Rozchylił wargi i wysunął swój wilgotny język, wychodząc mi naprzeciw. Po chwili jego dłonie spłynęły na moje pośladki i lekko mnie uniósł. Delikatnie lizał mój język i napierał wargami na moje, jakby nie mógł się tym nasycić. Odchylił moją głowę, z jękiem pogłębiając pocałunek. Moje palce chciwie zaciskały się na jego ramionach, a piersi chętnie ocierały o twarde mięśnie. Policzki mi płonęły, napięcie rosło, podniecenie zaczęło rozlewać się między udami. Resztką sił odsunęłam się od niego.
– Chyba wystarczy tej prezentacji – mruknęłam, patrząc w jego zamglone pożądaniem oczy.
– Ja zdecyduję, kiedy wystarczy – warknął i przyciągnął znowu moją głowę. Po chwili wylądowaliśmy na moim łóżku. Jego zęby chwyciły moją dolną wargę, a dłonie wsunęły się pod cienki materiał i odnalazły moje piersi. Splotłam dłonie na jego karku i jęknęłam.
– Filip – powiedziałam nagle. Rozsądek wrócił na swoje miejsce. – Przecież nie prześpię się z nim od razu.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, jakby sam nie do końca pamiętał, dlaczego zaczęliśmy się całować.
– Poradzę sobie – powiedziałam stanowczo i odepchnęłam go. Wstałam i podeszłam do drzwi, które otworzyłam. Spojrzałam na niego wymownie z ręką na klamce. Siedział lekko potargany w rozchełstanej koszuli i przyglądał mi się, oblizując wargi. Wyglądał, jakby chciał mnie złapać za nadgarstki i rzucić z powrotem na materac, ale tego nie zrobił. Ostatni raz omiótł mnie wzrokiem i wyszedł.
***
Trochę trzęsły mi się dłonie. Aukcja charytatywna odbywała się na sali weselnej Dworek Korona. Wysiadłam z taksówki i rozejrzałam się po okolicy. Stałam przed dwukondygnacyjnym budynkiem z wieloma gipsowymi dekoracjami w formie pulchnych cherubinów z łukami.
Teren przed dworkiem był jednym wielkim parkingiem wyłożonym kostką. Poprawiłam czarny płaszcz i udałam się do środka. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Nikolaja Aristowa. Niestety nigdzie nie było go widać.
Podeszłam do szatni i oddałam płaszcz. Młody szatniarz o rudej czuprynie puścił do mnie oczko, podziękowałam mu miłym uśmiechem. W środku kręciło się już mnóstwo kobiet w wieczorowych sukniach i mężczyzn w garniturach. Zerknęłam na zegarek. Pozostało jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia.
– Czy posiada pan plan wieczoru? – zapytałam rudego. Wskazał brodą stolik, na którym leżały wszystkie materiały. Chwyciłam beżowy kartonik zapisany elegancką kursywą.
Według rozpiski prezentacja powinna się zacząć od przemowy organizatora. Postanowiłam pójść jeszcze szybko do łazienki, żeby upewnić się, że wiśniowa szminka nie zjechała mi na zęby albo nie zaliczyłam innej wpadki. Poprawiłam ekspresowo makijaż i przeczesałam palcami włosy.
– Rzęsa na lewym policzku – usłyszałam głos w słuchawce w moim prawym uchu.
Filip uparł się, że nie puści mnie bez podsłuchu i podglądu. Zamontowali mi nawet niewielką kamerkę w jednym z kryształów kolii.
Nie odpowiadając mu, papierem zdjęłam z policzka niewielką grudkę tuszu, której wcześniej nie zauważyłam. Będę musiała pamiętać, żeby wyłączyć to ustrojstwo, jak przyjdzie mi skorzystać z łazienki.
W porządku, mogłam wrócić na salę główną, w której miała odbyć się aukcja. Po drodze zauważyłam, że kilku mężczyzn rzuca mi zainteresowane spojrzenia. Odpowiadałam im delikatnymi uśmiechami. Na długich udrapowanych tiulem stołach pod oknami ustawiono patery z przekąskami i kieliszki z szampanem. Poczęstowałam się jednym, żeby ukoić skołatane nerwy. Słodkie bąbelki uderzyły w mój język, eksplodując słodkawym smakiem. Nie był to tani szampan z marketu, lecz wino z najwyższej półki. Widać było na pierwszy rzut oka, że organizator ma rozmach. Zajęłam miejsce w pierwszym rzędzie. Założyłam nogę na nogę, żeby ukryć, jak bardzo trzęsą mi się kolana. Było jeszcze gorzej, więc z powrotem opuściłam obie stopy na czerwony dywan. Po chwili po mojej prawej stronie pojawił się jeden z mężczyzn, którzy mi się wcześniej przyglądali. Miał wysokie czoło i ostro zarysowane kości policzkowe.
