Chłopak przestał oddychać tuż przed tym, jak wjechali na teren szpitala. Brianna ponownie sprawdziła jego tętno. Serce rannego przestało bić.
– Dziękuję ci, Jezu – wyszeptała. – W najlepszym momencie, jak zwykle.
Poczekała, aż Darragh podjedzie tyłem do rampy oddziału ratunkowego i wysiądzie z karetki, by otworzyć tylne drzwi. W tym momencie ponownie włączyła dopływ tlenu do maski, równie spokojnie jak w chwili, gdy go odłączała.
– Jak sytuacja? – spytał Darragh, wchodząc na stopień.
– Chłopak nie dał rady – odparła, podnosząc obie ręce, jakby chciała powiedzieć, że zrobiła wszystko co w jej mocy.
– Cóż… – Darragh westchnął, spoglądając na ciało młodego mężczyzny. – Następny gryzie ziemię. To go nauczy, że nie przejeżdża się na czerwonym.
Rozdział 4
Nim Katie podjechała pod swój oddalony dwadzieścia kilometrów od centrum Cork dom przy Carring View, z którego rozciągał się widok na ujście rzeki Lee, Conor zdążył już wrócić. Słyszał pewnie jej samochód, bo otworzył drzwi, wypuszczając na zewnątrz rudego setera, Barneya, i Foltchain, biało-rudą seterkę. Psy przywitały swoją panią radosnym wymachiwaniem ogonami. Kiedy jednak wchodziła po schodach na werandę, zobaczyła, że Conor trzyma na rękach małego czarno-białego mopsa.
– Myślałam, że wrócisz później – powiedziała, drapiąc za uszami Barneya i Foltchain.
– Wiem, ale okazało się, że sprawa wyżła to fałszywy alarm. Dostałem za to informację o tym małym koleżce.
– Na miłość boską, Con, chcesz tu założyć schronisko dla psów? Skąd go wziąłeś?
– Z Ballincollig – odparł Conor. – Wabi się Walter. Kobieta, która się nim opiekowała, pracuje jako pomoc kuchenna w Darby Arms. Powiedziała mi, że jakieś dwa tygodnie temu przyniósł go do pubu facet, który twierdził, że chce go sprzedać, bo wyjeżdża za pracą do Anglii.
– Brzmi prawdopodobnie. – Katie odwiesiła płaszcz przeciwdeszczowy. – Ile chciał za niego ten facet?
– Tylko sto pięćdziesiąt euro. Zwykle szczeniaki mopsa kosztują co najmniej cztery razy więcej, a te z najlepszych hodowli nawet ponad tysiąc. Ale ponieważ Walter był taki tani, kobieta nie domagała się żadnych dokumentów, nie pytała też, czy został odrobaczony, zaszczepiony i zaczipowany.
– Ale okazało się, że to jeden z psów, których szukasz? – domyśliła się.
– Zgadza się.
Conor przeszedł za nią do salonu, gdzie w kominku wesoło trzaskał rozpalony niedawno ogień. Katie usiadła na kanapie, by zdjąć buty, a Barney i Foltchain natychmiast podbiegły do niej z obu stron, domagając się drapania za uszami.
– Hej, zostawicie mnie choć na chwilę, żebym mogła spokojnie ściągnąć buty?! – zaprotestowała. Psy przechyliły łby, jakby chciały powiedzieć: „Och, daj spokój, co jest ważniejsze, twoje buty czy my?”. – Gdzie jest właściciel Waltera? – spytała. – Nie odwieziesz go do domu?
– Jego właścicielką jest Caoimhe O’Neill, młoda kobieta, która pracuje w miejskiej bibliotece. Mieszka u rodziców w Douglas.
– I co, nie zapłaciła ci?
– Jeszcze nie i nie zamierzam jej o to prosić. Martwi mnie stan zdrowia Waltera. O’Neill mówi, że kupiła go w hodowli Foggy Fields w Ballynahina. Zapewniali ją, że jest zdrów jak ryba, ale wystarczy na niego spojrzeć, by wiedzieć, że jest w naprawdę kiepskim stanie, podobnie jak wiele innych krótkogłowych psów.
Katie spojrzała na szczeniaka, który spoczywał w ramionach Conora. Był srebrnoszary, miał czarny pyszczek i spoglądał na nią tak poczciwym wzrokiem, że od razu go polubiła.
