Gdy namiestnik wskazał mu fotel i kazał odejść dworzanom, Hiram odezwał się:
– Wczoraj sługa waszej dostojności, Dagon, powiedział mi, że książę potrzebujesz stu talentów. Zaraz wysłałem moich kurierów do Sabne-Chetam37, Sethroe38, Pi-Uto39 i innych miast, gdzie stoją fenickie okręty, ażeby wyładowały wszystek towar. I myślę, że za parę dni wasza dostojność otrzyma tę drobną sumkę.
– Drobna! – przerwał książę ze śmiechem. – Szczęśliwy jesteś, wasza dostojność, jeżeli sto talentów nazywasz drobną sumką.
Hiram pokiwał głową.
– Dziad waszej dostojności – rzekł po namyśle – wiecznie żyjący Ramesses-sa-Ptah40 zaszczycał mnie swoją przyjaźnią; znam też jego świątobliwość waszego ojca (oby żył wiecznie!) i nawet spróbuję złożyć mu hołd, jeżeli będę dopuszczony…
– Skądże ta wątpliwość?… – przerwał książę.
– Są tacy – odparł gość – którzy jednych dopuszczają, innych nie dopuszczają do oblicza faraonowego, ale mniejsza o nich… Wasza dostojność nie jesteś temu winien, więc ośmielę się zadać wam jedno pytanie… Jak stary przyjaciel waszego dziada i ojca.
– Słucham.
– Co to znaczy – mówił powoli Hiram – co to znaczy, że następca i namiestnik faraona musi pożyczać sto talentów, gdy jego państwu należy się przeszło sto tysięcy talentów?…
– Skąd?… – zawołał Ramzes.
– Jak to skąd?… Z danin od ludów azjatyckich. Fenicja winna wam pięć tysięcy, no i ja ręczę, że odda, jeżeli nie trafią się jakieś wypadki… Ale oprócz niej Izrael winien trzy tysiące, Filistyni i Moabici41 po dwa tysiące, Chetowie trzydzieści tysięcy… Wreszcie nie pamiętam pozycji szczegółowych, ale wiem, że ogół wynosi sto trzy czy sto pięć tysięcy talentów.
Ramzes gryzł wargi; na jego ruchliwej twarzy widać było bezsilny gniew. Spuścił oczy i milczał.
– Więc to prawda!… – nagle westchnął Hiram, wpatrując się w namiestnika. – Więc to prawda?… Biedna Fenicja, ale i Egipt…
– Co mówisz, wasza dostojność? – zapytał książę, marszcząc brwi. – Nie rozumiem twoich biadań…
– Książę wiesz, o czym mówię, skoro nie odpowiadasz na moje pytanie – odparł Hiram i powstał, jakby z zamiarem odejścia. – Mimo to… nie cofnę obietnicy… Będziesz, książę, miał sto talentów.
Nisko ukłonił się, lecz namiestnik zmusił go do zajęcia miejsca.
– Wasza dostojność ukrywasz coś przede mną – rzekł głosem, w którym czuć było obrazę. – Chcę, ażebyś mi wytłumaczył: jaka to bieda grozi Fenicji czy Egiptowi…
– Nie wiedziałżebyś o tym, wasza dostojność? – pytał Hiram z wahaniem.
– Nic nie wiem. Spędziłem przeszło miesiąc w świątyni.
– Właśnie tam można było dowiedzieć się o wszystkim…
– Wasza dostojność mi powiesz! – zawołał namiestnik, uderzając pięścią w stół. – Nie lubię, ażeby bawiono się moim kosztem…
– Powiem, jeżeli wasza dostojność dasz mi wielkie przyrzeczenie, że nie zdradzisz się przed nikim. Chociaż… nie mogę uwierzyć, aby księcia następcy nie zawiadomiono o tym!…
– Nie ufasz mi? – zapytał zdumiony książę.
– W tej sprawie żądałbym przyrzeczenia od samego faraona – odparł Hiram stanowczo.
– A więc… przysięgam na mój miecz i sztandary naszych wojsk, że nikomu nie powiem o tym, co mi wasza dostojność odkryjesz.
– Dosyć – rzekł Hiram.
– Słucham.
– Książę wie, co w tej chwili dzieje się w Fenicji?
– Nawet i o tym nie wiem! – przerwał zirytowany namiestnik.
– Nasze okręty – szepnął Hiram – ze wszystkich krańców świata ściągają do ojczyzny, ażeby na pierwsze hasło przewieźć ludność i skarby gdzieś… za morze… na zachód…
– Dlaczego? – zdziwił się namiestnik.
– Bo Asyria ma nas wziąć pod swoje panowanie.
Książę wybuchnął śmiechem.
– Oszalałeś, czcigodny mężu?… – zawołał. – Asyria ma zabrać Fenicję!… A cóż my na to, my Egipt?
– Egipt już się zgodził.
Namiestnikowi krew uderzyła do głowy.
– Upał plącze ci myśli, stary człowieku – rzekł do Hirama spokojnym głosem. – Zapominasz nawet, że podobna sprawa nie mogłaby mieć miejsca bez pozwolenia faraona i… mego!
– I to nastąpi. Tymczasem zawarli układ kapłani.
– Z kim?… Jacy kapłani?…
– Z arcykapłanem chaldejskim, Beroesem, umocowanym przez króla Assara – odparł Hiram. – A kto z waszej strony?… Nie twierdzę na pewno, ale zdaje się, że jego dostojność Herhor, jego dostojność Mefres i święty prorok Pentuer.
Książę zbladł.
– Uważaj, tyryjczyku – rzekł – że oskarżasz o zdradę najwyższych dostojników państwa.
– Mylisz się, książę, to wcale nie jest zdrada: najstarszy arcykapłan Egiptu i minister jego świątobliwości mają prawo prowadzić układy z sąsiednimi mocarzami. Wreszcie, skąd wie wasza dostojność, że wszystko to nie dzieje się z woli faraona?
Ramzes musiał przyznać w duszy, że układ podobny nie byłby zdradą państwa, tylko – lekceważeniem jego, następcy tronu. Więc to w taki sposób traktują go kapłani, jego, który za rok może być faraonem?… Więc dlatego Pentuer ganił wojny, a Mefres popierał go!…
– Kiedyż to się miało stać, gdzie?… – spytał książę.
– Podobno zawarli układ w nocy, w świątyni Seta za Memfisem – odpowiedział Hiram. – A kiedy?… Dobrze nie wiem, lecz zdaje się, że tego dnia, kiedy wasza dostojność wyjeżdżałeś z Memfisu.
„A, nędznicy!… – myślał namiestnik. – To oni tak szanują moje stanowisko… Więc oni mnie oszukiwali i opisem stanu państwa?… Jakiś dobry bóg budził moje wątpliwości w świątyni Hator…”
Po chwili wewnętrznej walki rzekł głośno:
– Niepodobna!… I dopóty nie uwierzę temu, co mówisz, wasza dostojność, dopóki nie dasz mi dowodu.
– Dowód będzie – odparł Hiram. – Lada dzień przyjeżdża do Pi-Bast wielki pan asyryjski, Sargon, przyjaciel króla Assara. Przyjeżdża tu pod pozorem pielgrzymki do świątyni Astoreth, złoży dary wam, książę, i jego świątobliwości, potem – zawrzecie układ… Naprawdę zaś przypieczętujecie to, co postanowili kapłani na zgubę Fenicjan, a może i własne nieszczęście.
– Nigdy! – rzekł książę. – Jakież to wynagrodzenie musiałaby