Pierwsze siedem lat małżeństwa Joplinowie spędzili pracowicie, oszczędzając pieniądze na przyszłość. Pewnego czerwcowego dnia, pół roku po tym, jak niespodziewany japoński atak na Pearl Harbor pchnął Stany Zjednoczone do udziału w II wojnie światowej, Seth wrócił z pracy do domu i, według relacji jego żony, powiedział: „Zróbmy coś dla potomności”28. Trzydzieści siedem tygodni później, o wpół do dziesiątej rano, 19 stycznia 1943 roku w szpitalu St. Mary przyszła na świat Janis Lyn Joplin. Urodziła się dwadzieścia jeden dni przed terminem, mierzyła czterdzieści centymetrów i ważyła niespełna dwa i pół kilograma, ale była zdrowa.
Trzydziestotrzyletni Seth, który nie był obecny przy porodzie, napisał na maszynie żartobliwy ironiczny liścik skierowany do swojej dwudziestodziewięcioletniej żony: „Pragnę złożyć Pani gratulacje z okazji rocznicy udanej realizacji kwoty produkcyjnej za okres dziewięciu miesięcy kończący się 19 stycznia 1943 roku. Mając świadomość przejścia przez Panią okresu inflacji29, jakiego nigdy wcześniej Pani nie znała – stwierdzam, że mimo to, dzięki najwyższym staraniom, we wczesnych godzinach dn. 19 stycznia, dobre trzy tygodnie przed terminem, osiągnęła Pani swój cel”30.
Młodzi rodzice uwielbiali córkę, a każde kolejne ważne wydarzenie w jej życiu Seth dokumentował kamerą. Przez następne sześć lat, do czasu narodzin ich drugiego dziecka, Janis będzie centrum ich świata – ośrodkiem uwagi, której już zawsze później pragnęła. Seth, choć z natury nieśmiały i hołdujący ponurej wizji życia, traktował swoją pierworodną niczym syna, o którym marzył. Dorothy chciała dla córki idealnego, przyzwoitego dzieciństwa – takiego, jakiego sama nie zaznała. Poświęciła się macierzyństwu w pełnym wymiarze, by zapewnić dziecku dobry start. Łagodny temperament małej Janis napawał świeżo upieczonych rodziców wiarą, że się uda.
„Nigdy nie była marudna, nieznośna ani trudna”31, opowiadała Dorothy. Janis zaczęła raczkować po sześciu miesiącach, a stawać przed ukończeniem pierwszego roku życia. Jej niebieskie oczy błyszczały, gdy ojciec wracał z pracy; jako małe dziecko zainicjowała rytuał witania go w drzwiach wejściowych. Po obiedzie Seth siadał w fotelu, aby czytać książki i posłuchać Bacha lub Beethovena, a obcując z tym pięknem, niekiedy miewał łzy w oczach. Różnił się bardzo od większości ojców w Port Arthur.
Janis uważała Setha za „ukrytego intelektualistę” i opisywała go później jako „czytelnika książek, mówcę, myśliciela”. Dodawała przy tym: „Był dla mnie bardzo ważny, bo zmuszał mnie do myślenia. To on sprawił, że jestem taka, jaka jestem”32. Jej rys niezależności z pewnością pochodził od ojca, lecz – chociaż sama Janis rzadko się do tego przyznawała – była ona w równym stopniu córką swej matki. Odziedziczyła po Dorothy fascynację modą, jej silne pragnienie kontroli i, rzecz jasna, znakomity głos, który dawał możliwość ucieczki od spokojnego, ograniczającego życia. Dorothy odrzuciła tę ofertę – Janis skwapliwie ją przyjęła.
Mniej więcej cztery lata wcześniej, w 1939 roku, Joplinowie uczynili duży krok w kierunku awansu do klasy średniej. Z wynajmowanego mieszkania przy Sixth Street w śródmieściu przeprowadzili się do pierwszego własnego lokum: większego domu z cegły z dwiema sypialniami, przy głównej ulicy Port Arthur, Procter Street, pod numerem 4048. Było w nim dość miejsca, by mogły z nimi zamieszkać matka i najmłodsza siostra Dorothy Mildred. Eastsowie w końcu się rozwiedli, a Cecil przeprowadził się do Kansas City i zerwał kontakty z dziećmi. „Gdybym musiała wybierać, z którym z rodziców mam utrzymać kontakt, wskazałabym ojca – wyznała później Dorothy. – Jednak on […] wziął fizyczny i emocjonalny rozwód z nami wszystkimi”33. Laura i Mildred East zatrzymały się w domu Joplinów na siedem lat – do trzecich urodzin Janis i zakończenia wojny.
