Chcę widzieć i słyszeć więcej. Chcę wiedzieć i rozumieć. Ponownie czuję mrowienie pod skórą. Teraz jednak odbieram je pozytywnie, jak sygnał od Pana.
To ode mnie wszystko się zaczęło. To ja niosłam światło.
Ja, Anna Sztern. „Pani Ania”.
– Prawda za prawdę, panie naczelniku. Kim jest Alicja Drylska?
Rozdział 3
piątek, 11 września 2015
Szarosine wrześniowe niebo wygrało walkę z promieniami słońca. Żaden z nich nie zdołał się przebić przez gęstą warstwę chmur. Całkowity zmrok zapadł nad Sztokholmem jeszcze przed dziewiętnastą. Aura sprawiła, że Alicja Drylska wolała pozostać w domu, odpuściła sobie nawet spacer z Helen. Córeczka od rana popłakiwała i była czymś rozdrażniona. Tak jakby niemowlę podświadomie rozumiało, że mama podjęła decyzję i zamierza oznajmić ją tacie. Helen po raz pierwszy w swoim krótkim życiu poczuła, jak ciężkie powietrze wdziera się do przytulnego i ciepłego wnętrza, psując i zagęszczając atmosferę.
Deszcz zaczął kropić tuż po zmierzchu. Po dwóch godzinach przybrał na sile i wraz z lekkim wiatrem cicho szumiał za oknem. Jesień na dobre zagościła w stolicy Szwecji.
Alicja wbiła kolana w miękką poduszkę kanapy, przewiesiła się przez oparcie i niemal położyła na szerokim parapecie, układając brodę na zewnętrznej stronie dłoni. Krople miarowo stukały w blachę po drugiej stronie szyby. Przez kilka chwil Alicja naśladowała ten rytm cichymi uderzeniami palców. Zamknęła oczy i wyłączyła się, wsłuchując się w swój wewnętrzny głos.
– Uspokoiła się – powiedział Henrik, wyrywając ją z zadumy. – Może zaśnie.
Alicja odwróciła się. Ogarnęła wzrokiem przestronny salon. Połączona z nim kuchnia, z powodu biegnących w ścianach rur, znajdowała się pół metra wyżej. Dwa drewniane schodki, rozciągające się na całą długość pomieszczenia, dodawały wnętrzu nowoczesności i stylu. Poza tym w środku panował bałagan i chaos, właściwy dla mieszkań młodych rodziców, z których jedno było w dodatku wiecznie roztargnionym artystą. Pośrodku salonu stał wózek, przez który, nie wiedzieć czemu, Henrik niedbale przerzucił swój szalik. Na stosach kartek, teczek i innych tajemniczych dla Alicji dokumentów spoczywała butelka z mlekiem. Żeby postawić ją bezpośrednio na blacie, musiałaby zrzucić wszystkie papiery na podłogę. Już dawno się poddała i przestała prosić Henrika o to, by nie wynosił swojej pracy poza granice gabinetu. Sama nie jestem lepsza, pomyślała. Wiedziała, że dwa otwarte laptopy – jeden na podłodze, drugi (o zgrozo!) na przewijaku – i kilka pomiętych gazet na kanapie to jej dzieło. Przyjrzała się jednemu z komputerów i ze zdziwieniem stwierdziła, że wciąż leci na nim jakiś film. Widocznie wyciszyła dźwięk, zamiast zatrzymać odtwarzanie. Sobie mogła również przypisać pieluchy wysypujące się z rozerwanej paczki na jadalnianym stole.
Mała Helen zdominowała ich życie. I mimo że córeczka była dla prawniczki najważniejsza na świecie, to nie tylko ona pochłaniała jej myśli. Nadchodząca jesień, wciskająca swój mokry jęzor do wnętrza, przypomniała Alicji o dniach, w których każda ze spadających z nieba kropel sprawiała jej ból. Wiadomości z Częstochowy, które ostatnio bacznie śledziła w tajemnicy przed swym partnerem, przypominały jej, że od pewnych spraw w swoim życiu nigdy nie ucieknie. Że jednej z nich nigdy nie zamknęła.
– Puk, puk, kochanie. Jesteś tutaj ze mną? – Henrik podszedł bliżej i uważnie się jej przypatrywał.
