–Kiedy wrócę z mojego kursu robienia focacci, powinniśmy wyskoczyć za miasto. Oboje tyle pracujemy, zasłużyliśmy na to. Możemy pojechać do Devon, mojego miasta rodzinnego. Pokażę ci moje ulubione miejsca i moje stare kryjówki.
Jeśli Tom zaproponowałby to wczoraj, przed jej rozmową z Davidem, Lacey nie musiałaby zastanawiać się nad tym dłużej niż sekundę. Ale nagle wspólne planowanie przyszłości ze swoim nowym wybrankiem – nawet tej nie dalszej niż dwa tygodnie – wydało się jej kiepskim pomysłem. Oczywiście, Tom nie miał powodów, żeby wątpić w sukces ich związku. Ale Lacey dopiero co sfinalizowała swój rozwód. Pojawiła się w jego dosyć poukładanym świecie w momencie, kiedy dosłownie wszystko w jej życiu uległo zmianie – jej praca, jej dom, jej kraj i jej status w związku! Dopiero co opiekowała się Frankim, swoim siostrzeńcem, kiedy jej siostra wybierała się na kolejną skazaną na porażkę randkę. Teraz przeganiała owce ze swojego ogródka. Krzyki Saski, swojej szefowej w firmie projektującej wnętrza w Nowym Jorku, zamieniła na wyprawy do Londynu w poszukiwaniu antyków ze swoją odzianą w sweterek towarzyszką i dwoma psami pasterskimi. Potrzebowała chwili, żeby ochłonąć i zastanowić się, czego chce.
–Zobaczę, ile będę miała pracy w sklepie – odpowiedziała niezobowiązująco. – Aukcja zabiera mi więcej czasu, niż myślałam.
–Jasne – odpowiedział Tom, który najwyraźniej nie zauważył wzburzenia Lacey. Czytanie między wierszami nie należało do jego mocnych stron i była to kolejna rzecz, którą Lacey w nim lubiła. Lubił stawiać sprawy jasno. W przeciwieństwie do jej matki i siostry, które rozkładały wszystkie jej słowa na czynniki pierwsze, Tom zawsze mówił to, co miał na myśli i tego oczekiwał od innych.
W tym momencie zadzwonił dzwonek w drzwiach cukierni. Wzrok Toma powędrował nad ramię Lacey, a ona obserwowała pojawiający się na jego twarzy grymas. Spojrzał z powrotem na nią.
–Świetnie – powiedział pod nosem. – Zastanawiałem się, kiedy przyjdzie moja pora na tę dwójkę. Wybacz na chwilę.
Wstał i wyszedł zza lady. Lacey zaciekawiło, kto mógł wywołać taką żywiołową reakcję u Toma – Toma, który zawsze był towarzyski i przyjacielski. Obróciła się na krześle.
Klienci, którzy weszli do cukierni, mężczyzna i kobieta, wyglądali, jakby uciekli z planu filmu o głębokim południu Stanów Zjednoczonych. Mężczyzna miał na sobie pastelowy, niebieski garnitur i kowbojski kapelusz. Kobieta – znacznie młodsza, zauważyła cierpko Lacey, co najwyraźniej było preferencją mężczyzn w średnim wieku – miała na sobie wściekle różowy, dwuczęściowy kostium, tak jasny, że zaczął przyprawiać Lacey o ból głowy i który gryzł się z jej jasnymi blond włosami à la Dolly Parton.
–Przyszliśmy na degustację – warknął mężczyzna. Był Amerykaninem, a jego gwałtowność wydała się zupełnie nie na miejscu w małej, słodkiej cukierni Toma.
Boże, mam nadzieję, że nie brzmię tak samo – pomyślała Lacey z lekkim zażenowaniem.
–Oczywiście – odpowiedział Tom z uprzejmością, a jego brytyjski styl bycia wydał się jeszcze bardziej uwydatniony. – Czego chcielibyście spróbować? Mam ciasta i…
–Fuj, Buck, tylko nie to – powiedziała kobieta do mężczyzny i szarpnęła go za ramię, wokół którego była owinięta. – Wiesz, że mam wzdęcia po pszenicy. Poproś o coś innego.
Lacey mimowolnie uniosła brwi w górę. Czy ta kobieta naprawdę nie mogła sama zadać pytania?
–Macie czekoladę? – zapytał, a raczej zażądał Buck prostackim tonem.
