– Mamy powody, by sądzić, że twoje życie jest w niebezpieczeństwie – krzyknęła Riley.
Znowu nic.
Riley przekręciła klamkę. Ku jej zaskoczeniu zamek nie był zamknięty, a drzwi się otworzyły.
Agenci weszli do schludnie utrzymanego, nijakiego mieszkania, praktycznie bez wystroju. Nie było też telewizora, urządzeń elektronicznych, na pewno ani śladu komputera. Riley zdał sobie sprawę, że Moranowi udało się wywrzeć ogromny wpływ w półświatku przestępczym wyłącznie poprzez wydawanie rozkazów twarzą w twarz. Jako że nigdy nie wszedł w tryb online ani nawet nie używał telefonu, pozostawał poza radarem organów ścigania.
Zdecydowanie sprytny gość, pomyślała Riley. Czasami staroświeckie sposoby działają najlepiej.
Nigdzie go jednak nie było. Dwóch lokalnych agentów szybko przejrzało wszystkie pokoje i szafy. W mieszkaniu nikogo nie było.
Wszyscy zeszli po schodach. Kiedy dotarli do holu, McGill i Newton podnieśli karabiny, gotowi do akcji. Młodzi gangsterzy czekali na nich u dołu schodów.
Riley rzuciła na nich okiem. Zrozumiała, że najwyraźniej otrzymali rozkaz, by pozwolić Riley i jej współpracownikom przeszukać puste mieszkanie. Teraz wydawało się, że mają coś do powiedzenia.
– Smokey powiedział, że się spodziewał, że przyjdziecie – powiedział jeden z gangsterów.
– Kazał nam przekazać ci wiadomość – dodał inny.
– Powiedział, żeby szukać go w starym magazynie Bushnell na Dolliver Street – wyjawił trzeci.
Następnie, bez słowa, młodzi mężczyźni usunęli się na bok, pozostawiając agentom dużo miejsca do wyjścia.
– Czy był sam? – spytała Riley.
– Był sam, kiedy wychodził – odpowiedział jeden z młodych mężczyzn.
W powietrzu unosiło się coś w rodzaju uroczystego przeczucia. Riley nie wiedziała jeszcze, co o tym myśleć.
McGill i Newton nie spuszczali oczu z młodych ludzi w czasie, gdy agenci wychodzili. Gdy znaleźli się na zewnątrz, Newton stwierdził:
– Wiem, gdzie jest ten magazyn.
– Ja też – dodał McGill. – To tylko kilka przecznic stąd. Jest opuszczony i wystawiony na sprzedaż, a mówi się o przekształceniu go w eleganckie apartamenty. Ale nie podoba mi się to wszystko. To idealne miejsce na zasadzkę.
Połączył się z telefonem i poprosił o dodatkowe wsparcie, które miałoby się tam z nimi spotkać.
– Musimy być ostrożni – stwierdziła Riley. – Prowadź.
Bill prowadził, podążając za lokalnym SUV-em. Potem oba pojazdy zaparkowały przed rozpadającym się czteropiętrowym ceglanym budynkiem z sypiącą się fasadą i wybitymi oknami. Następnie podjechał kolejny samochód FBI.
Przyjrzawszy się budynkowi, Riley zrozumiała, co miał na myśli McGill i dlaczego chciał mieć więcej wsparcia. Miejsce było ogromne i zniszczone, z trzema piętrami ciemnych, wybitych okien. Każde z tych okien mogło z łatwością ukryć strzelca z karabinem.
Cała lokalna drużyna była uzbrojona w długą broń, ale ona i Bill mieli tylko pistolety. Mogli być łatwym celem podczas strzelaniny.
Jednak zasadzka nie miała dla niej sensu. Dlaczego facet tak błyskotliwy, jak Smokey Moran po tym, jak sprytnie unikał aresztowania przez około trzy dekady, miałby zrobić coś lekkomyślnego, jak strzelanie do agentów FBI?
Riley wywołała na radio pozostałych agentów.
– Wciąż macie na sobie kamizelki? – zapytała.
– Tak – nadeszła odpowiedź.
– Dobrze. Zostańcie w samochodzie, dopóki nie powiem wam, żebyś wyszli.
