– A dziecko? Co z dzieckiem? To chłopczyk.
Zbadawszy tętno i ciśnienie krwi pacjentki, Brianna rozpięła jej płaszcz i zapinany sweter robiony na drutach. Pod swetrem Ailbe nosiła sukienkę ciążową z ciemnobrązowego sztruksu. Brianna podsunęła jej sukienkę w górę i ściągnęła rajstopy w dół ud, by obejrzeć białe majtki kobiety. Nie dostrzegła na nich śladów krwi lub innych płynów, wyglądało więc na to, że worek owodniowy nie pękł. Położyła dłoń na okrągłym brzuchu Ailbe i poczuła, jak dziecko się porusza. Po przeniesieniu kobiety do karetki będzie mogła zmierzyć jego puls stetoskopem położniczym.
– Proszę się nie niepokoić – zwróciła się do Petera. – Dziecku chyba nic się nie stało.
– O Jezu Chryste, oby tak było.
Szybko, choć ostrożnie, Brianna zbadała ręce, nogi i miednicę kobiety. Wyglądało na to, że żadna z kości nie jest złamana, choć szyja była wykrzywiona pod dziwnym kątem. Zapewne podczas upadku Ailbe próbowała się ratować i obróciła się wokół własnej osi, po czym uderzyła tyłem głowy w podłogę tak mocno, że teraz dotykała brodą piersi. Mogła doznać podobnych obrażeń jak dziewczyna i chłopak w przewróconej fieście, być może nawet doszło do przemieszczenia kręgów.
W drzwiach pojawił się Darragh z noszami na wózku, na których leżał kołnierz ortopedyczny, przypominający dolną część rycerskiego hełmu, tyle że wykonaną z plastiku. Uklęknął po drugiej stronie korytarza i delikatnie uniósł ramiona pacjentki, by jego partnerka mogła wsunąć kołnierz pod jej szyję, a potem umocować go rzepami.
– Nic jej nie będzie, prawda? – dopytywał się Peter. – Nie skręciła karku? Ani nic w tym rodzaju?
– Jak już mówiłam, w szpitalu zrobią jej tomografię – odparła Brianna. – Na razie jej stan jest stabilny, ale przez całą drogę będę nad nią czuwać. Nad dzieckiem też.
– Czy nie powinienem wsiąść do karetki?
– Lepiej nie. Przepisy BHP i tak dalej. Ma pan samochód, prawda? Może jechać pan za nami do Wilton, ale jeśli przejedziemy na czerwonym świetle, pan będzie musiał się zatrzymać. Nie chcemy mieć dwóch rannych osób zamiast jednej.
Brianna i Darragh ułożyli Ailbe na noszach i przewieźli do karetki. Peter wybiegł na ulicę, gdzie zaparkował swoją poobijaną niebieską kię.
Nim Darragh zajął miejsce za kierownicą, wskazał głową na Ailbe.
– Co z nią? – spytał, chcąc się dowiedzieć, w jakim naprawdę stanie jest pacjentka.
– Na dwoje babka wróżyła, niestety. – Brianna westchnęła, odpinając maskę tlenową i zakładając ją na nos i usta młodej kobiety. – Kiedy zakładałam kołnierz, wyczułam miękkie zgrubienie na karku. Przypuszczam, że to poważne pęknięcie ze zgnieceniem. Mogła uszkodzić rdzeń kręgowy, a wtedy może być naprawdę różnie. Będzie miała szczęście, jeśli skończy się na porażeniu czterokończynowym.
Darragh spojrzał na Ailbe ze współczuciem.
– Jezu, nikomu bym tego nie życzył. Biedna dziewczyna. Przypomina moją kuzynkę Sinead.
– Daj spokój, Darragh, musimy jechać. Liczy się każda sekunda.
Uruchomił silnik i ruszył na sygnale w stronę St Luke’s Cross, a potem skręcił na południe, w dół Summerhill. Brianna widziała przez przyciemniane tylne okno, że Peter jedzie tuż za nimi.
Ponownie zbadała tętno i ciśnienie krwi pacjentki. Choć Ailbe wciąż nie odzyskała przytomności, jej puls był znacznie silniejszy i regularny, a ciśnienie wzrosło. Jej powieki drgały lekko, a usta poruszały się tak, jakby chciała coś powiedzieć. Może wołała męża, a może pytała po prostu „Gdzie ja jestem?”, jak większość pacjentów, którzy odzyskują przytomność po wstrząśnieniu mózgu.
