika pająków. Od tysiącleci ludzkości znany był archetyp opiekuńczej pajęczej matki, tkającej cały wszechświat. To zgadzało się z wierzeniami Khon-Ma. Thushpa postanowiła wyszperać więcej na ten temat. Z jej badań wynikało, że pająk i jego sieć symbolizują tkanie ludzkiego losu. A także równowagę pomiędzy przeszłością i przyszłością.
Zmarszczyła brwi. Podobne słowa już gdzieś słyszała. Mistyczną opowieść o przeznaczeniu, wypełnieniu proroctwa i poszukiwaniu pomostu między tym, co było, a tym, co nadejdzie.
I nagle ją olśniło! To mówił Trzeci Preodroj Czternastej Eklezji Klanu Pamiętających − Togarianin, który znalazł się na pokładzie „Hajmdala” podczas bitwy i wraz z okrętem został zmuszony do ucieczki. Wówczas myślała, że bredzi lub że translator błędnie interpretuje słowa wypowiadane w szeleszczącej mowie, ale teraz nie była tego taka pewna.
Doktor Thushpa spotkała Pamiętającego w kajucie admirała na tajnym spotkaniu, w którym uczestniczyło zaledwie kilka osób. Oprócz niej, Nathaniela Kashtaritu i Togarianina obecni byli także komandor Abram Peters, generał Edwin Cunningham i oczywiście jej ojciec. Wówczas również po raz pierwszy zobaczyła to nagranie. Zwiadowcy z Plutonu 7, którzy odkryli świątynię, zostali zobowiązani do zachowania milczenia. Admirał obawiał się plotek na okręcie. I bez nich mieli wystarczająco wiele kłopotów.
To właśnie wtedy usłyszała o przeznaczeniu, które musi się wypełnić, i o tym, że przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość są ze sobą nierozerwalnie związane. Pamiętający obejrzał w całości nagranie i wydawał się zadowolony z tego, co ujrzał. Później dowiedziała się, że to właśnie Togarianie zlecili wyprawę na Thaggę, zupełnie jakby czegoś tam szukali. Może właśnie tego posągu? Togarianin nie chciał jednak nic więcej zdradzić. Powiedział, że w swoim czasie wszystko stanie się jasne.
Doktor Sandra Thushpa nie chciała czekać. Postanowiła rozwiązać zagadkę, która stawała się coraz bardziej intrygująca. Pragnęła poznać odpowiedź nie tylko z naukowej ciekawości, ale również dlatego, żeby uniknąć kolejnej katastrofy. Podświadomie czuła, że posąg ma coś wspólnego nie tylko z tym, co stało się w systemie Epsilon Eridani, ale również z zagładą Ziemi. Zadrżała na samą myśl o tym. To była bardzo odważna hipoteza. Ale właśnie ta myśl nie dawała jej spokoju.
Odchyliła się na fotelu i przymknęła oczy. Zaraz pojawił się obraz ohydnego toch-emu, przypominającego odwłok obrzydliwego robala. Wyrastały z niego organiczne bulwy i grzybicze narośle. Nabrzmiałe żyły pulsowały. Okręt zbudowany został z żywej materii, ale złej, strasznej, jakby kpiącej z naturalnych praw rządzących wszechświatem. Doktor Thushpa wiedziała, że ten obraz będzie ją prześladował do końca życia. Będzie się budzić ze strachem i nic nie zdoła przyćmić koszmaru. Nic nie ukoi jej snów. Nigdy nie zapomni.
Okręt pajęczaków jednym strzałem zniszczył całą planetę. Aquaris przestała istnieć, a Sandra tylko cudem się uratowała. Ale tysiące ludzi poniosły śmierć. Dlatego właśnie doktor Thushpa musiała poznać prawdę. Dowiedzieć się, czemu Khon-Ma, Velmeni i Lacertanie tak bardzo pragną zagłady ludzkości. Instynkt podpowiadał jej, że posąg znaleziony w wymarłym mieście Ssshah zawiera odpowiedź.
