Ogniem i mieczem. Генрик Сенкевич. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
wyszedł, przy paliwodzie się wieszałem, słusznie przeto na obie strony skórę mi wytatarują.

      Tak rozmyślając spocił się bardzo pan Zagłoba i w jeszcze gorszy wpadł humor. Upał był wielki, koń ciężko niósł, bo dawno nie chodził, a pan Zagłoba był człowiek korpulentny. Miły Boże, co by był za to dał, żeby teraz w chłodku, w gospodzie, nad szklenicą zimnego piwa siedzieć, nie po upale się kołatać i pędzić spalonym stepem!

      Chociaż Bohun przynaglał, zwolnili jednak biegu, bo żar był straszny. Popaśli trochę konie, przez ten czas zaś Bohun z esaułami rozmawiał, widocznie dawał im rozkazy, co mają czynić, bo dotychczas nie wiedzieli nawet, gdzie jadą. Do uszu Zagłoby doszły ostatnie słowa rozkazu:

      – Czekać wystrzału.

      – Dobrze, bat’ku1319!

      Bohun zwrócił się nagle ku niemu:

      – Ty jedziesz ze mną naprzód.

      – Ja? – rzekł Zagłoba z widocznym złym humorem. – Ja cię tak kocham, żem już jedną połowę duszy dla ciebie wypocił, czemu bym nie miał i drugiej wypocić? My jak kontusz i podszewka; mam nadzieję, że nas diabli razem wezmą, co mi jest wszystko jedno, bo już myślę, że i w piekle nie może być goręcej.

      – Jedźmy.

      – Na złamanie karku.

      Ruszyli naprzód, a za nimi wkrótce i Kozacy. Ale ci ostatni postępowali z wolna, tak iż wkrótce znacznie zostali w tyle – a w końcu znikli z oczu.

      Bohun z Zagłobą jechali obok siebie w milczeniu, obaj zamyśleni głęboko. Zagłoba targał wąsy i widocznym było, że pracuje ciężko głową; może sobie układał, jakim by sposobem mógł się z całej tej sprawy salwować. Chwilami mruczał coś do siebie półgłosem, to znów na Bohuna spoglądał, na którego twarzy malowały się na przemian to niepohamowany gniew, to smutek.

      „Dziw – myślał sobie Zagłoba – że taki gładysz, a i dziewki nawet sobie nie umiał skonwinkować1320. Kozak jest – to prawda – ale rycerz znamienity i podpułkownik, któren też, prędzej później, jeśli tylko do rebelii nie przystanie, będzie nobilitowany, co wcale od niego zależy. A już pan Skrzetuski, zacny kawaler – i przystojny, ale z tym malowanym watażką1321 na urodę i porównać się nie może. Hej, wezmą też się oni za łby, jak się spotkają, bo obaj zabijaki nie lada.”

      – Bohun, znasz-li dobrze pana Skrzetuskiego? – spytał nagle Zagłoba.

      – Nie – odparł krótko watażka.

      – Ciężką będziesz miał z nim przeprawę. Widziałem go też, jak sobie Czaplińskim drzwi otwierał. Goliat1322 to jest i do wypitki, i do wybitki.

      Watażka nie odpowiedział i znowu obaj pogrążyli się we własne myśli i własne frasunki, którym wtórując pan Zagłoba powtarzał od czasu do czasu: „Tak, tak, nie ma rady!” Upłynęło kilka godzin. Słońce powędrowało gdzieś het, na zachód ku Czehrynowi1323; od wschodu powiał wietrzyk chłodny. Pan Zagłoba zdjął kołpaczek1324 rysi, przeciągnął ręką po spoconej głowie i powtórzył raz jeszcze:

      – Tak, tak, nie ma rady!

      Bohun obudził się jak ze snu.

      – Co rzekłeś? – spytał.

      – Mówię, że już zaraz ciemno będzie. Czy daleko jeszcze?

      – Niedaleko.

      Po godzinie ściemniło się rzeczywiście. Ale już też wjechali w jar lesisty, wreszcie na końcu jaru błysnęło światełko.

      – To Rozłogi! – rzekł nagle Bohun.

      – Tak! Brr! Coś jakoś chłodno w tym jarze.

      Bohun wstrzymał konia.

      – Czekaj! – rzekł.

      Zagłoba spojrzał na niego. Oczy watażki, które miały tę własność, że świeciły w nocy, pałały teraz jak dwie pochodnie.

      Obaj przez długi czas stali nieruchomie na skraju jaru. Na koniec z dala dało się słyszeć parskanie koni.

      To Kozacy Bohunowi nadjeżdżali z wolna z głębi lasu.

      Esauł1325 zbliżył się po rozkazy, które Bohun wyszeptał mu do ucha, po czym Kozacy zatrzymali się znowu.

