Brooke rzuciła Lacey i Ginie wymowne spojrzenie, po czym zajęła się przygotowaniem zamówienia dla niegrzecznych klientów.
Lacey schowała twarz w dłoniach. Czuła się zażenowana zachowaniem pary. Miała nadzieję, że mieszkańcy Wilfordshire nie pomyślą, że tak zachowują się Amerykanie. Buck i Daisy zdecydowanie psuli opinię o Stanach.
–Świetnie – wymamrotała Lacey, kiedy Buck zaczął głośno mówić do Daisy. – Najpierw popsuli moją randkę z Tomem. Teraz psują nasz lunch.
Para najwyraźniej nie zakłóciła spokoju Giny.
–Mam pomysł – powiedziała.
Schyliła się i szepnęła coś Budyce, której uszy momentalnie drgnęły. Później spuściła ją ze smyczy. Budyka biegiem puściła się przez kawiarnię, oparła łapy o stół i porwała stek z talerza Bucka.
–HEJ! – wrzasnął.
Brooke nie mogła się powstrzymać. Wybuchnęła śmiechem.
Lacey parsknęła śmiechem, rozbawiona pomysłowością Giny.
–Jesteś mi winna steka – zażądał Buck. – A pies ma się stąd WYNOSIĆ.
–Przykro mi, ale to był mój ostatni stek – powiedziała Brooke i delikatnie puściła oko do Lacey.
Obruszona para wyszła z herbaciarni.
Trzy kobiety wybuchnęły śmiechem.
–To wcale nie był twój ostatni stek, co? – zapytała Lacey.
–Nie – powiedziała Brooke i zachichotała. – Mam ich pełną zamrażarkę!
Kiedy Lacey skończyła wyceniać antyki na aukcję, zbliżał się już czas zamknięcia sklepu. Nie mogła doczekać się jutra.
Do momentu, kiedy zadzwonił dzwonek nad drzwiami, a do środka weszli Buck i Daisy.
Lacey jęknęła. Nie była tak opanowana jak Tom ani tak przyjacielska jak Brooke. Miała przeczucie, że to spotkanie skończy się katastrofą.
–Popatrz na te starocie – powiedział Buck do żony. – Po co to komu? Dlaczego w ogóle chciałaś tu przyjść, Daisy? Nie da się tu oddychać – jego wzrok zatrzymał się na Chesterze. – I znowu ten ohydny pies!
Lacey zacisnęła zęby tak mocno, że myślała, że pękną. Postanowiła przyjąć spokojną postawę à la Tom i podeszła do pary.
–Obawiam się, że Wilfordshire to małe miasteczko – powiedziała. – Będziecie ciągle wpadać na tych samych ludzi. I na te same psy.
–To ty – powiedziała Daisy, która musiała rozpoznać Lacey. – To twój sklep? – Jej głos był piskliwy i denerwujący, raczej nie wskazywał na wysoką inteligencję.
–Dokładnie – potwierdziła Lacey, a jej zdenerwowanie rosło. Pytanie Daisy brzmiało bardziej jak oskarżenie.
–Kiedy usłyszałam twój akcent w cukierni, myślałam, że jesteś turystką – mówiła dalej Daisy. – Ale ty tu mieszkasz? – skrzywiła się. – Dlaczego ze Stanów przeprowadziłaś się tutaj?
Lacey czuła, że każdy mięsień w jej ciele zaczyna sztywnieć. Gotowało się w niej.
–Pewnie z tych samych powodów, dla których wy tu przyjechaliście – odpowiedziała z całym opanowaniem, które z siebie wykrzesała. – Plaża. Ocean. Wieś. Piękna architektura.
–Daisy – warknął Buck. – Możesz się streszczać i znaleźć to, po co mnie tutaj zaciągnęłaś?
Daisy wyjrzała za ladę.
–Nie ma go – spojrzała na Lacey. – Co się stało z mosiężną machiną, która tu leżała?
Mosiężną machiną? Lacey próbowała sobie przypomnieć, nad którymi antykami pracowała przed przyjściem Giny.
Daisy próbowała wyjaśnić.
