Człowiek-smok drgnął, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że popatruje na Ka-poel.
– Kościanym Oczom nie można ufać – oznajmił.
– No ja się z tym kłócił nie będę – odparł Styke. – Nie spotkałem osobiście twojego Ka-Sediala, ale z tego, co o nim mówią, musi to być wyjątkowo podły zasraniec.
Orz rozejrzał się pospiesznie, sprawdzając najbliższe otoczenie.
– Nigdy w tym kraju nie mów czegoś takiego głośno – zganił Bena. – Bez względu na to, w jakim języku. Sedial ma swych informatorów w każdym z Domów, nawet w tych, które są mu wrogie. Jego wpływy są tutaj tak wielkie, że mógłbyś stracić życie za obrażanie go nawet wtedy, gdy sam Sedial jest za morzem.
Styke powstrzymał się od komentarza. Ludzie próbowali go zabić i z błahszych powodów, ale w Fatraście, gdzie miał przyjaciół i reputację. Gdyby cały garnizon zwrócił się w jednej chwili przeciwko niemu, nie obstawiałby teraz, że będzie miał dość szczęścia, by ujść z tego kontynentu z życiem.
– Jasne – odpowiedział w końcu. – Zapamiętam.
– Poza tym – Orz ściszył głos – mówię o wszystkich Kościanych Oczach.
– O niej? – Styke odwrócił się, by popatrzeć na Ka-poel, na pozór całkowicie pochłoniętą robieniem kolejnej ze swych woskowych laleczek. – Przyznam, że polubiłem naszą małą wiedźmę krwi.
– Ma twoją krew? Jakąś część ciała? Paznokieć może? Kosmyk włosów?
– Pewnie tak.
– Masz w ogóle pojęcie, do czego jest zdolna?
Orz pytał wyważonym tonem, ale Styke wyczuł w pytaniu echo nacisku.
– A ty masz? – odparował.
– Uwolniła mnie spod władzy Sediala, a to znaczy, że jest niesamowicie silna.
Styke wrócił myślami do bitwy o Starlight i dalej, do gęstwiny pod Zwichniętą i dynizyjskich dragonów, którzy ścigali Bena i jego ludzi przez pół Fatrasty.
– Wspomniałeś, że widziałeś pokłosie starcia Szalonych Lansjerów z dynizyjskimi kawalerzystami. A natknąłeś się na ich obóz?
Orz wpatrywał się weń bez słowa.
– Rzeź miała miejsce dwa razy – mówił dalej Styke. – Pierwszy nastąpił przy drodze, gdzie zasadziliśmy się na dragonów, a drugi w ich obozowisku, gdzie…
– Widziałem oba – przerwał mu Orz.
Styke spojrzał na niego z ukosa.
– Za drugą rzeź odpowiada ona. Przejęła kontrolę nad większością żołnierzy w obozie i przepytała ich dowódcę. Kiedy skończyła, zwróciła ich przeciwko sobie, póki nie ostał się nikt żywy. Później powiedziała mi, że musiała się do tego mocno przygotowywać, ale… nigdy nie widziałem, by ktoś dokonał czegoś takiego. Uprzywilejowani mogą jedynie pomarzyć o takiej władzy nad ludźmi.
– Módl się, byś nigdy więcej czegoś takiego nie zobaczył. – Orz zaczął się już odwracać, chyba jednak złapał się na tym w ostatniej chwili, bo powstrzymał ruch. Zmrużył oczy z namysłem. – Większość żołnierzy w obozie, powiadasz? – Odetchnął mocno, niepewnie. – Większość Kościanych Oczu może utrzymać jedną marionetkę. Nieliczni kilka. Słyszałem plotki, że Ka-Sedial ma kilkadziesiąt kukiełek, ale bezpośrednio może kontrolować dwie lub trzy naraz. Setki zatem?
Styke’a zaskoczyło zdumienie, zmieszane z podziwem, które usłyszał w głosie Orza. Czy Ka-poel naprawdę była takim odstępstwem od normy? Była tak dziko potężna, że budziła strach w silnym mężczyźnie? Zreflektował się przy tym ostatnim pytaniu i parsknął śmiechem. Oczywiście, że tak. Orz może i widział efekty tego, co stało się w obozie dragonów. Ale Styke tam był!
