Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Katarzyna Bonda
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-287-0042-0
Скачать книгу
spotkanie z klientem.

      – W hotelu?

      – Tak, tam jest taka kawiarnia… – ucięła.

      Meyer przyjrzał się jej badawczo. Czuł, że kłamie.

      – I wtedy zaproponował pani współpracę? – mruknął.

      Księgowa poprawiła serwetkę na stole, zaczęła zbierać puste szklanki po herbacie.

      – No, nie tak prędko – odpowiedziała, żwawo ruszając do kuchni. Miał wrażenie, że ucieka. – Napije się pan kawy? – krzyknęła z drugiego pomieszczenia.

      – Tak, jeśli to nie kłopot – odparł Meyer i zmarszczył czoło. Ciekawe, jak to naprawdę było?, myślał. – Pani Halino, dlaczego to panią wybrał? Nie miał swojej księgowej? Jak wcześniej prowadził biznes? – uparcie drążył, kiedy Borecka wróciła z parującym imbryczkiem. Westchnęła ciężko.

      – Panie Meyer, czy to naprawdę takie istotne? – Rozciągnęła usta w uśmiechu. Jej oczy pozostały zimne jak sztylety.

      – Chciałbym wiedzieć. To jakaś tajemnica?

      – Żadna tajemnica, panie Meyer. Po prostu od początku wyczuł, że pomogę mu w pewnym szemranym interesie. Pan rozumie…

      – Nie – odparł zgodnie z prawdą.

      Księgowa była coraz bardziej rozdrażniona.

      – To stare dzieje. Naprawdę… On nie żyje, a ja nie chciałabym mieć kłopotów. Pan jest z policji. Gdybyśmy byli w innej relacji…

      – Teraz pani żartuje, tak? – przerwał jej. – Bo jeśli nie, to…

      Z miejsca zrozumiała, gdzie jest granica poufałości z tym policjantem. Przyjęła pozycję zamkniętą – założyła ręce i wyprostowała się, na ile pozwalał jej wydatny brzuch.

      – Ale to jest wyłączone? – Wskazała na dyktafon.

      Meyer spojrzał na nią, chwilę mierzyli się wzrokiem.

      – Wciąż jeszcze tak – zapewnił.

      – Nie powtórzę tego przed sądem, rozumiemy się? – oświadczyła twardo księgowa. – Nawet jeśli ściągnie pan tutaj kontrolę skarbową czy choćby Generalnego Inspektora Informacji Finansowej10. Nikt już tego nie udowodni. Zadbałam o to. Ale panu powiem.

      Meyer zastanawiał się dlaczego.

      – Schmidt miał trochę pieniędzy do przeprania – kontynuowała zgodnie z obietnicą księgowa. – Podsunęłam mu pomysł z działalnością charytatywną. Na początku współpracowaliśmy tylko w tej kwestii. Wtedy nie było takich obostrzeń jak dziś. Zresztą fundacja „Promyczek” była legalna, wszystko zgodne z prawem. Johann wprowadził tam trochę gotówki na próbę, a potem… Potem były inne rzeczy, dzięki którym oszczędzał na podatkach. Sowicie mnie za to wynagradzał. Czy możemy na tym zakończyć ten temat? – Było to bardziej żądanie niż pytanie.

      Meyer pokiwał głową. Zerknął na urządzenie nagrywające, cały czas bezużyteczne. Na szczęście Borecka nie miała nic przeciwko temu, żeby robił notatki. Pytał, czy prezes miał wrogów, czy ona kogoś podejrzewa. Kobieta nagle stała się nad wyraz otwarta. Czasem żądał szczegółów wymagających wiedzy podatkowej, ale nawet gdy je wyjaśniała, niewiele rozumiał. Kiedy po raz kolejny dopytywał się o konkretny przepis kodeksu spółek handlowych, zniecierpliwiła się i odesłała go do literatury, a wreszcie do internetu. Po chwili jednak wstała i podeszła do komputera.

      – Lepiej sama to sprawdzę, bo pomyśli pan, że chcę coś przed panem ukryć – dodała, otwierając klapę uśpionego laptopa.

