Bankructwo małego Dżeka. Janusz Korczak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Korczak
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
ale zawsze. Już to się czuje. Dżek przestał podnosić palce, jeżeli coś wiedział, nie tak wesoło wybierał się rano do szkoły, żałował, że usiadł na pierwszej ławce, i rzadziej opowiadał w domu, co było w szkole.

      Aż zdarzyło się, że Dżek mógł przekonać panią, że jest dobrym kolegą, że się pani omyliła, że jak urośnie, właśnie go będą lubili.

      Raz przed samym dyktandem złamała się Peelowi stalówka. Peel stanął zmartwiony i bezradny, Dżek miał zapasową stalówkę i zaraz pokaże, że jest usłużny i koleżeński.

      – Pożyczę – mówi Dżek – a jutro mi taką samą odkupisz.

      I cóż on złego powiedział? Przecież chciał jak najlepiej. Przecież i tak ryzykował, bo co zrobi, jeśli w połowie dyktanda i jemu się złamie? A jeśli Peel zapomni i jutro mu nie przyniesie albo odda gorszą, albo nie taką, jak Dżek lubi?

      Peel jest porządny, bo inny pożyczy i wcale nie odda. Powie:

      – Odczep się. Daj mi spokój.

      Albo:

      – Kto cię prosił? Mogłeś nie dawać.

      No i znów pani się rozgniewała, nie pozwoliła Peelowi wziąć stalki. Ani on, ani Peel nie wiedzieli dlaczego.

      Tylko Fil, który wszystko lubi wyśmiewać, zrobił błazeńską minę i naśladując głos pani, powiedział:

      – Kooo-lee-żeń-stwo.

      A potem dodał:

      – Pani ma kręćka.

      Dżek nigdy by tak na panią nie powiedział; nie lubił Fila za jego żarty i wcale śmiać mu się nie chciało.

      Peelowi było przykro, że przez niego Dżek ma zmartwienie, i jakoś zaczęli rozmawiać i potem razem wracali do domu, i prawie się zaprzyjaźnili. Bo Dżek unikał kolegów od czasu, jak pani nazwała go handlarzem i złodziejem. Niby nie otwarcie, ale Dżek dobrze zrozumiał, choć za nic w świecie nigdy nikomu by tego nie powiedział.

      Bo raz zginęło Doris śniadanie. Nie wiadomo nawet, czy naprawdę ktoś zabrał. Bo Doris często gubiła i zaraz leci na skargę, jak wtedy z gumą, która leżała pod ławką; Doris nie chciała się przyznać, tylko mówi, że jej podrzucili. Albo wtedy z bibułą? Kto by się znów łaszczył na bibułę. Może ktoś wziął przez omyłkę, a ona zaraz:

      – Ukradli.

      Może zostawiła w domu? Chociaż bułka z kiełbasą i jabłko – to nie bibuła i guma. I Fil niepotrzebnie się drażnił.

      – Biedny aniołeczek: sama zjadła i nie ma. Chuchnij, aniołku.

      I zaczął wszystkich pukać w brzuchy.

      – Puk, puk, odezwij się, kiełbasko!

      Gdyby komu innemu zginęło, może by się klasa wstydziła, ale Doris nie lubią, bo skarżuch, lizuch19, stawiak20 i obrażalska. A Doris ma niebieskie oczy i pani raz powiedziała, że właśnie takie są aniołki; więc była wielka sprawa o śniadanie.

      Złodziej. Wstyd dla klasy, dla całej szkoły. Dzieci nie mają serca. Nie ma koleżeństwa. Wszyscy są podejrzani. Pani ma obrzydzenie do klasy. Nawet pani straciła już serce. I nic dziwnego: jeżeli jeden drugiemu nie chce stalki pożyczyć, to muszą być i kradzieże. I kto nie pożyczy w potrzebie, ten łatwo sięgnie po cudze.

      Wyszło niby, że śniadanie zjadł Dżek albo z jego winy zjedzono. Pani nie miała prawa tak mówić, a Doris jest najobrzydliwszą dziewczyną, jaką Dżek spotkał w życiu.

      Wszystko przez jej śniadanie. Do końca szkoły Dżek z nią rozmawiać nie będzie, na żadne pytania jej nie odpowie, na przyszły rok usiądzie w innym rzędzie, żeby obok nie potrzebował przechodzić nawet.

      A pani nigdy, nigdy tego nie zapomni.

      „Już ja się z panią rozmówię – zaraz dziś, po lekcji. Ja nie jestem złodziejem. Co pani sobie myśli?”

      Ale dopiero w jakieś pół roku powiedział pani, ale nie wszystko.

      Bo jak raz pani pytała się całej klasy, kto wie, Dżek ręki nie podniósł.

      A pani naumyślnie się zapytała, żeby go złapać. I Dżek właśnie wiedział.