– Jest kochany – powiedziała, przesyłając mu trzy całuski. – Co mu dolega?
– Łatwiej chyba powiedzieć, co mu nie dolega. Wszyscy myślą, że dzięki tym swoim spłaszczonym pyszczkom mopsy wyglądają słodko, ale jeśli nie są należycie odżywiane i pielęgnowane, mogą cierpieć na wiele różnych schorzeń. Ze względu na wąskie nozdrza Walter ma problemy z oddychaniem i górnymi drogami oddechowymi, a nadmiar tkanki w tylnej części gardła może go udusić.
– I ma też dziwnie wyłupiaste oczy – zauważyła Katie, przyglądając się uważniej szczeniakowi.
– Zgadza się. Są tak wyłupiaste, że powieki nie zakrywają ich do końca, dlatego tak mu cieknie z oczu. Może się nawet nabawić wytrzeszczu.
– Gdybym tylko wiedziała, co to znaczy, pewnie byłoby mi go jeszcze bardziej żal.
– I słusznie, bo oczy mogą mu wyskoczyć z głowy, kiedy będzie się bawił. Widziałem już parę razy coś podobnego. Można je z powrotem wepchnąć na miejsce, ale na starość niemal na pewno będzie ślepy.
– Więc dlatego nie zwróciłeś go jego pani?
– Najpierw zabiorę go do Domnalla O’Sullivana z kliniki weterynaryjnej Gilabbey, do tego, który zajmował się Barneyem. Walter musi być dokładnie zbadany… być może trzeba będzie go zoperować, żeby mógł swobodniej oddychać, i pozbyć się tych przeklętych narośli w krtani. Oczywiście jeśli jego właścicielka będzie gotowa za to zapłacić. Ale chciałbym się też dowiedzieć czegoś więcej o tej hodowli Foggy Fields. Ostatnio pojawiło się zdecydowanie za dużo nielegalnych hodowli. Prawie wszystkie szczeniaki, które wypuszczają, są chore i słabe, a ponad połowa z nich umiera już po kilku tygodniach. Wiesz, ile szczeniaków urodziło się w tym kraju w zeszłym roku?
– Nie, ale jestem pewna, że mi powiesz.
– Prawie sto tysięcy! Choć mamy tylko siedemdziesięciu ośmiu zarejestrowanych hodowców! W Anglii jest ich koło dziewięciuset. A wiesz, ile urodziło się tam w zeszłym roku szczeniaków?
– Ile?
– Siedemdziesiąt tysięcy, nie więcej. To znaczy, że proporcjonalnie nasze hodowle wypuszczają szesnaście razy więcej szczeniąt. To skandal.
Katie włożyła puchate różowe kapcie i przeszła do kuchni. Conor poszedł za nią, a Barney i Foltchain ruszyły jego śladem.
– Con – zaczęła, wyjmując dorsza i wędzonego łupacza, które przełożyła rano z zamrażarki do lodówki, żeby się rozmroziły – wiem, jak bardzo jesteś oddany ochronie zwierząt, ale czy nie uważasz, że pomagasz im już wystarczająco jako psi detektyw?
– Katie, posłuchaj tylko tego malucha! Musi walczyć o każdy oddech! Gdyby był człowiekiem, już pędzilibyśmy z nim na oddział ratunkowy!
– Owszem, ale przecież jutro zabierasz go do Domnalla, prawda? Jeśli zaczniesz walczyć z nielegalnymi hodowcami, możesz sobie narobić sporych kłopotów. I tak masz już wyrok w zawieszeniu za podpalenie przyczepy Zezowatego McManusa. Wystarczy, że jeszcze raz wpakujesz się w podobną historię, a trafisz do Rathmore, do jednej celi z ćpunami.
– McManus był sadystycznym potworem. Kiedy pomyślisz o wszystkich tych zwierzętach, które rozerwał na strzępy podczas swoich walk psów…
– To nie usprawiedliwia spalenia jego przyczepy mieszkalnej. Wywinąłeś się z tego tylko dlatego, że sędzia też lubił psy. Hodowcy to co innego niż organizatorzy walk psów. Zeszłego lata próbowaliśmy postawić przed sądem jednego. Miał trzydzieści suk