– Kościane Oczy cię śmieszą?
– Nie, myślałem o czymś innym. – Styke obrócił na palcu swój sygnet, patrząc na rodzinę Dynizyjczyków, która mijała ich wozem, pełnym nieznanych mu owoców. – Ta wasza wojna domowa… Kiedy się skończyła?
– Dziewięć lat temu.
– A wcześniej było dwóch cesarzy?
Człowiek-smok przytaknął.
– A czym twój zdobył sobie lojalność?
Orz otworzył usta, zamknął i zastanowił się chwilę.
– Był dobrym człowiekiem.
– Dobrym? – Styke nie zdołał ukryć rozbawienia.
Orz nie sprawiał wrażenia urażonego. Po prostu ponownie kiwnął głową.
– Nie tylko w osobistych relacjach. Wstąpił na tron, gdy byłem dzieckiem, wtedy wojna domowa była najkrwawsza. Mój Dom od samego początku był mu wierny, oczywiście, a dla niego życiowym celem stało się zakończenie wojny. Nie wygranie. Zakończenie. Negocjował nieustępliwie, ale nie unosił się dumą, po prostu robił wszystko, by zakończyć rozlew krwi. Wreszcie zaoferował zrzeczenie się władzy, a Sedial, zamiast pozwolić mu abdykować spokojnie i przejść na emeryturę, zorganizował jego zabójstwo.
– A dziwisz się? – spytał Styke. – Emerytowany cesarz to chodzące zarzewie rebelii.
Orz skrzywił się pogardliwie.
– Rozumiem, jakie były tego powody, ale ja go poznałem, nawet strzegłem go przez trzynaście miesięcy, zaraz po ukończeniu szkolenia. To był honorowy człowiek, dotrzymałby słowa. Prędzej wyrwałby sobie serce z piersi, niż pozwolił na ponowny wybuch wojny. Nie dbam o to, czy Sedial rozumował słusznie, czy nie. Obchodzi mnie to, że on i jego fałszywy cesarz zamordowali mojego i oczekiwali, że wszyscy się z tym pogodzą.
– Byłeś tam, gdy…? – Styke pozwolił, żeby pytanie zawisło w powietrzu niedopowiedziane.
– Kiedy umarł? Nie. Gdybym tam był, to albo on by żył, albo ja bym zginął, broniąc go.
Styke rozważał przez moment, jaki człowiek mógł zasłużyć sobie na taką lojalność.
– A gdzie w tym wszystkim są Kościane Oczy? – spytał, dławiąc chęć zerknięcia na Ka-poel. W miarę jak rozmawiali, podjechała bliżej, i nie miał żadnych wątpliwości, że przysłuchuje się temu, co mówią.
– Kościane Oczy są jak Uprzywilejowani albo ludzie-smoki. Jesteśmy narzędziami korony. Strażnikami cesarza. Na początku wojny domowej Kościane Oczy podzielili się niemal równo. Ale im więcej mijało czasu, szczególnie po tym, jak Ka-Sedial doszedł do władzy, coraz więcej i więcej Kościanych Oczu uznawało go za swego przywódcę. Stali się sami dla siebie kamarylą. Tych kilku, którzy pozostali po naszej stronie, zostało zamordowanych z naszym cesarzem.
– Czyli Kościane Oczy należą do Sediala?
Orz skinął twierdząco głową.
– I sądząc po tym, czego byłem świadkiem w jej wykonaniu – Styke wskazał kciukiem za siebie – oznacza to, że tak naprawdę Sedial rządzi krajem?
Kolejne milczące potwierdzenie.
– I większość jest zadowolona z takiego obrotu spraw? – Styke postukał sygnetem o łęk siodła. Patrzył na pluton dynizyjskich młodzików maszerujących traktem.
– Bynajmniej – odparł Orz. – Ale boją się Kościanych Oczu. I boją się, że znów zacznie się przelewanie braterskiej krwi. Musisz zrozumieć, wojna trwała całe dekady. Kiedy Sedial zamordował cesarza, nikt nie miał siły dłużej walczyć. Pokój był ważniejszy. Politycy po obu stronach chcieli tylko zabezpieczyć