      – Jedźmy! – rzekł do Zagłoby Bohun.

      Po chwili ciemne masy budowli dworskich, lamusy i żurawie studzienne zarysowały się przed ich oczyma. We dworze było cicho. Psy nie szczekały. Wielki, złoty księżyc świecił nad domostwami. Z sadu dochodził zapach kwiatów wiśni i jabłoni; wszędzie tak było spokojnie, noc tak cudna, że zaiste brakło tylko tego, aby jaki teorban1326 ozwał się gdzieś pod oknami pięknej księżniczki.

      W niektórych oknach było jeszcze światło.

      Dwaj jeźdźcy zbliżyli się do bramy.

      – Kto tam? – ozwał się głos nocnego stróża.

      – Nie poznajesz mnie, Maksym?

      – To wasza miłość. Sława Bohu!

      – Na wiki wikiw1327. Otwieraj. A co tam u was?

      – Wszystko dobrze. Wasza miłość dawno nie była w Rozłogach.

      Zawiasy bramy zaskrzypiały przeraźliwie, spadł na fosę i dwaj jeźdźcy wjechali na majdan.

      – A słuchaj, Maksym – nie zamykaj bramy i nie podnoś mostu, bo zaraz wyjeżdżam.

      – To wasza miłość jak po ogień?

      – Tak jest. Konie przywiąż do palika.

      Rozdział XVIII

      Kurcewiczowie nie spali jeszcze. Jedli wieczerzę w owej sieni napełnionej zbroją1328, która szła przez całą szerokość domu od majdanu aż do sadu z drugiej strony. Na widok Bohuna i pana Zagłoby zerwali się na równe nogi. Na twarzy kniahini odbiło się nie tylko zdziwienie, ale nieukontentowanie1329 i przestrach zarazem. Młodych kniaziów było tylko dwóch: Symeon i Mikołaj.

      – Bohun! – rzekła kniahini. – A ty tu co robisz?

      – Przyjechał się wam pokłonić, maty1330. A co, nie radziście mi?

      – Radam ci, rada, jeno się dziwię, żeś przybył, bo słyszałam, że w Czehrynie1331 stróżujesz. A kogo to nam Bóg z tobą zesłał?

      – To jest pan Zagłoba, szlachcic, mój przyjaciel.

      – Radziśmy waszmości – rzekła kniahini.

      – Radziśmy – powtórzyli Symeon i Mikołaj.

      – Mościa pani! – rzecze szlachcic. – Prawda, że gość nie w porę gorszy od Tatarzyna, aleć i to wiadomo, że kto do nieba chce iść, ten musi podróżnego w dom przyjąć, głodnego nakarmić, spragnionego napoić…

      – Siadajcie tedy, jedzcie i pijcie – mówiła stara kniahini. – Dziękujemy, żeście przyjechali. No, no, Bohun, alem się ciebie


<p>1319</p>

bat’ku (ukr.) – ojcze. [przypis redakcyjny]

<p>1320</p>

skonwinkować (z łac.) – przekonać. [przypis redakcyjny]

<p>1321</p>

watażka – przywódca oddziału wolnych Kozaków lub herszt bandy rozbójników. [przypis redakcyjny]

<p>1322</p>

Goliat – siłacz, olbrzym; wojownik o tym imieniu, żyjący w XI w. p.n.e., występuje w Biblii i w Koranie. [przypis redakcyjny]

<p>1323</p>

Czehryn a. Czehryń (ukr. Czyhyryn) – miasto na środkowej Ukrainie, położone nad jednym z dopływów środkowego Dniepru, jedna z najdalej wysuniętych twierdz Rzeczypospolitej. [przypis redakcyjny]

<p>1324</p>

kołpaczek – wysoka czapka bez daszka, z futrzanym otokiem. [przypis redakcyjny]

<p>1325</p>

esauł – oficer kozacki. [przypis redakcyjny]

<p>1326</p>

teorban – lutnia basowa, duży strunowy instrument muzyczny, podobny do bandury. [przypis redakcyjny]

<p>1327</p>

Na wiki wikiw (ukr.) – na wieki wieków. [przypis redakcyjny]

<p>1328</p>

zbroja (starop.) – broń. [przypis redakcyjny]

<p>1329</p>

nieukontentowanie (starop. z łac.) – niezadowolenie. [przypis redakcyjny]

<p>1330</p>

maty (ukr.) – matko. [przypis redakcyjny]

<p>1331</p>

Czehryn a. Czehryń (ukr. Czyhyryn) – miasto na środkowej Ukrainie, położone nad jednym z dopływów środkowego Dniepru, jedna z najdalej wysuniętych twierdz Rzeczypospolitej. [przypis redakcyjny]