Dorothy, wciąż bliska wierze swojej matki, dołączyła do ewangelikalnego zboru First Christian Church, którego członkinią była jeszcze w Nebrasce. Co do Setha, „nie wychował się w rodzinie religijnej”, jak opowiadała Dorothy i dodawała: „Ten człowiek nigdy w życiu do niczego nie przynależał”. Najmłodsze dziecko Joplinów Michael wspominał: „Mama pytała tatę, czy chciałby pójść do kościoła, a on zawsze odpowiadał: »nie«. Spytałem go kiedyś o powód, a sens jego odpowiedzi był taki, że nie wierzy w Boga. Wierzył w duchowość, ale nie ufał zorganizowanej religii. Nie znosił kazań”. Seth zostawał co niedzielę w domu, gdy Dorothy i Janis – a później kolejne dzieci: Laura i Michael – szły na nabożeństwo. Podobnie jak w przypadku swojego zamiłowania do muzyki klasycznej i literatury Seth nie obnosił się ze swoim ateizmem poza domem. W głęboko pobożnej społeczności Port Arthur „uzewnętrzniona” niewiara wiązała się z ryzykiem surowego osądu, a nawet potępienia. Tylko bliscy Sethowi ludzie znali i akceptowali, a nawet podziwiali jego przekonania. W tym niewielkim gronie było również jego najstarsze dziecko Janis.
Niemniej jednak, z powodu nalegań Dorothy, Janis w wieku dziesięciu lat została ochrzczona przez zanurzenie – w zborze First Christian Church na Procter Street, gdzie do czasów gimnazjalnych uczęszczała na nabożeństwa. (Trzydzieści lat później odnaleziono tam malowaną przez Janis kolorowankę przedstawiającą modlitwę Jezusa w Getsemani). Janis, podobnie jak jej matka, po raz pierwszy śpiewała publicznie w chórze kościelnym. Dorothy uczyła ją w szkole niedzielnej, a Seth nie sprzeciwiał się temu. Dychotomia w przekonaniach jej rodziców połączona z ich wzajemnym szacunkiem była dla młodej Janis Joplin czymś normalnym.
Gdy Janis była dzieckiem, cechowała ją niespokojna dociekliwość charakterystyczna dla ojca. „Zawsze była ciekawa wszystkiego – twierdziła Dorothy – a gdy zadawała mi pytanie, to nawet jeśli było krępujące, odpowiadałam jej wprost. Zapewne była nadpobudliwa, chociaż nie miałam o tym pojęcia. Sądziłam, że po prostu fascynuje się tym, co robi. Nie wiedziałam, że jest to coś, nad czym można by zapanować”. Na odwrocie zdjęcia z wizyty u rodziny Setha w Amarillo, podczas której niesfornej Janis pozwolono szaleć, Dorothy zanotowała skierowane do niej i jej męża słowa córki, która biadała: „Już wracamy do domu. Teraz będę musiała być grzeczna”. W Port Arthur pozory miały ogromne znaczenie: Dorothy, coraz bardziej świadoma swego statusu, pragnęła dystyngowanej, „ułożonej” córki, jak na klasę średnią przystało. Ubierała małą Janis w śpioszki i sukienki z falbankami, które sama szyła w domu, niekiedy uzupełniając strój rękawiczkami i kapelusikami; gdy córka podrosła, Dorothy nauczyła ją sprawnego posługiwania się igłą i nicią.
Janis, tak jak jej rodzice, uwielbiała muzykę. Dorothy kupiła używane pianino i zaczęła uczyć czteroletnią córkę gry i śpiewu. Seth był dumny z talentu swojej żony i początkowo zachęcał Janis, by poszła w jej ślady. „Zaczęła od lekcji gry na pianinie, aby nauczyć się gam i tonacji – wspominała Dorothy. – Znalazłam kilka wspaniałych książek z piosenkami dla dzieci, dzięki którym Janis nauczyła się śpiewać, a ja mogłam zagrać pierwszą nutę na fortepianie, aby ona mogła złapać tonację. Wykorzystując własne doświadczenie jako śpiewaczka, mogłam pomóc jej skorygować wysokość dźwięku i nauczyć poprawnej emisji samogłosek i spółgłosek. Janis nauczyła się kilku piosenek folkowych i często zaczynała je śpiewać, kładąc się spać. Było to absolutnie czarujące”. Na odwrocie jednego ze zdjęć córki Dorothy zanotowała: „Janis śpiewa sobie do snu”.
Kiedy marzenia Joplinów o bezpieczeństwie ekonomicznym zdawały się spełniać, Dorothy doświadczyła ciężkich