Warszawa 2018
Copyright © by Dariusz Domagalski
All rights reserved
Copyright © by Drageus Publishing House Sp. z o.o.,
Warszawa
Projekt okładki: Tomasz Maroński
Redakcja: Rafał Dębski
Korekta: Agnieszka Pawlikowska
Skład i łamanie: Ewa Jurecka
Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Utwór niniejszy jest dziełem fikcyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
Wydawca:
Drageus Publishing House Sp. z o.o.
ul. Kopernika 5/L6
00-367 Warszawa
e-mail: [email protected]
ISBN EPUB: 978-83-65661-73-9
ISBN MOBI: 978-83-65661-74-6
Mojemu bratu, Maciejowi
SYSTEM ALFA PYXIDIS
OKRĘT FEDERACJI TERRAŃSKIEJ „HAJMDAL”
Pojawili się nagle. Wychynęli z nadświetlnej w odległości dwustu dziewięćdziesięciu pięciu milionów kilometrów od planety, wokół której orbitował „Hajmdal”. Chorąży Belinda Riley, ubrana w przepisowy niebieski mundur terrańskiej floty wojennej, ze stożkową czapką na głowie, zamrugała, pragnąc, żeby to, co widzi na hologramie stanowiska teledetekcji, okazało się tylko zwykłym złudzeniem.
Niestety.
Wróg ich odnalazł.
Na drednocie natychmiast ogłoszono trzeci stopień gotowości bojowej. Zawył alarm, włączono systemy uzbrojenia, wszystkie myśliwce, wysłane do przeprowadzenia zwiadu lotniczego na planecie, otrzymały rozkaz natychmiastowego powrotu.
Do tej pory na mostku panował spokój, z sufitu sączyło się blade światło, załoga w podstawowym składzie kontrolowała działanie najważniejszych systemów, a siedzący w fotelu dowódcy komandor Abram Peters zdawał się drzemać. Teraz zaczął się harmider. Uruchomiono wszystkie sprawne konsole, oficerowie potwierdzali gotowość swoich stanowisk i przekazywali sobie niezbędne informacje.
Chorąży Belinda Riley wyprężyła się jak struna i zasalutowała, podobnie jak pozostałych szesnaście osób obsady mostka, gdy do pomieszczenia wszedł mężczyzna o zmęczonej, pooranej zmarszczkami twarzy, w białym, lecz mocno już zabrudzonym mundurze admirała terrańskiej floty wojennej.
− Spocznij – rzekł Nathaniel Kashtaritu.
Abram Peters natychmiast ustąpił mu miejsca na fotelu dowódcy i stanął obok.
– Jak wygląda sytuacja? – spytał admirał.
− Sensory dalekiego zasięgu wykryły cztery okręty w odległości około szesnastu minut świetlnych od nas.
Na czole dowódcy „Hajmdala” pojawiła się głęboka bruzda.
− Wiemy, co to za jednostki?
Peters pokręcił głową.
− Skanowaliśmy przestrzeń sensorami pasywnymi. Aby dokonać pełnej identyfikacji, należałoby użyć lidaru, ale wysłane w ich stronę impulsy natychmiast zdradzą naszą pozycję. A tego przecież nie chcemy.
− Słusznie.
Po ucieczce z Epsilon Eridani wyszli z nadświetlnej w systemie Suhail, gdzie spędzili zaledwie trzy godziny. Nieprzyjaciel odnalazł ich. Pojawił się lacertański dywizjon krążowników. Następnie skoczyli do układu Merkeb i historia się powtórzyła. Tym razem była to eskadra velmeńskich niszczycieli. Niemożliwe, żeby wrogowie przeczesywali wszystkie systemy w odległości skoku nadprzestrzennego „Hajmdala”, więc oczywistym było, że dysponowali jakąś metodą namierzania trasy drednota.
Nathaniel Kashtaritu przywołał na główny hologram zrzut z ekranu teledetekcji i przez chwilę uważnie wpatrywał się w poruszające się czerwone punkty.
− Ryzykują – rzekł, marszcząc brwi. – Wyszli z nadświetlnej niezwykle blisko gwiazdy centralnej.
Zasada głosiła, że im dalej od centrum systemu, tym wyjście i wejście w nadprzestrzeń jest bezpieczniejsze. Wszystko zależy od masy gwiazdy, której grawitacja powoduje zakłócenia w zakrzywianiu czasoprzestrzeni. Z tego względu obszary wejścia i wyjścia zazwyczaj znajdowały się na rubieżach układów planetarnych. Zdarzali się szaleńcy, którzy wykonywali skoki wewnątrzsystemowe, ale zazwyczaj kończyły się one katastrofą. Bezpieczną odległością był jeden parsek, jednak i tak większość dowódców nie odważyłaby się na skok poniżej czterech lat świetlnych.
− Widać, jak bardzo im zależy – odparł Peters.
Admirał spojrzał na niego. Siwowłosy mężczyzna wpatrywał się w główny hologram, z uwagą śledząc poruszające się na nim trójwymiarowe punkty oznaczające wrogie jednostki.
− Polują na nas, to pewne – rzekł zastępca dowódcy.
− Velmeni dysponują bardzo czułymi przyrządami. Jeśli to oni, mogli już nas wykryć.
− Wątpię – odparł Peters, wskazując na niebieski punkt, oznaczający pozycję „Hajmdala”. – Gdyby tak było, ruszyliby prosto na nas. Okręty wroga poruszają się w głąb systemu ze stałym przyspieszeniem, ale połową ciągu silników. Wygląda na to, że skanują układ planetarny.
Kashtaritu pokiwał głową, zgadzając się z oceną swojego zastępcy.
− Nie mają łatwo – dodał Peters z ponurą satysfakcją.
W systemie Alfa Pyxidis wokół błękitnego olbrzyma krążyło osiemnaście planet, a towarzyszyło im ponad trzysta księżyców, trzy pierścienie planetoid i mnóstwo pyłu kosmicznego, jako że układ znajdował się blisko płaszczyzny dysku galaktycznego. To sprawiało, że nawet najbardziej czułe sensory zupełnie głupiały. Istniała zatem szansa, że dopóki „Hajmdal” nie włączy silników lub nie użyje sensorów aktywnych, pozostanie niezauważony.
„Tylko na jak długo?” – zastanawiał się admirał.
− Wszystkie myśliwce są już w hangarze „Hajmdala” – zameldował jeden z podoficerów.
Dowódca skinął z zadowoleniem głową i spojrzał na ekran wizualny, podziwiając błękitną planetę, nad którą orbitowali. Kashtaritu wysłał na patrol wszystkie sprawne myśliwce w poszukiwaniu zasobów i żywności. Musieli uzupełnić zapasy i miał nadzieję, że w systemie Alfa Pyxidis będą mieli kilka godzin spokoju. Pomylił się.
„Hajmdal” był potężnym okrętem liniowym, mierzącym ponad kilometr długości. Wyposażony w napęd nadświetlny najnowszej generacji, trzydzieści sześć ciężkich dział laserowych, sześćdziesiąt lekkich baterii, dwadzieścia cztery wyrzutnie rakiet kierowanych i osiemnaście niekierowanych oraz cztery wyrzutnie torped plazmowych, stanowił jeden z najlepszych okrętów w Galaktyce. Posiadał solidny, dobrze opancerzony kadłub,