Różnica między tymi podejściami jest bardzo istotna. We wprowadzeniu do płyty z nagraniami praktyki skanowania ciała znajduje się wskazówka, że najlepszym sposobem uzyskania efektów jest porzucenie nadziei na jakiekolwiek efekty i po prostu praktykowanie dla samej praktyki. Kiedy nasi pacjenci używają CD z nagraniem skanowania ciała, słyszą o tym codziennie. Każdy z nich ma jakiś poważny problem i dlatego poszukuje pomocy. Otrzymują jednak przekaz, że najlepszym sposobem uzyskania korzyści z medytacji jest codzienna praktyka i wyzbycie się oczekiwań, celów, a nawet zapomnienie o powodach podjęcia treningu.
Takie ujęcie „skuteczności” medytacji stawia pacjentów w sytuacji paradoksalnej. Pojawiają się w klinice w nadziei, że dzięki temu spotka ich coś dobrego, otrzymują jednak instrukcję, by praktykować, nie starając się niczego osiągnąć. Zamiast nastawienia na osiągnięcia namawiamy ich, by spróbowali być w pełni właśnie tu, gdzie już się znaleźli, gdzie już są, i to zaakceptowali. Sugerujemy też, by przez osiem tygodni trwania programu ze wszystkich sił starali się „zawiesić” wszelkie osądzanie i dopiero pod koniec treningu ocenili, czy warto było spróbować.
Skąd takie podejście? Stworzenie takiej paradoksalnej sytuacji zachęca uczestników do zgłębiania postawy bezwysiłkowości i samoakceptacji jako sposobu bycia. Oznacza to przyzwolenie na rozpoczęcie wszystkiego od samego początku, na zastosowanie nowego sposobu postrzegania i odczuwania, bez sięgania po normy sukcesu i porażki oparte na nawykowym, ograniczonym widzeniu własnych problemów i na oczekiwaniach. Praktykujemy medytację w ten sposób, ponieważ wysiłek, by „coś osiągnąć”, zbyt często nie sprawdza się jako droga do zmiany, rozwoju czy uzdrowienia, ponieważ zwykle wypływa z odrzucenia rzeczywistości chwili obecnej, bez pełnej świadomości i zrozumienia tej rzeczywistości.
Pragnienie, by było inaczej, niż jest, to po prostu myślenie życzeniowe. Nie jest to skuteczny sposób doprowadzania do realnej zmiany. Gdy pojawiają się pierwsze symptomy czegoś, co uznajemy za „porażkę”, gdy widzimy, że „jesteśmy na drodze donikąd” albo że nie dotarliśmy tam, gdzie naszym zdaniem powinniśmy się znaleźć, prawdopodobnie się zniechęcimy lub będziemy się czuli przytłoczeni, stracimy nadzieję, będziemy obwiniali zewnętrzne siły i skapitulujemy. Dlatego prawdziwa zmiana nie następuje nigdy.
Z perspektywy medytacji zmiana, rozwój i uzdrowienie mogą wyłonić się tylko z akceptacji realności tego, co już jest obecne, nieważne, z jak bolesnymi, przerażającymi czy niepożądanymi treściami mamy do czynienia. Jak zobaczymy w części II, pt. Paradygmat, możemy uznać, że nowe możliwości już istnieją, już są objęte rzeczywistością obecnej chwili. Aby się uobecniły i zostały dostrzeżone, trzeba je tylko pielęgnować.
Jeśli to prawda, to skanując ciało lub ćwicząc inne techniki uważności, nie musimy niczego osiągać. Musimy jedynie rzeczywiście być w miejscu, w którym już jesteśmy i to zrozumieć (to znaczy, musimy uczynić to bycie realnym). Zgodnie z tym poglądem nie ma innego miejsca, do którego moglibyśmy się przenieść, a wysiłki, by to zrobić, prowadzą nieuchronnie do frustracji i porażki, bo oparte są na błędnym założeniu. Ponadto nie możemy „źle” być tam, gdzie już jesteśmy. Nie możemy więc w praktyce medytacyjnej ponieść „porażki”, jeśli jesteśmy gotowi świadomie być z tym, co się wyłania.
W swojej najczystszej postaci medytacja wychodzi poza pojęcia sukcesu oraz porażki i właśnie dlatego jest tak potężnym narzędziem rozwoju, zmiany i uzdrowienia. Nie oznacza to, że w swojej praktyce medytacyjnej nie robimy postępów, nie oznacza, że niemożliwe są błędy, które w naszch oczach obniżają jej wartość. Praktyka medytacji wymaga szczególnego rodzaju wysiłku, ale nie jest to wysiłek polegający na walce o jakiś wyjątkowy stan, obojętne, czy byłoby to rozluźnienie, uwolnienie od bólu, uzdrowienie czy wgląd. Stany te pojawiają się naturalnie, ponieważ nie da się ich oddzielić od chwili obecnej, od żadnej chwili. Zatem aby się do nich dostroić, każdy moment jest tak samo dobry jak inny.
