Czuję jednak, że te wizje są wymieszane z wyobraźnią. Nie umiem nic doprecyzować. W moim umyśle poczucie krzywdy miesza się z niedowierzaniem. Słyszałam, że mężczyźni robią to kobietom. Dosypują im do drinków różne chemiczne świństwa. Nie sądziłam jednak, że ja również stanę się ofiarą. Że ktoś zrobi mi to w słoneczny poranek, w pracy. Najgorsza jest niewiedza odnośnie do tego, co dokładnie się stało. Rozmyte wspomnienia, nieostre jak cienie.
Tymczasem mój telefon znowu zaczyna dzwonić. Tym razem na ekranie widzę zdjęcie mojej roześmianej siostry. Nie mam sił z nią rozmawiać. Jest mi wstyd, czuję się winna. Nie chcę odpowiadać na żadne pytania. Nie umiałabym określić niczego konkretnie.
Biorę w wannie szybki prysznic. Muszę zmyć z siebie ostatnie wydarzenia. Woda jednak nie pomaga. Potem przecieram podłogę w łazience ręcznikiem. Wycieram krople na wannie, wykładam świeże ręczniki na półkę. Cały czas trzęsą mi się ręce, nie mogę w pełni nabrać powietrza w płuca. Na koniec podnoszę ciemnoróżową bieliznę i zawijam ją w mały ręcznik do rąk.
Gdy wychodzę z łazienki, trzymam ją w dłoni. Magda stoi w progu kuchni z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
– Chcesz nas podpalić? – pyta. – Zostawiłaś w piekarniku zapiekankę.
– Przepraszam – odpowiadam. – Wyłącz.
Nie czekając na jej odpowiedź, idę do swojego pokoju. Słyszę, jak rzuca do Sylwka słowa typu „nieodpowiedzialna”, „co się z nią dzieje”.
Siadam na łóżku, ostrożnie kładę na podłodze rulon z ręcznika. Podczas kąpieli nie zauważyłam, że dostałam kolejną wiadomość od obcego numeru, chyba innego niż poprzedni. Domyślam się jednak, że to też Mikołaj Borewski.
Julio, czekam na ciebie jutro o dziesiątej w kawiarni Lody Naturalne i Cafe na Młyńskiej. Do tego czasu nie rób żadnych głupstw. Mam nadzieję, że poniższe zdjęcia cię do tego przekonają.
Przewijam wiadomość, widzę fotografie i momentalnie rośnie we mnie pewność, że już nigdy ich nie zapomnę. Że to jedna z najgorszych chwil w życiu, podobna do widoku bliskiej osoby leżącej w trumnie.
Zdjęć jest pięć. Na każdym pozostaję w objęciach obcego nagiego mężczyzny z utlenionym irokezem. Na dwóch mam rozpięty z przodu ciemnoróżowy stanik, siedzę na mężczyźnie okrakiem, potem klęczę między jego nogami, z głową opartą na owłosionym udzie. Mam zmrużone oczy, wyglądam, jakbym była podniecona, jakby było mi dobrze. Potem leżę na kanapie, a ten facet z blond irokezem przygniata mnie swoim owłosionym, bladym ciałem. Moja twarz znowu jest widoczna, mam zamknięte oczy. Jasne włosy rozpływają się na skórzanej poduszce kanapy.
Przychodzi kolejna wiadomość:
Napatrzyłaś się?
Łzy płyną mi po policzkach, jakby organizm musiał wylać z siebie toksynę, która rozpełzła się w moim wnętrzu. Nie jest mi smutno, a przynajmniej nie jest to smutek, który znam. Czuję się, jakbym opuściła na moment ciało i stała obok marionetki przekraczającej granice między światami: starym, w którym żyłam do wczoraj, i nowym, do którego weszłam dzisiaj, zdominowanym przez Mikołaja Borewskiego. Uczę się go.
Ożywa we mnie wspomnienie chwili, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, parę miesięcy temu przed domem pana Antoniego. Bystre, niebieskie oczy, pewny siebie uśmiech, ciemny garnitur, aktówka w dłoni. Melodyjne „cześć” odpowiadające na moje „dzień dobry”. Potem zaczął dodawać do tego imię. „Cześć, Julka”. Nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Pomyślałam, że pan Antoni powiedział mu, jak się nazywam. Nic nie wskazywało na to, że w głębi duszy jest zwyrodnialcem. Teraz za pomocą telefonu odkrywa przede mną tę głębię. Tonę w niej.