– Licytujesz czy coś wystawiasz? – zapytał, uśmiechając się kącikiem ust.
– Spław go. – Głos Filipa rozbrzmiał w moim uchu.
– Wystawiam – powiedziałam do nowego znajomego. – Projekt ogrodu.
Wyciągnęłam z torebki wizytówkę i mu ją podałam. Na kartoniku widniało kolorowe logo z napisem Sunset Flowers. Własna firma była spełnieniem moich marzeń. I nie miałam zamiaru przegapić okazji, żeby pozyskać nowych klientów. Nawet jeżeli została założona w innym celu.
Facet przyglądał się chwilę mojej wizytówce, a potem schował ją do kieszeni marynarki. Uśmiechnął się do mnie promiennie i przeczesał ostrzyżone na krótko mysie włosy.
– A ty? – zapytałam.
– To i to. Licytuję i wystawiam obraz z rodzinnej kolekcji. – Wskazał brodą płótno stojące na podium. – To twój pierwszy raz? – zapytał.
Pokiwałam głową.
– A twój?
Zaprzeczył gestem ręki. Może znał Nikolaja i mógłby mnie przedstawić? Już miałam o to zapytać, kiedy na scenę wszedł drobny, szczupły mężczyzna z blond włosami opadającymi na czoło i charakterystycznym orlim nosem.
– Dobry wieczór państwu. Witam serdecznie na trzeciej aukcji charytatywnej organizowanej przez fundację pana Aristowa. Celem dzisiejszej zbiórki jest zbudowanie szkoły w jednej z wiosek w Afryce i wyposażenie uczniów w potrzebne materiały.
Poprawił okulary nerdy i coś błysnęło pod jego nosem. Zorientowałam się, że miał tam kolczyk z diamentem. Na projektorze za jego plecami wyświetliły się zdjęcia afrykańskiej wioski.
– A teraz przekażę mikrofon panu Nikolajowi Aristowowi.
Ludzie zaczęli entuzjastycznie bić brawo. Kiedy na scenę wszedł blondyn w grafitowym garniturze, w tłumie rozległy się pełne aprobaty pomruki. Nie był taki potężny, jak wydawało mi się na podstawie zdjęć. Przez garnitur było jednak widać, że jest porządnie umięśniony i jego kariera bokserska to nie przelewki. Podniósł dłoń, żeby uciszyć brawa.
– Witam państwa i dziękuję za przybycie – mówił z lekkim akcentem. – Z góry również dziękuję za wszystkie dary na dzisiejszą aukcję. Tydzień temu wróciłem z Zambii, gdzie udało nam się stworzyć lepsze warunki dla mieszkańców Mongu. Dzięki państwa wsparciu zbudowaliśmy studnię, która zaopatruje w wodę pitną wszystkich mieszkańców.
– Jest bardzo skromny, ale wszyscy wiedzą, że większość pieniędzy na te cele wykłada sam – wyszeptał mój sąsiad. Byłam szczerze zdziwiona. Spodziewałam się mężczyzny w drogim garniturze, który traktuje zbiórki charytatywne jako okazję, żeby się pokazać. Bezwzględnego byłego boksera, mafiosa, gangstera. Tymczasem patrzyłam na beztroskiego blondyna koło trzydziestki, który uśmiechał się na wspomnienie misji w Afryce. Jego skóra była spieczona od słońca, a w kącikach oczu pojawiały się przyjazne zmarszczki. Przez ekran przeleciało kilka slajdów pokazujących Nikolaja siedzącego na przewróconym pniu w cieniu drzewa w towarzystwie czarnoskórej młodzieży, jak również rozgrywającego z nimi mecz piłki nożnej.
– Nie przedłużajmy – powiedział, a jego niebieskie oczy na chwilę zatrzymały się na mnie. Sparaliżowało mnie, byłam w stanie jedynie krzywo się uśmiechnąć. – Po aukcji chętnie odpowiem na wszystkie państwa pytania. Bartoszu, możesz zacząć pierwszą licytację.
Drobny blondyn wszedł z powrotem za pulpit, a młoda dziewczyna