      – Dlaczego nie podniosłeś ręki? – zdziwiła się pani.

      – Bo i tak pani by mnie nie spytała.

      – Dlaczego? – zdziwiła się pani jeszcze więcej.

      – Dlatego, że nie chciałem Wilsonowi pożyczyć książki, bo mi Betty zrobiła dwa kleksy i zawinęła róg w nowej książce.

      – Betty zrobiła ci dwa kleksy?

      – Nienaumyślnie – odezwała się Betty, która zupełnie niewinnie się zaczerwieniła, a Dżekowi żal było.

      W klasie zrobiło się bardzo cicho, bo wszyscy widzieli, że pani jest niesprawiedliwa dla Dżeka, ale Fil nie wytrzymał:

      – Daję pani słowo honoru, że Dżek jest porządny chłopak.

      I tak to śmiesznie powiedział, że klasa wybuchnęła śmiechem.

      – Pokaż swoje książki – powiedziała pani.

      Dżek podał wszystkie książki i kajety.

      – Bardzo porządne masz wszystko. I proszę cię, podnoś rękę, jak pytam się, kto wie.

      Dżek widział wyraźnie, że pani się zawstydziła. I Dżek zauważył, że od tej pory pani była już lepsza dla niego. Ale najważniejszego jej przecież nie powiedział.

      – Złodziejem ani szachrajem nigdy nie będę – powtarzał gniewnie Dżek, ilekroć przypomniał sobie nieszczęsne śniadanie obrzydliwej Doris, do której miał większy nawet żal niż do pani. I jak raz na podwórku chciała się razem bawić zupełnie inna Doris, Dżek szorstko ją odepchnął.

      – Nie chcę. Jak ona będzie, to ja się nie bawię. I tylko dlatego, że się tak samo nazywa.

      Bo najwięcej boli niesłuszne podejrzenie i niesprawiedliwość.

      Przed wakacjami Dżek umówił się z Peelem, że będą razem siedzieli. Obaj są spokojni i porządni, często nawet wracają razem ze szkoły. Za Dżekiem siedzą: Morris i Czarli21. Czarli ma zegarek. Przed nim usiadł Dik22, ale zamienił się z Adamsem, bo woli siedzieć z Harry23 na pierwszej ławce, a im wszystko jedno. Tylko Garis24 trochę będzie przeszkadzał, bo lubi się kręcić i rozmawiać podczas lekcji, ale można mu powiedzieć. Zamiast Garisa miał siedzieć Wilson, ale Wilson nie wiedział, że Dik się przesiądzie, a z Dikiem nie chciał siedzieć, bo się raz strasznie pokłócili i Dik powiedział coś na jego ojca. Dik umie być cichą wodą i tylko dziewczynki myślą, że takie niewiniątko; bo się nie bije i zawsze porządnie ubrany, uczesany i czysty.

      Dżek jest zadowolony ze swego miejsca i z całej szóstki. Rok szkolny zapowiada się dobrze. Nowa pani go nie zna i Dżek postara się, żeby jej czym znowu nie rozgniewać jak tamtą. Wtedy był jeszcze mało doświadczonym uczniem, więc nie wiedział, ale teraz już wie. Pióro też znalazł i ojciec z pewnością kupi mu scyzoryk, więc już nic nie będzie brakowało. Dżek jest spokojny o siebie. Dobrze, że Fil siedzi daleko: usiadł z Allanem na ostatniej ławce. A Doris-aniołek siedzi w innym rzędzie zupełnie i można nie mieć z nią nic do czynienia.

      Ani przeczuwał Dżek, jakie mu grozi niebezpieczeństwo. Bo paniom się zdaje, że tylko łobuzom zależy na tym, żeby gdzieś siedzieć, żeby nie było widać i żeby mogli dokazywać.


<p>19</p>

lizuch a. lizus (pot.) – ktoś, kto się „podlizuje”, czyli jest przesadnie miły wobec nauczycieli i innych osób, które mają nad nim władzę, od których zależy. [przypis edytorski]

<p>20</p>

stawiak (daw. pot.) – osoba, która zachowuje się niegrzecznie i arogancko, aby zrobić wrażenie odważnej i niezależnej. [przypis edytorski]

<p>21</p>

Czarli (daw.) – spolszczona (dziś niepoprawna) pisownia anglosaskiego imienia Charlie, zdrobnienia imienia Charles. [przypis edytorski]

<p>22</p>

Dik (daw.) – spolszczona (dziś niepoprawna) pisownia anglosaskiego imienia Dick, zdrobnienia imienia Richard. [przypis edytorski]

<p>23</p>

z Harry (daw.) – dziś popr. forma N.: z Harrym. [przypis edytorski]

<p>24</p>

Garis – anglosaskie nazwisko, częściej występujące w pisowni Garris. [przypis edytorski]