      Profiler nie musiał wstawać ze swojego miejsca, by widzieć ekran. Komputer zażądał hasła, które Borecka błyskawicznie wstukała. Sprzęt załadował dane i na pulpicie Meyer dostrzegł otwartą stronę internetową. Borecka gwałtowanie kliknęła w krzyżyk na górze. Meyerowi wydało się, że jest nieco skonfundowana i rozluźniła się, kiedy okno zniknęło z jego pola widzenia. Chwilowe napięcie kobiety utwierdziło go w przekonaniu, że nie chciała, by zobaczył, co miała otwarte na pulpicie. Była to strona internetowej ruletki. Borecka ponownie uruchomiła internet. Kiedy wpisywała adres najpopularniejszej wyszukiwarki, stanął za jej plecami. Dostrzegł, że w najczęściej używanych adresach wyskoczyła na pierwszym miejscu ruletka. Chyba ten sam adres, który próbowała przed chwilą ukryć. Była przekonana, że profiler go nie zauważył. Księgowa szybko wstukała nazwę poszukiwanej strony. Po chwili na pulpicie pojawił się spis firm, które nie płacą kontrahentom. Tak zwana czarna lista przedsiębiorstw.

      – O, proszę, jest! Koenig-Schmidt Sauberung & Recycling sp. z o.o. – wskazała. – Pytał pan o wrogów z branży Schmidta. Myślę, że wystarczy wrzucić w Google „recykling” i wyszukiwarka wyrzuci panu samych wrogów. Marzyła o tym cała konkurencja. – Uśmiechnęła się szeroko. – Wrogów miał wielu, ale nikt nie mógł go zniszczyć. Co z tego, że nie płacił na czas, wykradał dane, dawał łapówki. Wielu bankrutów zawdzięczało mu swój los. Był nie do ruszenia.

      – Dlaczego?

      – Nie zalegał z płatnościami wobec urzędu skarbowego i państwowych instytucji. Wszystkie koncesje i pozwolenia miał legalne.

      – Sam znał się na tych procedurach? Z tego, co wiem, nie miał wykształcenia.

      – Od tego miał mnie. – Borecka wyprostowała się dumnie.

      – Wiele pani zawdzięczał… – zauważył z uśmiechem Meyer.

      – Owszem, a ja jemu – przyznała Borecka. – Pracowaliśmy razem, bo nie mieliśmy innego wyjścia. Gdyby nie to, dawno mieszkałabym w Las Vegas, a nie w tej klitce.

      Jaki hak miał na ciebie, że do tego Las Vegas nie wyjechałaś? I czy z powodu hazardu spotkaliście się w hotelu Katowice?, przemknęło Meyerowi przez myśl. Kręcisz, kochaniutka. Uznał, że już czas przystąpić do właściwych pytań.

      – Jakie tajemnice pani znała, które nie mogły zostać ujawnione za jego życia?

      – A pan znów swoje… – westchnęła zrezygnowana.

      – Taka moja rola.

      – Z osobistego życia czy zawodowego?

      – Nie będę ukrywał, że interesują mnie wszystkie…

      – Czy to warto, panie Meyer? Straci pan dużo cennego czasu…

      – Proszę spróbować. Nie pytam przecież o pani sekrety… Tutaj chodzi o zbrodnię. Pan Schmidt nie żyje. Większość tajemnic i tak zabrał do grobu – przekonywał.

      – Powiem panu szczerze, że bardzo trudno mi uwierzyć, że tę zbrodnię mógł zlecić ktoś z jego kręgu zawodowego. Owszem, wielu chciało go zniszczyć, ale nikt nie był w stanie. On był sprytny jak wąż – uwielbiał zbliżać się do swoich wrogów, by poznać sposób ich myślenia. Wtedy miał gotową strategię walki. Prawie nigdy się nie mylił, bo planował kilka ruchów naprzód. Był cierpliwy i raczej czekał na działania konkurencji, niż sam atakował. A jeśli już decydował się kogoś zniszczyć, robił to bez skrupułów, perfekcyjnie. Pach – i po wszystkim. Nie był to drapieżnik, który pozostawia rannych, jedynie trupy. Dlatego – nie ukrywam – miał bardzo wielu wrogów. Kontrolował jednak ich ruchy, kupował informacje, stosował wywiad gospodarczy. Korzystał z usług detektywów. Wśród setek jego kontrahentów, jeśli pan zechce, oczywiście przygotuję taką listę, nie było bodaj jednej osoby, która nie marzyła o zniszczeniu go. Nikt nigdy jednak nie zdobył się na nic takiego, bo to byłby prawdziwy


<p>10</p>

Generalny Inspektor Informacji Finansowej (GIIF) – jednoosobowy organ Ministerstwa Finansów RP powołany w 2000 roku, by przeciwdziałać wprowadzaniu do obrotu finansowego wartości majątkowych pochodzących z nielegalnych źródeł.