postaci zwycięstwa demokracji. A zwycięstwo demokracji w Syrii jest, jak wiadomo, tylko niezbędnym etapem do doprowadzenia do zwycięstwa demokracji w Iranie, czego nie może doczekać się bezcenny i miłujący pokój Izrael. Z demokracją, jak wiadomo, nie ma żartów, toteż nie ulega wątpliwości, że dla jej zwycięstwa niejedno trzeba będzie poświęcić. Właśnie to jest najciekawsze — kto będzie musiał za zwycięstwo demokracji w Syrii i ewentualnie również w Iranie zapłacić. Nietrudno się domyślić, że jeśli ruscy szachiści, którzy dotychczas podtrzymywali syryjskiego tyrana w zamian za gwarancje użytkowania bazy morskiej w Tartus, teraz gotowi są go porzucić, to musieli otrzymać za to jakąś rekompensatę. Możliwość zatrzymania bazy w Tartus nawet po zwycięstwie w Syrii demokracji to chyba za mało, bo przecież mieli tę bazę i przy tyranie, więc rekompensata musiała objąć coś jeszcze innego. Nie jest zatem wykluczone, że za zwycięstwo demokracji w Syrii będzie musiał beknąć nasz nieszczęśliwy kraj, przez administrację prezydenta Obamy traktowany już tylko jako skarbonka dla bezcennego Izraela. W jaki sposób beknąć? Ano, w odpowiednim momencie zostanie nam to objawione albo przez ekipę umiłowanego premiera Tuska, albo przez kolejnego Umiłowanego Przywódcę, którego
razwiedka naznaczy naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu na premiera rządu w ramach podmianki. Na taką możliwość wskazuje nawet kabała, więc czegóż chcieć więcej?