–Taki jakby kompas z przyczepionym teleskopem. Do żeglowania. Zobaczyłam go przez okno, kiedy sklep był zamknięty. Już go sprzedałaś?
–Chodzi o sekstant? – spytała i zmarszczyła brwi ze zdziwieniem. Co Daisy, ta głupiutka blondynka, zamierzała zrobić z antycznym sekstantem?
–Dokładnie! – krzyknęła Daisy. – Sekstant.
Buck zarechotał. Nazwa najwyraźniej go rozbawiła.
–W domu masz za mało sekstantu? – próbował zażartować.
Daisy zachichotała, ale Lacey jej śmiech wydał się wymuszony, jakby jego jedyną funkcją było sprawienie przyjemność Buckowi.
Lacey, z kolei, nie było do śmiechu. Skrzyżowała ramiona i uniosła brwi.
–Obawiam się, że sekstant nie jest na sprzedaż – wyjaśniła, starając się skupić uwagę na Daisy. Buck naprawdę nie pomagał jej w zachowaniu spokoju. – Wszystkie marynistyczne antyki będą licytowane podczas jutrzejszej aukcji. Nie są na sprzedaż.
Daisy wydęła usta.
–Ale chcę go mieć. Buck zapłaci podwójną cenę. Zapłacisz, Bucky? – pociągnęła go za ramię.
Lacey wtrąciła się, zanim Buck miał szansę odpowiedzieć.
–Przykro mi, ale to niemożliwe. Nie wiem, ile za niego dostanę. O to właśnie chodzi w aukcjach. To rzadki okaz i wielu pasjonatów zjedzie się z całego kraju, żeby wziąć udział w jego licytacji. Nie mam pojęcia, za ile zostanie sprzedany. Jeśli sprzedam go teraz, mogę sporo stracić, a cały przychód pójdzie na cele charytatywne, więc nie mogę ryzykować.
Na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka. Dopiero wtedy Lacey zdała sobie sprawę z tego, jak wielkim mężczyzną był Buck. Miał sporo ponad metr osiemdziesiąt i był dwa razy szerszy od Lacey, jak stary dąb. Zarówno jego rozmiar jak i zachowanie wzbudzały strach.
–Nie słyszałaś, co powiedziała moja żona? – warknął. – Chcę kupić to twoje ustrojstwo, więc po prostu powiedz, ile.
–Słyszałam, co powiedziała – odparła Lacey, która nie zamierzała odpuścić. – To moje słowa zostały zignorowane. Sekstant nie jest na sprzedaż.
Brzmiała pewniej, niż się czuła. Alarm w jej głowie włączył się i podpowiadał, że pakuje się w niebezpieczną sytuację.
Buck zrobił krok w przód, rzucając na Lacey złowrogi cień. Chester stanął u jej boku i zawarczał, jednak Buck nawet nie drgnął i zupełnie zignorował psa.
–Odmawiasz mi sprzedaży? – powiedział. – To w ogóle jest legalne? Co jest nie tak z moimi pieniędzmi? – wyciągnął zwitek banknotów z kieszeni i pomachał nim przed nosem Lacey. Jego zachowanie z niegrzecznego zamieniło się w najzwyczajniej agresywne. – Jest na nim królowa i wszystko inne. Czego ci jeszcze trzeba?
Chester zaczął zajadle szczekać. Lacey gestem kazała mu przestać, a on posłuchał, jednak dalej był w pełnej gotowości, żeby zaatakować, kiedy tylko dostanie na to pozwolenie.
Lacey skrzyżowała ręce na piersi i nie ustąpiła na krok, mimo tego, że musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć na Bucka. Nie pozwoli nikomu się zastraszyć. Nie pozwoli zniszczyć temu przykremu, prostackiemu mężczyźnie aukcji, w którą włożyła tyle pracy i na którą tak czekała.
–Jeśli chcesz kupić sekstant, będziesz musiał przyjść na aukcję i licytować – powiedziała.
–Bez obaw, przyjdę – powiedział Buck i zmrużył oczy. Pogroził palcem przed twarzą Lacey. – O to się nie martw, przyjdę na pewno. I Buckland Stringer znowu wygra.
Po tych słowach para opuściła sklep, tak szybko, że Lacey potrzebowała