– Tak… tak… jestem – odpowiedziała, na powrót koncentrując się na ich małym świecie. – Mówisz, że zasnęła?
– Powiedziałem tylko, że się uspokoiła – odparł nieco zdziwiony.
– Nie wiem, jak to robisz, że przy tobie zawsze przestaje płakać – westchnęła.
– Alicja, a gdzie ty byłaś przed chwilą? Bo na pewno nie tutaj, z nami. – Lekko się uśmiechnął. – Praktykowałaś jedną z twoich słynnych ekspresowych drzemek z otwartymi oczami?
Chciałaby mu powiedzieć, że tak było. Wzięła jednak głęboki wdech i oznajmiła coś innego.
– Muszę z tobą porozmawiać, Henrik. – Zabrzmiało to poważniej, niż planowała.
Usiadł koło niej i podciągnął rękawy bluzy. Patrzył na nią przenikliwie, z troską, tak jakby samym tym patrzeniem chciał jej pomóc poradzić sobie z tym, co ją gryzie, czymkolwiek by to było.
– Whazzup? – powiedział, naśladując reklamę, z której niedawno śmiali się do łez. Poczuła się dziwnie, wiedząc, że za chwilę zepsuje mu humor.
– Stanisław Walter został oczyszczony z zarzutów – wystrzeliła.
Uśmiech zniknął mu z twarzy. Chciał odpowiedzieć od razu, ale nie potrafił. Nie był przygotowany na rozmowę na ten temat. Widać było, że zabrakło mu słów w każdym z trzech języków, w których się komunikowali. Oparł się i założył ręce za głowę.
– Czytałam w częstochowskiej gazecie… – Czuła, że musi przerwać ciszę.
– Wracasz do tego? – spytał cicho.
– No, tak jakby…
– Ale po co ci to? – zapytał, patrząc przed siebie, w jeden punkt na ścianie.
Chwyciła go za rękę.
– Henrik, przecież wiesz, że nie wracam… tak naprawdę to zawsze ze mną jest…
– Okej, to rozumiem, to oczywiste. Minęło zbyt mało czasu.
– No właśnie… dziesięć miesięcy.
– Tak. Ale nie pojmuję, co tak naprawdę chcesz mi powiedzieć. Dowiedziałaś się, że biskup uniknął kary. I co?
Teraz wzięła głęboki wdech.
– I chcę ujawnić prawdę. Chcę go oskarżyć.
– Co? Är du galen?! – podniósł głos, pomieszał języki. Robił tak zawsze wtedy, kiedy się irytował.
Zdała sobie sprawę, że właściwie nigdy nie zachował się tak w stosunku do niej.
– Nie, Henrik, nie zwariowałam. Biję się z myślami od wczoraj. Miałam wolną chwilę, odpaliłam komputer i weszłam na stronę gazety. Bez żadnego zamiaru, bez planu. Nie bój się, nie jestem masochistką i nie szukam newsów o biskupie. Ale to był jeden z pierwszych artykułów. Przeczytałam. I od tego czasu nie mogę o nim zapomnieć.
– To zapomnij! – nakazał jej, jakby to mogło odnieść jakikolwiek skutek.
– Krew się we mnie zagotowała, Henrik! Wściekłam się! – Ona również się uniosła. – I jeśli się boisz, że wszystko nagle wróciło, to niestety tak jest!
– I co? – Przysunął się do niej. – Co dokładnie zamierzasz z tym zrobić? Chcesz tam wrócić czy jak? Co to, do licha, znaczy, że chcesz go oskarżyć?
– Wszystkie kobiety wycofały pozwy. Pewnie im zapłacił czy coś. Jest wolny. Czysty jak łza, rozumiesz?! A mnie kasą nie przekona. Ja sama zadecydowałam, że zamykam sprawę.
– Zadecydowaliśmy! To była wspólna decyzja, pamiętasz? – prawie krzyknął. Spojrzeli w stronę łóżeczka. Nie dobiegł stamtąd żaden głos. – Mamy spokój, dobre życie, dziecko, nasz świat! I teraz chcesz to zburzyć? Chcesz wpuścić tu Waltera raz jeszcze?
– A