–Mamy – odparł Tom, odporny na gburowatość mężczyzny i nieporadność wiszącej na jego ramieniu kobiety.
Zaprowadził ich do odpowiedniej wystawy i ruchem ręki zaprezentował czekoladki. Buck chwycił jedną swoimi tłustymi rękami i wepchnął ją do ust.
Niemal natychmiast wypluł ją z powrotem. Kleista, w połowie przeżuta masa wylądowała na ziemi.
Chester, który do tej pory siedział spokojnie u stóp Lacey, zerwał się z podłogi i rzucił się w kierunku czekolady.
–Chester. Nie – zatrzymała go Lacey ostrym tonem, którego zawsze słuchał. – To trucizna.
Owczarek spojrzał najpierw na nią, a potem z żalem na czekoladę, ale w końcu wrócił na swoje miejsce u stóp Lacey z miną skarconego dziecka.
–Fuj, Buck, tu jest pies – skarżyła się blondynka. – Jakie to niehigieniczne.
–Higiena to jego najmniejszy problem – zadrwił Back i spojrzał na Toma, który wyglądał na zmieszanego. – Twoja czekolada smakuje ohydnie!
–Amerykańska i angielska czekolada są inne – powiedziała Lacey, czując, że musi stanąć w obronie Toma.
–Co pani nie powie – odparł Buck. – To na nic nie smakuje! I królowa je coś takiego? Przydałoby się tu coś porządnego ze Stanów.
Tom jakimś cudem nie tracił spokoju, jednak Lacey czuła, że gotuje się w środku.
Kiedy prostacki mężczyzna i jego tandetna żona w końcu wyszli ze sklepu, Tom wziął chusteczkę i zaczął wycierać wyplutą czekoladę.
–Zero kultury osobistej – powiedziała Lacey z niedowierzaniem, kiedy Tom sprzątał.
–Zatrzymali się w pensjonacie U Carol – wyjaśnił, wycierając kafelki na kolanach. – Powiedziała, że są tragiczni. Mężczyzna, Buck, odsyła każde danie do kuchni. Po tym, jak zjadł połowę, muszę zaznaczyć. Jego żona twierdzi, że dostaje wysypki od szamponów i mydła, ale kiedy Carol przynosi jej coś nowego, dziwnym trafem nie potrafi ich znaleźć – wstał z ziemi i potrząsnął głową. – Wszystkim dają się we znaki.
–Hm – Lacey wsadziła ostatni kawałek rogalika do ust. – W takim razie mam szczęście. Raczej nie interesują ich antyki.
Tom zastukał w ladę.
–Lepiej odpukaj, Lacey. Nie wywołuj wilka z lasu.
Lacey już chciała powiedzieć, że nie wierzy w przesądy, ale przypomniał jej się starszy mężczyzna i figurka baleriny. Postanowiła nie kusić losu i zastukała w drewniany blat.
–Okej, odpukuję. A teraz czas na mnie. Dalej mam mnóstwo rzeczy do wycenienia na jutrzejszą aukcję.
Lacey podniosła wzrok na dźwięk dzwonka do drzwi. Do środka wtoczyła się gromadka dzieci. Wyglądały odświętnie, a na głowach miały czapeczki. Jedna z nich, pulchna blondynka w stroju księżniczki z balonem w ręku, oznajmiła wszem wobec:
–Dziś są moje urodziny!
Lacey odwróciła się do Toma z lekko ironicznym uśmiechem.
–Wygląda na to, że masz ręce pełne roboty.
Tom zastygł w bezruchu, a na jego twarzy malowało się przerażenie.
Lacey zeskoczyła z krzesła, delikatnie pocałowała Toma i zostawiła go sam na sam z bandą głodnych ośmiolatek.
Lacey wróciła do sklepu i zaczęła wyceniać ostatnie marynistyczne antyki na jutrzejszą aukcję.
Najbardziej nie mogła doczekać się licytacji sekstantu, który znalazła w zupełnie niepozornym miejscu, w miejscowym second-handzie. Weszła do niego, żeby kupić stare konsole do gier, które zobaczyła na wystawie – jej siostrzeniec, Frankie, który nie wstawał sprzed komputera, padłby z wrażenia – i wtedy go zauważyła. Sekstant z początku XIX wieku, w podwójnej ramie, wykonany z mahoniu i hebanu! Wepchnięty na półkę między kubki z nadrukiem i obrzydliwie słodkie misie pluszowe.
Lacey nie mogła uwierzyć własnym