Kiyoko widzi kalekie, kanciaste ruchy tak skrępowanego rangakusha i czuje – tak jakby także to widziała – dlaczego ojciec stanął pod sztandarem jōi przeciwko cesarskiemu brokatowi.
Wiosna. Deszcz, zapach ciepłej zieleni, smutne ślepia kałuż. Uwięzieni przez złośliwą aurę pod dachem doktora. Ścieżka z wulkanu znowu się obsunęła: zdarto z mięsistego zbocza cienką skórę błota. Dzieci patrzą w milczeniu na świeże rany gór. Góry cierpią w odwiecznym bydlęcym otępieniu.
Tylko ten szelest kropel, tylko wibracja dżdżu.
Takumi dłubie w nosie. Sakurako wystawia głowę poza werandę i łyka siwe strugi. Hibiki zasnął na stojąco, oparty czołem o rzeźbiony filar werandy. Kiyoko wślizgnęła się z powrotem do domu. Nikt nie spostrzegł, nikt nie usłyszał.
Tu nie zdejmuje się sandałów, w domu doktora Aka. Podłogi wyłożono grubymi tkaninami. Doktora nie ma, wyszedł w interesach z początkiem ulewy, pod bambusowo-papierowym parasolem, zabrawszy służącego i służącą.
Kiyoko przemyka korytarzem w cieniach. Zagląda do pokoju na tyłach. Ściany zabudowane półkami z książkami. Pomiędzy książkami – ciemne obrazy. Kiyoko patrzy. Nie ludzie stworzyli te obrazy. Czarno-białe gęstwiny plam. Malują je maszyny zachodnich barbarzyńców. Kiyoko wie: to są fotografie. Na jednej – góra. Zna jej kształt. Jest to góra Fuji. Kiyoko zobaczyła górę Fuji. Na drugiej – szare równiny z pagórkami, wielkie łodzie. Morze. Ocean. Statki na oceanie. Kiyoko ma odtąd ocean w głowie. Na trzeciej – pan doktor Aka w europejskim stroju, a za nim siedmiu białych diabłów, z brodami, w cylindrach i melonikach, wyżsi, jeszcze bardziej europejscy. Kiyoko ma Europę.
Zagląda do pokoju po drugiej stronie schodów. Kobieta w jedwabnym kimonie siedzi na wysokim krześle przy wysokim stole, na stole – wystygła herbata i wełna zasupłana na drutach; kobieta czyta gazetę. Podnosi wzrok na Kiyoko. Kiyoko patrzy na kobietę jak na czwartą fotografię.
„Czego szukasz, dziecko?” „Nie wiem”.
Żona doktora Aka miała pracę, pracowała w Biurze Kolonizacji Hokkaidō. Żona doktora Aka pochodzi z prowincji Satsumy.
Doktor Aka był zaufanym człowiekiem Kurody Kiyotaki, kiedy ten jako dyrektor Biura sam sobie oraz swoim zausznikom sprzedawał połowę Hokkaidō. Skandal niemal obalił rząd. Teraz żyją tu jak na wygnaniu, czekając na pomyślną zmianę wiatrów. Wiatry już się zmieniają.
Żona doktora Aka prenumeruje „Jogaku Zasshi” i „Iratsume”. Żona doktora Aka jest jeszcze bardziej nowoczesna niż doktor Aka. Ma suknie paryskie, ma kosmetyki do zachodniego malunku oblicza. W Akademii dla Kobiet Atomi nauczyła się lubić i podziwiać wszystko to, co zachodnie. Opowie Kiyoko o Trzech Nieposłuszeństwach, o przyszłości małżeństw z miłości, i o buncie kobiet przeciwko rozwodom, i że tylko z pieniędzy bierze się władza, a pieniądze z pracy, a praca z wykształcenia, bo ukochany przez Niebiosa cesarz zniósł prawo han i samurajowie utracili rentę z dworu suwerena, samurajowie wożą rikszami tłustych handlarzy i lichwiarzy, a żony samurajów sprzedają się w dzielnicach rozkoszy.
Kiyoko jest córką samuraja.
Deszcz odsłonił rany.
„Córka”.
Weź w dłoń pędzelek. Napisz.
Napisałaś. Widzisz. Córka to kanji 娘, to kobieta i dobro. Czy każda córka to dobra kobieta? Czyż nie ma córek – niedobrych kobiet? Czy mogę być dobrą kobietą niecórką?
„To napisz inaczej”. Państwo Aka nie mają dzieci.
Herbata odsunięta na bok. Rozwinięty kłębek wełny, zapomniane druty.
Palą się tōrō nad werandą, gdy wraca doktor Aka. Pośród kart papieru pokrytych znakami nieistniejącego pisma, w którym myśli się innymi oczywistościami – mała Kiyoko. Z palcami czarnymi od atramentu i oczami roześmianymi. Klęczy wysoko na stole i kaligrafuje swoje kanji i kana.
