Włodzimierz Majakowski był poetą cieszącym się międzynarodowym uznaniem, a także bolszewikiem i chlubą Związku Radzieckiego. Wysoki na sześć metrów pomnik poety wznosił się pośrodku placu nazwanego jego imieniem. Na trawie zgromadziło się kilkaset osób, przeważnie młodych. Niektórzy byli ubrani na zachodnią modłę w dżinsy i golfy. Jakiś chłopak w czapce sprzedawał wydrukowaną na powielaczu własną powieść z dziurkowanym grzbietem związanym sznurkiem. Nosiła tytuł Dorastanie wspak. Długowłosa dziewczyna trzymała gitarę, ale na niej nie grała; może traktowała ją niczym dodatek do stroju taki sam jak torebka. Był tylko jeden policjant w mundurze, lecz tajniacy komicznie odróżniali się od tłumu: pomimo ciepłej pogody byli ubrani w skórzane kurtki, pod którymi ukrywali pistolety. Tania unikała ich wzroku, ponieważ w gruncie rzeczy nie budzili wesołości.
Autorzy wierszy wstawali i recytowali jeden lub dwa utwory. Przeważali mężczyźni, lecz było także parę kobiet. Chłopak z szelmowskim uśmiechem przeczytał wiersz o rolniku niezgule, który usiłował zagonić stadko gęsi; wszyscy szybko pojęli, że jest to metafora partii komunistycznej, starającej się panować nad narodem. Słuchacze zanosili się od śmiechu, nie śmiali się tylko agenci KGB, których miny zdradzały niezrozumienie.
Tania przesuwała się niepostrzeżenie, słuchając wiersza poety, który w stylu przypominającym futurystyczne utwory Majakowskiego wyrażał młodzieńczy gniew. Jednocześnie wyciągała z kieszeni po jednym egzemplarzu gazetki i dyskretnie wsuwała w rękę każdemu, kto miał życzliwy wyraz twarzy. Zerkała na Wasilija, który robił to samo. Po chwili usłyszała okrzyki zatroskania i niepokoju: uczestnicy zgromadzenia zaczęli wymieniać się informacją o Bodianie. Niemal wszyscy obecni na placu wiedzieli, kim jest i dlaczego został uwięziony. Czym prędzej rozdała pozostałe egzemplarze, by zdążyć, nim milicjanci się połapią.
Jakiś krótko ostrzyżony mężczyzna wyglądający na byłego żołnierza wstał i zamiast deklamować wiersz, zaczął czytać na głos artykuł Tani o Bodianie. Ucieszyła się: wieść roznosiła się nadspodziewanie szybko. Rozległy się gniewne okrzyki, gdy czytający dotarł do informacji o tym, że śpiewak nie ma opieki medycznej. Tajniacy w skórzanych kurtkach wychwycili zmianę nastroju zgromadzonych ludzi i wzmogli czujność. Jeden z nich zaczął mówić naglącym tonem do krótkofalówki.
Tania miała jeszcze pięć kopii „Niezgody”, które prawie paliły się jej w kieszeni.
Tajniacy stojący dotąd na obrzeżach tłumu ruszyli w kierunku mówcy. Zbliżali się, a stojący na niej mężczyzna wyzywającym gestem machał egzemplarzem nielegalnego biuletynu. Część słuchaczy podeszła bliżej postumentu, chcąc utrudnić poczynania agentom KGB. Ci zaczęli się rozpychać. W taki sposób wybuchały zamieszki. Zaniepokojona Tania wycofała się ku zewnętrznemu kręgowi zgromadzenia. Miała jeszcze jeden egzemplarz gazetki. Upuściła go na ziemię.
Raptem pojawiło się pół tuzina mundurowych milicjantów. Tania nie wiedziała, skąd się wzięli. Rozejrzała się nerwowo i jej wzrok zatrzymał się na budynku po przeciwnej stronie ulicy. Funkcjonariusze wysypywali się z drzwi; zapewne ukryli się wcześniej w środku i czekali na sygnał. Dobyli pałek i wymachiwali nimi, uderzając kogo popadnie. Tania zauważyła, że Wasilij odwraca się i szybko odchodzi. Zrobiła to samo. Jakiś przerażony nastolatek wpadł na nią i przewrócił ją na ziemię.
Upadek oszołomił Tanię. Kiedy znów się rozejrzała, zobaczyła biegnących ludzi. Wstała, lecz kręciło jej się w głowie. Ktoś popchnął ją i znów się przewróciła. Nagle obok pojawił się Wasilij. Chwycił ją obiema rękami i dźwignął z ziemi. Spojrzała na niego zaskoczona: nie spodziewała się, że zaryzykuje własne bezpieczeństwo, by ją ratować.