Nic nie odpisuję. Boję się go. Boję się tego, co jeszcze dzisiaj się wydarzyło. On tymczasem atakuje mnie kolejnymi wiadomościami. Mam wrażenie, że świetnie się bawi.
To są jedne z ciekawszych ujęć. Mam tego więcej. Chętnie podzielę się nimi z użytkownikami internetu, jeśli nie zjawisz się jutro o dziesiątej w kawiarni.
Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia ;) Ciekawe, czy tym razem też będziesz taka asertywna.
Z tyłu głowy rozwijają mi się toksyczne wizje. Moje zdjęcia rozsiane po internecie, znajomi ze szkoły klikający „otwórz”, potem „udostępnij”. Szantażuje mnie. Dotąd nie wiedziałam, co przeżywają szantażowane osoby. Zaczynam je rozumieć. Czuję się, jakby ktoś obcy nagle wtargnął do mojego umysłu. Muszę go w nim zaakceptować.
W końcu odpisuję:
Dobrze, będę.
Sprawdzam godzinę. Dochodzi dwudziesta druga. Wiem, że tej nocy nie zmrużę już oka.
10
Borewski czeka na mnie przy tym samym stoliku, przy którym parę dni temu siedziałam z Kacprem. W kawiarni jest jasno i przyjemnie, w moim wnętrzu – ciemno i przerażająco. Po wczorajszych wydarzeniach i po nieprzespanej nocy czuję się jak wrak człowieka. Na widok Borewskiego zastygam w bezruchu. Ogarnia mnie odraza. Do wczoraj uważałam go za przystojnego faceta w średnim wieku, teraz jego twarz wygląda obco i wrogo.
Rozmawia z kelnerką, nie szczędząc jej uśmiechu. Podchodzę do niego, nie chcę siadać na krześle.
– Domówiłem sobie szarlotkę. Czekam już na ciebie kwadrans. – Zerka na zegarek. – Co zamówisz? – Uśmiecha się.
Kelnerka rzuca mi pytające spojrzenie.
– Nic – odpowiadam chłodno.
Dziewczyna ściąga usta i mierzy mnie wzrokiem, po czym bez słowa odchodzi w kierunku baru. Niesamowite, jak bardzo pozory mylą. W jej oczach zapewne to ja wyszłam na tę złą.
– Usiądź, Julio.
– Postoję. Czego pan chce?
Ledwie wydobywam z siebie słowa. Głos znowu mam zmieniony, słaby. Chcę, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył.
– Usiądź – powtarza.
Po jego twarzy błąka się uśmiech, z oczu wyziera poczucie wyższości. Znowu myślę, że jestem dla niego nikim, że cała ta sprawa, dla mnie fundamentalna, dla niego stanowi tylko dodatek, jak kostka cukru, którą właśnie wrzuca do filiżanki z kawą.
– Sprawy nie mają się tak źle, jak myślisz, zaufaj mi. – Mruga, jakby chciał dodać mi otuchy.
– Co pan zrobił? Co to za facet? – Głos mi się łamie. – W każdej chwili mogę pójść na policję.
– Możesz – odpowiada spokojnie. – Możesz pójść w każdą stronę, jesteś wolną kobietą.
Miesza kawę, głośno stukając łyżeczką o porcelanę.
– Do niczego nie doszło, Julio – dodaje ściszonym głosem, po czym rozgląda się na boki. – Nikt nie zrobił ci krzywdy.
– Pan sobie chyba żartuje.
– Usiądź, proszę po raz ostatni.
Ton głosu nagle mu się zmienia, staje się chrapliwy i złowieszczy. Nie patrzy na mnie, tylko na wolne miejsce naprzeciwko.
Osuwam się na nie bezwiednie.
– O co panu chodzi?
– Jak mówiłem, wczoraj zrobiłem ci tylko zdjęcia. Pytasz, co to za facet. To chłopak z fundacji, którą wspieram, uzależniony od amfetaminy. Nawet nie wiesz, ile ubodzy narkomani zrobią