Gdy patrzymy z tej perspektywy, całkowicie zrozumiałe jest, że przyjmujemy każdą chwilę bez prób jej cenzurowania, akceptujemy to, co się dzieje, a potem puszczamy.
Jeśli nie mamy pewności, czy praktykujemy „prawidłowo”, oto skuteczny sprawdzian: gdy zauważamy myśli o tym, by coś osiągnąć, pragnienie czegoś albo przekonanie, że już znaleźliśmy się w nowym miejscu, kiedy zauważamy myśli dotyczące „sukcesu” albo „porażki”, to czy potrafimy uszanować każdą z nich, postrzegając ją jako aspekt rzeczywistości jawiącej się w chwili obecnej? Czy umiemy z całą jasnością zobaczyć myśl jako odruch, czystą myśl, pragnienie, osąd, czy pozwalamy jej trwać tu i teraz, a potem puszczamy, nie poddając się jej przyciąganiu, nie przypisując jej mocy – której nie posiada – nie tracąc przy tym orientacji? W taki właśnie sposób należy rozwijać uważność.
* * *
Zatem skanujemy ciało wciąż od nowa, dzień po dniu, ostatecznie nie po to, żeby je oczyszczać, czegoś się pozbyć, nawet nie po to, by się rozluźnić albo osiągnąć spokój umysłu. Być może to powody, które skłoniły nas do podjęcia praktyki i które nas motywują, by ją kontynuować w jej początkowej fazie. Zresztą możemy czuć się dzięki niej lepiej, być bardziej rozluźnieni. Aby jednak praktykować prawidłowo, prędzej czy później będziemy musieli porzucić nawet taką motywację. Wówczas praktykowanie skanowania ciała staje się po prostu sposobem czystego bycia z naszą cielesnością, sposobem bycia z samym sobą, sposobem bycia pełnią tu i teraz.
ĆWICZENIE
1 Połóż się na wznak w wygodnym miejscu, na przykład na piankowej macie lub kocu na podłodze albo na łóżku. Od początku pamiętaj, że w tym ćwiczeniu w pozycji leżącej chodzi o „całkowitą przytomność”, a nie o to, by zasnąć. Upewnij się, że nie jest ci zbyt chłodno. Możesz przykryć się kocem albo, jeśli w pomieszczeniu jest zimno, wykonać ćwiczenie w śpiworze.
2 Zamknij oczy. Jeśli poczujesz przypływ senności, śmiało otwórz oczy i kontynuuj ćwiczenie.
3 Nakieruj uwagę na brzuch, odnotuj unoszenie się i opadanie ściany brzucha wraz z każdym wdechem i wydechem, innymi słowy, wczuj się w „płynięcie na falach” własnego oddechu z niepodzielną świadomością przez cały czas trwania wdechu i wydechu.
4 Poświęć trochę czasu na poczucie ciała jako całości, od głowy po czubki palców u nóg, poczuj otulającą cię „powłokę” skóry, doznania dotykowe związane z kontaktem ciała z podłożem.
5 Kieruj uwagę ku palcom lewej stopy. Kiedy twoja uwaga zaczyna je obejmować, sprawdź, czy możesz posłać ku nim także swój oddech, byś miał poczucie, jakby wpływał w nie wdech i wypływał z nich wydech. Może minąć trochę czasu, zanim nauczysz się to robić w sposób niewywołujący wrażenia wysiłku lub sztuczności. Pomocne może być wyobrażenie, że oddech wędruje w dół ciała z nosa poprzez płuca, a następnie tułów i dalej do lewej nogi aż po place stopy, a potem z powrotem, wypływając w końcu przez nos. W rzeczywistości oddech pokonuje taką trasę poprzez układ krwionośny.
6 Otwórz się na wszelkie doznania usytuowane w palcach, w miarę możliwości rozróżniając je i przyglądając się ich przepływowi w tym obszarze ciała. Jeśli na tym etapie niczego nie czujesz, nie stanowi to problemu. Otwórz się po prostu na odczuwanie „nieodczuwania niczego”.
7 Gdy jesteś gotów zostawić palce i przenieść uwagę w następne miejsce, zrób głębszy, bardziej intencjonalny wdech, prowadząc go aż do palców, a potem, w czasie wydechu, pozwól, by ich wyobrażenie w twoim umyśle się „rozpłynęło”. Przez przynajmniej kilka chwil świadomie wczuwaj się w oddech, następnie przenieś uwagę ku podeszwie stopy, pięcie, ku grzbietowi, a potem ku kostce, kontynuując prowadzenie w dane miejsce wdechu i wypuszczanie