Bill sięgnął już do tyłu ich dobrze zaopatrzonego SUV-a, gdzie znalazł dwie kamizelki z Kevlaru. On i Riley szybko się w nie wślizgnęli. Następnie Riley znalazła megafon.
Opuściła okno i zawołała w kierunku budynku.
– Smokey Moran, jesteśmy z FBI. Otrzymaliśmy Twoją wiadomość. Przyszliśmy cię zobaczyć. Nie chcemy nikogo skrzywdzić. Wyjdź z budynku z podniesionymi rękami i porozmawiajmy.
Czekała pełną minutę. Nic się nie wydarzyło.
Riley ponownie wywołała na radio Newtona i McGilla.
– Agent Jeffreys i ja wysiadamy z naszego pojazdu. Kiedy wyjdziemy, wy też wychodzicie – z wyciągniętą bronią. Wszyscy spotkamy się przy drzwiach wejściowych. Patrzcie do góry. Jeśli zauważycie jakikolwiek ruch w dowolnym miejscu w budynku, natychmiast się schowajcie.
Riley i Bill wysiedli z SUV-a, a Newton i McGill ze swojego samochodu. Trzej bardziej uzbrojeni agenci FBI wyszli z nowo przybyłego pojazdu i dołączyli do nich.
Agenci ostrożnie ruszyli w stronę budynku z bronią w gotowości, wpatrując się w okna. W końcu dotarli ogromnych frontowych drzwi dających względne bezpieczeństwo.
– Jaki jest plan? – zapytał McGill wyraźnie zdenerwowany.
– Aresztować Shane’a Hatchera, jeżeli tam jest – odrzekła Riley. – Zabić go, jeśli to konieczne. Oraz znaleźć Smokey Morana.
Bill dodał:
– Będziemy musieli przeszukać cały budynek.
Riley wiedziała, że miejscowym agentom ten plan się nie spodobał. Nie mogła ich za to winić.
– McGill – powiedziała – zacznij na parterze i kieruj się w górę. Jeffreys i ja udajemy się na najwyższe piętro, po czym schodzimy w dół. Spotkamy się po środku.
McGill skinął głową. Riley dostrzegła przebłysk ulgi na jego twarzy. Wyraźnie wiedzieli, że dolnej części budynku była prawdopodobnie o wiele mniej niebezpieczna. Bill i Riley narażaliby się na znacznie większe ryzyko.
Newton sprzeciwił się:
– Idę z tobą na górę.
Na widok stanowczego wyrazu jego twarzy nie wyraziła sprzeciwu.
Bill pchnął drzwi i cała piątka agentów weszła do środka. Lodowaty wiatr gwizdał przez okna na parterze, który stanowił w większości pustą przestrzeń ze słupami i drzwiami do kilku sąsiednich pomieszczeń. Zostawiając McGilla i trzech innych, aby zaczęli w tym miejscu, Riley i Bill skierowali się w stronę bardziej niebezpiecznej klatki schodowej. Newton szedł tuż za nimi.
Mimo zimna czuła pot w rękawiczkach i na czole. Czuła, jak waliło jej serce i z trudem kontrolowała oddech. Nieważne, ile razy by to zrobiła, nigdy się do tego nie przyzwyczai. Nikt by się nie przyzwyczaił.
W końcu weszli na ogromne, górne piętro przypominające loft.
Martwe ciało było pierwszą rzeczą, która przyciągnęła wzrok Riley.
Było przyklejone taśmą do słupa, tak zniekształcone, że prawie nie wydawało się już ludzkie. Łańcuchy na koła były owinięte wokół jego szyi.
Ulubiona broń Hatchera, przypomniała sobie Riley.
– To musi być Moran – stwierdził Newton.
Riley i Bill wymienili spojrzenia. Wiedzieli, że nie powinni chować broni do kabury – jeszcze nie teraz. Mógł być to podstęp Hatchera – zwabić ich na otwartą przestrzeń przy użyciu ciała.
Gdy zbliżyli się do zwłok, Newton zatrzymał się z karabinem w pogotowiu.
Riley szła w stronę ciała, a zamarzające kałuże krwi przylepiały się do podeszew jej