Naraz milicjant trzasnął Wasilija pałką w głowę i ten upadł. Funkcjonariusz przyklęknął, odciągnął mu ręce do tyłu i wprawnie, szybkimi ruchami założył kajdanki. Wasilij uniósł głowę, zobaczył Tanię i ruchem ust nakazał jej: „Uciekaj!”.
Odwróciła się i rzuciła biegiem, lecz po chwili wpadła na mundurowego. Złapał ją za ramię. Usiłowała się wyrwać.
– Puszczaj! – krzyknęła.
Milicjant mocniej zacisnął rękę.
– Jesteś aresztowana, zdziro.
ROZDZIAŁ 6
Kremlowska sala Niny Oniłowej została nazwana na cześć kobiety obsługującej karabin maszynowy w bitwie pod Sewastopolem. Na ścianie wisiało oprawione w ramkę czarno-białe zdjęcie generała Armii Czerwonej, który kładł na jej mogile Order Czerwonego Sztandaru. Fotografia wisiała nad kominkiem z białego marmuru, poplamionego niczym palce nałogowego palacza. Wszędzie widać było ozdobne reliefy okalające prostokąty jaśniejszej farby w miejscach, gdzie wisiały inne obrazy, co świadczyło o tym, że ścian nie malowano od czasów rewolucji. Może pomieszczenie było niegdyś eleganckim salonem? Teraz stały w nim proste stoliki zepchnięte razem w długi prostokąt, przy którym ustawiono około dwudziestu tanich krzesełek. Na stołach znajdowały się kamionkowe popielnice, które wyglądały tak, jakby codziennie je opróżniano, ale nigdy nie wycierano.
Do pomieszczenia wszedł Dimka Dworkin; miał zamęt w głowie i ściskało go w brzuchu.
Było to miejsce stałych spotkań asystentów ministrów i sekretarzy wchodzących w skład Prezydium Rady Najwyższej, ciała zarządzającego ZSRR.
Dimka był asystentem Nikity Chruszczowa, pierwszego sekretarza partii i przewodniczącego Prezydium, a mimo to czuł, że nie powinno go tam być.
Do szczytu wiedeńskiego zostało kilka tygodni. Miało to być pierwsze spotkanie Chruszczowa z nowym prezydentem USA Johnem Kennedym, wydarzenie niezwykłej wagi. Jutro, w czasie najważniejszego posiedzenia Prezydium w całym roku, przywódcy Związku Radzieckiego podejmą decyzję o strategii postępowania w czasie szczytu. Asystenci zebrali się, żeby przygotować się do obrad. Była to narada, w czasie której miano zadecydować o przebiegu innego, donioślejszego spotkania.
Przedstawiciel Chruszczowa powinien zaprezentować linię przywódcy, dzięki czemu pozostali asystenci będą mogli przygotować swoich pryncypałów na jutrzejsze obrady. Drugie, niewyrażone wprost, zadanie Dimki polegało na wykryciu potencjalnych punktów oporu wobec koncepcji Chruszczowa i jeśli to możliwe, zdławieniu ich. W istocie miał postarać się, by jutrzejsze posiedzenie przebiegło bez zakłóceń i po myśli pierwszego sekretarza.
Dimka znał zamysły Nikity Chruszczowa w odniesieniu do szczytu, a mimo to czuł, że nie sprosta zadaniu. Był najmłodszym i najmniej doświadczonym z asystentów Chruszczowa. Dopiero rok temu skończył uczelnię. Nigdy wcześniej nie uczestniczył w naradzie przed posiedzeniem Prezydium Rady Najwyższej, gdyż był zbyt młody. Jednak przed dziesięcioma minutami jego sekretarka Wiera Pletner poinformowała go, że starszy asystent zachorował, a dwaj inni mieli wypadek samochodowy. Dimka musiał ich zastąpić.
Posadę asystenta pierwszego sekretarza otrzymał z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że plasował się na czele wszystkich klas i grup, do których uczęszczał od przedszkola do uniwersytetu. Po drugie, jego wuj był generałem. Dimka nie potrafił ocenić, który powód ma większą wagę.
Światu zewnętrznemu Kreml prezentował się jako monolit, lecz w istocie stanowił pole bitwy. Władza Chruszczowa nie była mocna. Ten komunista z krwi i kości dostrzegał niedomogi radzieckiego systemu i chciał wdrożyć nowe pomysły. Jednakże starzy staliniści na Kremlu jeszcze się nie poddali. Tylko czekali na okazję, by osłabić pozycję pierwszego sekretarza i cofnąć jego reformy.
Narada była nieoficjalna – asystenci zdjęli marynarki i rozluźnili krawaty. Rozmawiali,