ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ. Graham Masterton. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Graham Masterton
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-143-5
Скачать книгу
krzyżyk, więc i tak całkiem nieźle się bawiłyśmy.

      Dziewczynka kończyła właśnie jeść, gdy pojawiła się Margaret O’Reilly. Towarzyszył jej młody łysiejący mężczyzna w okularach bez oprawek i czarnej puchowej kurtce. Margaret O’Reilly pracowała w opiece społecznej, w wydziale ochrony dzieci, a specjalizowała się w opiece nad porzuconymi dziećmi obcokrajowców. Była wysoką kobietą o cienkich siwych włosach. Kiedy mówiła, jej głos co jakiś czas cichł lub przybierał na sile, jakby stała na szczycie góry smaganej wiatrem.

      – Więc to jest Ana-Maria. – Margaret przyciągnęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko dziewczynki. – Jak leci? Smakowała ci owsianka?

      Ana-Maria spojrzała na Katie, unosząc brwi, jakby pytała, kim jest ta kobieta i czego od niej chce. Katie odpowiedziała jej uspokajającym uśmiechem.

      – Nie obawiaj się, kochanie. To jest Margaret, wspaniała pani, która się tobą zajmie.

      – Vreau să rămân cu tine, mătușă – powiedziała dziewczynka, wyciągając rękę nad stołem.

      – Rumuński – orzekł z satysfakcją łysiejący mężczyzna, po czym zwrócił się do Katie: – Nazwała panią właśnie swoją ciocią, mătușă, i mówi, że chce z panią zostać.

      – Ta mała złamie mi serce. – Katie westchnęła. Znowu uśmiechnęła się do Any-Marii, ale czuła się tak, jakby ją w ten sposób zdradzała, bo z pewnością nie mogła jej adoptować. – Chodźmy na górę, do mojego gabinetu. Spytamy, skąd pochodzi i dlaczego błąkała się sama po mieście.

      Łysiejący mężczyzna przykucnął obok Any-Marii, by ich oczy znalazły się na jednym poziomie.

      – Salut, Ana-Maria! Numele meu este Murtagh și o să vă spun ce vă spun aceste doamne. – Potem odwrócił się do Katie. – Powiedziałem jej, że mam na imię Murtagh i że przetłumaczę wszystko, co powie, żeby pani ją zrozumiała.

      Wszyscy przeszli na górę, do gabinetu Katie, i usiedli na beżowych skórzanych kanapach przy oknie, choć Ana-Maria niemal natychmiast wstała, by spojrzeć przez szybę na ulicę i na nastroszone ptaki, które przysiadły na dachu budynku naprzeciwko.

      – Mierle! – powiedziała, wskazując je.

      – Nu, ciorile cu capișon – odparł Murtagh, po czym wyjaśnił Katie: – Mówi, że to kosy.

      – Proszę ją spytać, gdzie są jej rodzice – poprosiła Katie.

      Kiedy Murtagh przetłumaczył pytanie, Ana-Maria przez chwilę bawiła się w milczeniu warkoczem.

      – Tata został w domu.

      – Rozumiem, ale gdzie jest twoja mama?

      – Przeszłam za róg, a kiedy się odwróciłam, jej już nie było. Wróciłam i wołałam ją, ale nigdzie jej nie widziałam. Nie wiedziałam, co robić. Spytałam jakąś panią, czy nie widziała mojej mamy, ale mnie nie rozumiała.

      – Kiedy przyjechałaś do Irlandii?

      – Nie rozumiem.

      – Ten kraj nazywa się Irlandia. Wiedziałaś o tym?

      – Nie. Mama mówiła, że wyjeżdżamy na trzy tygodnie, ale nie mówiła dokąd.

      – A mówiła, dlaczego wyjeżdżacie?

      – Nie rozumiem.

      – Czy mówiła, co będziecie robić, kiedy tu przyjedziecie? Czy to miały być wakacje, czy raczej jechała do pracy?

      – Mówiła, że musimy prosić ludzi na ulicy o pieniądze.