– Trzeba było patrzeć pod nogi, dziewczyno, tym bardziej że jesteś w ciąży – mruknęła pod nosem Brianna.
– Jak sytuacja?! – zawołał Darragh.
– Stabilnie. Sprawdzę teraz puls dziecka.
Przejechali przez Brian Boru Bridge, zmierzając ku południowej obwodnicy, najszybszej drodze do szpitala. Brianna zakładała, że jeśli nie trafią na korek, ma mniej niż dziesięć minut, zanim dotrą do izby przyjęć. Podsunęła w górę sukienkę Ailbe, odsłaniając jej brzuch, po czym otworzyła pokrowiec ze stetoskopem położniczym. Aparat był wyposażony w słuchawkę przypominającą zwykły stetoskop, połączoną z zasilanym bateriami czujnikiem, który należało przyłożyć do skóry pacjentki, by usłyszeć tętno płodu. Brianna posmarowała brzuch Ailbe żelem, nie założyła jednak słuchawki. Odłożyła urządzenie na bok tak, by wyglądało na to, że go używała.
Pacjentka znów zaczęła poruszać ustami i jej lewa powieka uniosła się nieco. Brianna nie mogła dopuścić, by odzyskała przytomność i ją zobaczyła albo żeby zaczęła głośno mówić. Wtedy przypominałoby to raczej morderstwo, a nie eutanazję, a Brianna to, co robiła, chciała uważać za eutanazję. Kiedy nie mogąc zasnąć, leżała nocą obok chrapiącego Bradena, wmawiała sobie, że dokonuje jedynie chrześcijańskich aktów miłosierdzia. Jej pacjenci mieli niewielkie szanse na przeżycie, a gdyby nawet im się to udało, większość z nich byłaby okaleczona fizycznie lub umysłowo, co zamieniłoby ich życie w koszmar. Jak Ailbe zdołałaby wychowywać dziecko, gdyby była sparaliżowana od szyi w dół? Nie mogłaby nawet trzymać go przy piersi podczas karmienia.
Nawet po śmierci jej mózgu dziecko mogłoby przeżyć, gdyby lekarze sztucznie podtrzymywali bicie serca pacjentki, musieliby jednak zabrać się do tego natychmiast po zgonie kobiety. To, co zamierzała zrobić Brianna, mogło się skończyć tylko podwójnym pogrzebem.
Gdy dojechali już do południowej obwodnicy i byli na rondzie Magic, musiała się przytrzymać najbliższej poręczy. Zaraz po tym, jak z niego zjechali, rozpięła rzepy na kołnierzu i uniosła głowę pacjentki, rozkładając jego połówki na boki.
Ailbe zapiszczała dziwnie przez nos, a potem jęknęła cicho, jakby miała zły sen. Brianna zacisnęła mocno dłonie na jej głowie, wsuwając palce we włosy, a potem szarpnęła ją w górę i usłyszała charakterystyczny trzask w szyi. Następnie obróciła głowę kobiety w lewo, najmocniej jak potrafiła, a później w prawo. Na koniec poruszała nią we wszystkie strony, jak egzorcysta głową filmowej Regan MacNeil, dopóki znów nie usłyszała trzasku oznaczającego uszkodzenie kręgosłupa.
Pochyliła się nad pacjentką i słuchała. Ailbe przestała oddychać, lecz Brianna na wszelki wypadek sprawdziła jeszcze tętno. Nie wyczuła nic. Serce pacjentki przestało bić. Jej brzuch wydął się i falował, lecz były to tylko gwałtowne ruchy dziecka, które zostało pozbawione tlenu i wkrótce również miało umrzeć.
Dojeżdżali już do szpitala. Brianna zapięła kołnierz na szyi Ailbe i uporządkowała jej włosy. Raz jeszcze sprawdziła tętno, by mieć całkowitą pewność. Dziecko wciąż kopało, lecz jego ruchy były coraz słabsze i rzadsze. Nim karetka podjechała pod rampę oddziału ratunkowego, całkowicie ustały.
– Co z nią? – spytał Darragh, otwierając tylne drzwi.
Brianna wybuchnęła płaczem.
– O Boże, Darragh, ona umarła. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy, ale zgasła jak świeczka. Wieźmy ją szybko do środka. Może uda się chociaż uratować dziecko.
Dwaj sanitariusze ze szpitala wyszli na zewnątrz, by pomóc im wyjąć pacjentkę z karetki i wwieźć ją do budynku. Zapłakana Brianna stała na stopniach furgonetki i przyciskała dłonie do ust. Było jej naprawdę przykro