Otworzyła oczy i ponownie uruchomiła nagranie. Przyspieszyła film do momentu, gdy mierząca ponad dwadzieścia metrów rzeźba pogrąża się w bulgoczącej magmie. Doktor Thushpa poczuła złość. Obserwowała, jak to fenomenalne znalezisko ginie na zawsze. Nigdy nie ujrzy posągu na własne oczy, nie przebada go, nie dowie się, z czego został wykonany, nie przeprowadzi testów, nie przyjrzy mu się z bliska i nie znajdzie szczegółów, które mogłyby naprowadzić ją na jakiś trop.
Wyciągnęła dłoń w stronę hologramu. Palce przeszły przez trójwymiarowy obraz, ale ona niemal fizycznie poczuła fakturę rzeźby. Spojrzała na usta mężczyzny, które wydawały się teraz skrzywione w grymasie potwornego bólu. A może to był żal? Za życiem? Za kobietą, która coraz bardziej się od niego oddalała, znikając we wrzącym szkarłacie lawy? Wyciągała rękę w stronę kochanka w niemej prośbie o ratunek. Ale on nie mógł jej pomóc. Pogrążała się coraz bardziej, aż wreszcie zatonęła. Chwilę potem figura mężczyzny również osunęła się w kipiącą lawę. Czerwona tafla przykryła ich niczym wieko trumny.
Sandra cofnęła dłoń. Po policzkach spływały jej łzy.
SYSTEM ZETA MONOCEROTIS
PUSTYNNY KSIĘŻYC MONARCHA 23
Sierżant dał się przekonać i Pluton 7 ruszył w podróż wraz z autochtonami. Transporter opancerzony terrańskich sił zbrojnych jechał za karawaną, podążającą do świętego miejsca Tamasków. Trudno powiedzieć, który z argumentów wysuniętych przez Torres przekonał Campbella, ale na pewno nie ten o konieczności zbadania kultury tubylców. Sierżant nie przepadał za jajogłowymi wątłuszami o skórze koloru pustyni. Prawdopodobnie stwierdził, że skoro powrót na okręt w tej chwili był niemożliwy i muszą siedzieć na tym pustynnym księżycu, to zamiast się kręcić w kółko, równie dobrze mogli towarzyszyć Tamaskom.
Na czele karawany jechał największy z mastodontów, na którego grzbiecie w zadaszonej howdzie siedział wódz plemienia otoczony przez pięciu wojowników, a także Abigail i Ezra. Torres została zaproszona do wspólnej podróży, gdy okazało się, że dzięki translatorowi tubylec mógł się z nią najlepiej porozumieć. Gabriel Ang był rozczarowany tym faktem, bo uważał, że w komunikacji z miejscowymi uczynił spore postępy. Na poważnie zastanawiał się nawet, czy po powrocie na „Hajmdala” nie przenieść się do działu lingwistów. Nikt ze zwiadowców nie skomentował tego pomysłu. Jedynie Campbell spojrzał na niego jak na wariata i pokręcił głową.
Na początku sierżant nie chciał się zgodzić, żeby Torres podróżowała na grzbiecie mastodonta z wojownikami Tamasków. Obawiał się o jej bezpieczeństwo. Lecz po tym, jak Leahy zaofiarował się, że będzie jej towarzyszył i w razie czego ochroni – co zresztą Abigail skwitowała śmiechem – wreszcie uległ. Wódz również nie oponował przeciwko obecności Ezry.
Potężne zwierzę posuwało się do przodu, stawiając krok za krokiem. Monotonia pustynnego krajobrazu i rytmiczne kołysanie sprawiły, że Leahy stawał się coraz bardziej senny. Na początku próbował przysłuchiwać się rozmowie Torres z wodzem tubylców. Translator rozpoznawał coraz więcej wzorców w języku Tamasków. Jednak konwersacja nie była zbyt