      – Proszę spytać, ilu ludzi przyjechało z nią i jej mamą z Rumunii.

      Ana-Maria liczyła na palcach, wyszeptując imiona.

      – Caturix… Bogdi… Minodora… Chyba dwadzieścia jeden – odparła w końcu.

      – I wszyscy mieliście prosić ludzi na ulicy o pieniądze?

      – Tak.

      – Ten mężczyzna w szarej kurtce, przed którym uciekałaś, przyjechał z wami z Rumunii?

      – Tak. On nas tu przywiózł. Moja mama go nienawidziła. Nazywała go Lupulem. Ale nie wtedy, kiedy ją słyszał.

      – Lupul to po rumuńsku wilk – wyjaśnił Murtagh.

      – Skoro tak bardzo nienawidziła tego Lupula, to dlaczego przyjechała z nim do Irlandii? – spytała Katie.

      – Nie wiem. Zdaje się, że chodziło o mojego tatę. Tata był chyba winien pieniądze Lupulowi.

      – A wiesz, jak Lupul naprawdę się nazywa?

      – Chyba ma na imię Dragos.

      – A znasz jego nazwisko?

      Ana-Maria pokręciła głową.

      – Dragos to zdrobnienie od Dragomira – dodał Murtagh.

      – Niech pan ją spyta, kiedy przyjechali do Irlandii i czy przylecieli samolotem, czy przypłynęli promem. Jeśli ten typ rzeczywiście ma na imię Dragomir, biuro imigracyjne powinno znać też jego nazwisko i wiedzieć, z jaką wizą tu wjechał.

      – Lecieliśmy samolotem, a potem płynęliśmy statkiem – odpowiedziała Ana-Maria. – Jesteśmy tu od… czterech dni i czterech nocy.

      – A gdzie się zatrzymaliście? Myślisz, że znalazłabyś to miejsce?

      – To duży dom na wzgórzu. – Dziewczynka pokazała ręką, że to bardzo strome wzgórze. – Jest zimny, wilgotny i śmierdzi jak varză. – Murtagh wyjaśnił, że varză to kapusta.

      – Jak długo tam byliście?

      – Trzy dni i dwie noce. Wczoraj mieliśmy wyjść na ulice i zacząć prosić ludzi o pieniądze.

      – Więc poszłaś z mamą prosić ludzi o pieniądze… ale ona zniknęła?

      – Tak.

      – Wiesz, dlaczego mogła zniknąć? Pokłóciła się z Lupulem?

      – Nie wiem. Oni ciągle na siebie krzyczeli.

      – Proszę spytać, czy wie, z jakiego miasta pochodzi Lupul – zwróciła się Katie do Murtagha.

      Ana-Maria ponownie pokręciła głową.

      – A z jakiego miasta wy pochodzicie?

      – Târgoviște.

      – Târgoviște… – powtórzył Murtagh. – Byłem tam kiedyś. To jakieś osiemdziesiąt kilometrów na północny wschód od Bukaresztu. Jest tam katedra i trochę zabytków, ale większość miasta jest okropnie zapuszczona. Pełno tam tych paskudnych bloków z czasów komunizmu, jeśli wie pani, o czym mówię. Właśnie tam stracili Ceaușescu, taka ciekawostka. Prosto z sali sądowej pod ścianę i trach, wszystko w ciągu pięciu minut.

      – Jak się nazywa twoja mama?

      – Doamnă Bălescu.

      – A jak ma na imię?

      – Sorina.

      – Jak wygląda? Jakiego koloru ma włosy?

      – Takiego samego jak moje. Jest ładna. Ma brązowe oczy i czerwone usta. I ma też małą brązową kropkę tutaj, na policzku.

      – Ma na myśli pieprzyk – wyjaśnił Murtagh.

      – A w co była ubrana, kiedy zniknęła? – spytała Katie.

      – W czerwony płaszcz. I w brązowe buty. I w brązową wełnianą czapkę. Miała dużą torbę zrobioną