– No jak ci to wytłumaczyć? – zapytał retorycznie. – Pić mi się zachciało z tego wszystkiego.
– Błagam! – poderwał się Virion. – Tylko nie pij, bo zaśniesz. A ja bardzo chcę się dowiedzieć.
Horech długo wzdychał, chrząkał, wiercił się na poidle dla koni, na którym przysiadł, i nareszcie powiedział:
– Dręczą cię w nocy myśli?
– Owszem. Jak zła noc, to i dręczą.
– Hm, a był taki mędrzec, który twierdził, że co noc mamy myśli, tylko większości nie pamiętamy.
– Ale nie mówisz o śnie?
– W żaden sposób. Mówię o myślach, które przychodząc w malignie, spać przeszkadzają. I w tych myślach wszystko jest nie tak. Ty sam okazujesz się ofermą, dziadem głupim, nieudacznikiem, nic ci nie idzie, nadchodzący dzień jawi się koszmarem, a w twoim życiu nic nie ma sensu.
– Tak. Miewam takie myśli.
– A widziałeś kiedyś, jak dziesiętnik ćwiczy nowe wojsko?
– Widziałem, Mygarth na skrzyżowaniu szlaków leży, więc często maszerują, często popas robią.
– No właśnie. I na pewno widziałeś, jak dziesiętnik krzyczy na młode wojsko: wy ofermy, wy nieudacznicy, jesteście jednym wielkim gównem, każdy was pokona, ćwiczenie takich kretynów jak wy nie ma w ogóle sensu.
Virion zastanowił się przez chwilę. Coś zaczynało mu świtać.
– Taaak – powiedział cicho. – Widziałem takie sceny.
– No i teraz dumaj. Mędrzec, którego wspomniałem, twierdził, że te myśli to taki sam trening, jak dziesiętnik robi rekrutom. Ale żeby wyćwiczyć umysł, przygotować do walki w dniu następnym, najpierw, jak dziesiętnik, musi cię upokorzyć, ofermą nazwać i spiętrzyć trudności, które rzekomo będą cię czekać. Ale… idźmy dalej. Skoro nieomylni Bogowie umieścili w naszych głowach mechanizm, który nas trenuje, to dlaczego nikt nie biega w nocy wokół łóżka? Dlaczego nikt raczej nie kopie leżącej w piernatach żony, nie bije jej kułakami ani nie opluwa? Skoro mądrzy Bogowie każą nam ćwiczyć w nocy, to czemu nie kazali ćwiczyć mięśni?
Virion przytaknął.
– Aha, do tego to zmierza. – Teraz on westchnął. – Bo każda walka odbywa się wyłącznie w głowie? – podpowiedział.
– Tak właśnie.
– Ta prosta konstatacja powtarza się cały czas w naszych rozmowach o walce.
– Powtarza się. Jest prosta – przyznał Horech. – Ale zrozumieć jej nie sposób, co widać na twoim przykładzie.
Virion machnął odżegnująco rękami.
– Mam więc nie ćwiczyć mieczem?
– Już umiesz nim władać.
– Mam tylko zbierać doświadczenie?
– Zawsze się przyda nowe, ale doświadczenie już masz wystarczające.
– Więc czego mi brakuje?!
Horech przekręcił zabawnie głowę na bok.
– Mnie pytasz? Siedzisz tu obok, młody, zdrowy, silny, doświadczony w walce, i co? Nie dasz rady staruchowi, któremu drżą ręce? Który jest pijany, ledwie widzi i mało co kojarzy? – Szermierz prychnął i wydął pogardliwie wargi. – Dobrze przynajmniej, że zdajesz sobie z tego sprawę. Dobrze, że wiesz, żeby ze mną do pojedynku nie stawać.
– Tyle mojego – zgodził się Virion.
– No to zrób krok dalej! – Horech zaczynał się denerwować.
– Jak tego dokonać?!
– Wyzbądź się myśli! One są dobre tylko do treningu, do analizy. Kiedy walczysz, musisz przestać myśleć. Bo przystępując do walki, już z góry musisz być wygrany!
– I jak to zrobić?
– Wygrywasz sam ze sobą. Jednak przystępując do prawdziwej walki, musisz wyzbyć się wszystkiego. Nie można walczyć po to, żeby walka była piękna. Nie możesz robić tego dla sławy, nie możesz dla udowodnienia swojej racji! Idąc do walki, już musisz być wygrany!
– Ciekawe, kurwa, jak to zrobić.
Horech wziął głębszy oddech i przez chwilę nie wypuszczał go z płuc, pragnąc się uspokoić.
– Zrezygnuj z myśli, że kiedy pokażesz światu, jaki jesteś wielki, zwycięski i wspaniały, to wszyscy przyznają ci rację.
– Ja tak nie myślę.
– Brednie. Każdy nie do końca świadomie tak właśnie myśli. Każdy ma w głowie swoje otoczenie, swoją historię, każdy chce zaimponować i wyróżnić się z tłumu. To droga…
– Do samozagłady?
– W walce tak. Pamiętaj, każdemu wydaje się, że jeśli pokaże światu, jaki jest wspaniały, jeśli pokaże, co osiągnął, to nagle wszyscy ludzie, koledzy z dzieciństwa, znajomi z dalszego życia i ci, którzy cię teraz otaczają, ustawią się nagle w szpaler, zaczną bić brawo i mówić: „Virionie! To ty miałeś rację, a my się myliliśmy!”. Pamiętaj… Tak się nigdy nie stanie.
– Wiem.
– Nie wiesz. Dopuszczając myśl o tym szpalerze, robisz tak samo, jakbyś marzył o byciu dżdżownicą. To się nigdy nie stanie.
– Wiem.
– Nie wiesz. Nie pogodzisz się z tym, że nigdy nie przyznają ci racji. Jakiekolwiek osiągnięcie pokażesz. Ludzie patrzą na ciebie wyłącznie po to, żeby samym widzieć się w lepszym świetle. Tylko wad szukają i tylko wady zobaczą.
– Chyba własne.
– O widzisz? Zaczynasz rozumieć.
Virion spojrzał podejrzliwie, ale stary szermierz był naprawdę usatysfakcjonowany.
– Masz rację. Ludzie nie dojrzą tego, co osiągnąłeś, ponieważ to pogorszyłoby ich zdanie o nich samych. Ludzie, patrząc na ciebie, przypiszą ci wyłącznie własne wady. Niczego im nie udowodnisz, niczego nie pokażesz. Patrz więc na siebie.
– Patrzę.
– Wyzbędziesz się myśli, że walcząc, coś komuś udowodnisz?
Virion wzruszył ramionami.
– Spróbuję.
Horech uśmiechnął się, ocierając spierzchnięte wargi.
– Pielęgnuj pogodę ducha – powiedział – i manie wszystkiego w dupie.
– Co robienie?
– Miej wszystko w dupie. Niech ci na niczym nie zależy.
Virion potrząsnął głową.
– Powtórz mi to, kiedy Niki zarzuca mi ręce na szyję – powiedział spokojnie. – Powiedz mi wtedy, że mi na niej nie zależy.
Horech zaczął się śmiać, ale nie złośliwie, ani nawet nie z rezygnacją.
– Wiele przemyśleń więc przed tobą. Wiele nieprzespanych nocy.
– Dzięki za pocieszenie.
– No to na koniec powiem ci jeszcze jedno. – Mistrz nachylił się do swego ucznia. – Kiedy więc następnym razem wyciągniesz miecz, powiedz sobie jasno, że zginiesz w tym starciu. To cię uspokoi.
Bal przebierańców