Żona doktora Aka pali papierosa. Doktor Aka zdejmuje okulary. Doktor Aka przeciera okulary. Pan i pani Aka wymieniają spojrzenia.
„Nie wiem”.
Dłoń do pędzla ma Kiyoko po matce. Doktor Aka zawsze chwalił jej kanji, chwalił płynność splotu korzeni znaków, rytm ruchów ręki.
Na następnej lekcji wręczy im pióra ze stalowymi ostrzami. Będą się uczyć łacińskiego alfabetu, będą się uczyć pisania jak dziobanie kury.
Ponieważ jej ojciec zbytnio ukochał ten Kraj Bogów, Kiyoko posiądzie sekrety myśli, mowy i pisma cudzoziemców. W domu doktora Aka, gdzie kobiety czytają gazety i córka jest wyrazem świata, o jakim nie śniło się Konfucjuszowi.
Serce rodziny pęka z hukiem dzwonu; przełamany jest stół; gaśnie żar wieczerzy; o jak zimno!, o jak martwo! Kiyoko tuli słomiane lalki. Jasne oblicze matki – zakryte kruczym skrzydłem włosów.
„Jakże upadliśmy!”
Dziadek Kiyoko nie jest jej dziadkiem. Nie jest ojcem jej ojca, nie jest ojcem jej matki.
Matka Kiyoko nie odzywa się do dziadka. Nie odzywa się do babki. Nie widzi ich i nie słyszy.
Wszyscy mieszkańcy wioski Ōkamu są wujkami i ciotkami Kiyoko, Takumi, Hibiki i Sakurako, z łaski cesarza. Kiyoko, Takumi, Hibiki i Sakurako mieszkają u nich. Żyją z nimi. „Wujku!” „Ciociu!” Z łaski cesarza.
Ułaskawieni po przesiedleniu do Ōkamu rozmieszczeni zostali w domach sierot i wdów, gdzie po ostatniej epidemii ospy pustka i cisza wysysały z ocalałych życie i chęć życia. Szczepienia przeciwko ospie to jedna z tajemnic zachodniej wiedzy, jakimi cudzoziemcy odmieniają ducha Nihonu. Kōmei, cesarz ojciec cesarza Mutsuhito, zmarł nagle, zaraziwszy się ospą od dworzanina; Mutsuhito został zaszczepiony jako dziecko, za namową ojca swej matki, i żyje.
Na Hokkaidō wciąż przybywają rodziny z wysp południowych; nikt się nie dziwi. Kto odróżni jedną wioskę od drugiej. Kto spamięta rodowody rybaków i rolników.
Kolonizacja postępuje. Aynu uchodzą na północ, w dzicz i mgłę, ze swoimi bogami i niedźwiedziami.
Sakurako mieszka po drugiej stronie rzeczki, w domu trzech braci Ryuko. Wujkowie Ryuko mają ponad siedemdziesiąt lat i wypiekają najobrzydliwsze senbei. Jednoręki ojciec Sakurako jeździ od wioski do wioski, sprzedając miody ziołowe z górskiej świątyni Inari; nigdy go nie ma. To Sakurako rządzi wujkami Ryuko, rządzi domem i piekarnią.
U Ryuko zawsze jest ciepło. Sakurako zaprasza Kiyoko, gdy tylko Kiyoko nie musi pomagać w gospodarstwie.
Wujkowie Ryuko mieli pięcioro dzieci i szesnaścioro wnucząt; wszystkie zabiła ospa.
Potem Kiyoko przynosi do domu koszmar-wypieki. Dziadek rozkrusza suchary, miesza je z wodą z miodem i chłepcze tę papkę godzinami, szczęśliwy. Pogodzony z życiem i czasem. Bezzębny uśmiech świata.
W domu Kiyoko rządzi wujek Masayoshi. Wujek Masayoshi przeżył ospę, lecz ospa nigdy go nie opuściła: nosi on na twarzy mapę cmentarza swej rodziny. Bardzo pijany, naciska paznokciem bliznę po bliźnie i nazywa je imionami swoich dzieci, sióstr, kuzynów.
Wujek Masayoshi widzi mamę, widzi Kiyoko i widzi wszystkich innych mieszkańców wioski, trzeźwy i nietrzeźwy.
Matka Kiyoko mija go, jakby nie istniał.
Wujek Masayoshi nachyla się nad matką Kiyoko i krzyczy, i pluje jej w twarz ryżem i piwem.
Matka Kiyoko nasłuchuje dźwięków z oddali. Jakby nie istniał.
Wujek Masayoshi wyrywa miskę z ryżem. Dziadek przeklina go i kopie. Babka Reina tłucze go łyżką po głowie. Wujek wyrzuca miskę na podwórze. „Jeszcze mamy