Dzisiaj urodzaj spektakli, filmów, koncertów i innych znaków życia na Facebooku, kiedyś karnawałowa maskarada na ulicach średniowiecznego miasta lub rozpasane uczty w starożytnym Rzymie, dzisiaj zamknięte plaże i góry, kiedyś oborywane wsie i ryglowane miasta – pod spodem drzemią te same lęki. Bo epidemia – nie mówiąc o pandemii – to wydarzenie graniczne, wykraczające poza nasze codzienne doświadczenie. Przychodzi nagle, znienacka, dotyka każdego, bez względu na bogactwo, status i płeć, znosi zatem wszystkie społeczne i materialne podziały, unieważnia to, na co wielu z nas pracowało całe życie w złudnym przekonaniu, że uczyni nas bezpiecznymi. I niesie niepewność jutra. Bo mimo rozwoju medycyny żaden wirusolog ani epidemiolog nie potrafi przewidzieć, jak i kiedy ta pandemia się skończy, ile osób umrze, kiedy powstanie szczepionka. Podobnie jak żaden ekonomista nie potrafi przewidzieć, jakie będą skutki gospodarcze tego, co przeżywamy. „Zaraza drwiła sobie z medycyny, śmierć szalała w każdym kącie”[2]– pisze o dżumie w siedemnastowiecznym Londynie Daniel Defoe, a przecież te słowa są aktualne także dziś.
Z życzeniami inspirującej lektury
Autorka
A bo my wiemy, czyja dziś kolej,
gdy wciąż na kogoś spoziera śmierć?
Kiedy wśród ludzi, jak wśród drzew w sadzie,
owoc wybrany w kosz zbiera śmierć?[3]
Zaraza jest w życiu zarówno jednostek, jak i zbiorowości sytuacją szczególną; jak powiedziałby Jaspers – graniczną. Jako stały element mitologicznego scenariusza towarzyszy wszelkim kryzysom, katastrofom i przełomom dziejowym. Jest znakiem końca świata. Leszek Kołakowski napisał kiedyś: „Jakkolwiek przekonywające byłyby badania socjologów, które ujawniają korelacje między zachowaniem religijnym i mnóstwem zmiennych społecznych takich jak wiek, płeć, zawód, grupa społeczna i tak dalej, nie istnieją niezawodne sposoby docierania do utajonych warstw, podziemi kultury, które w warunkach zwyczajnych są na ogół nieuchwytne, a których siła objawia się w chwilach kryzysów i katastrof dziejowych”[4]. Mało to zachęcająca perspektywa przy założeniu, że zjawisko zarazy należałoby – intuicyjnie na razie – do owych „podziemi kultury” zaliczyć. A jednak nie bez powodu posłużyłam się tym stwierdzeniem. Wprowadza nas ono bowiem (razem zresztą z innym, mówiącym lakonicznie, iż „nie ma metod wyjaśniających w dziejach kultury”)[5] w złożoną problematykę badania zjawisk religijnych, sygnalizując zarazem trudności z takimi badaniami związane.
Przyjęcie tych słów za swego rodzaju drogowskaz odsłania od razu na wstępie założenia, zgodnie z którymi będę próbowała zjawisko zarazy opisać. Otóż sposób jej doświadczania zdradza według mnie istotne podobieństwa do przeżyć par excellence religijnych; należy do kręgu rzeczywistości sakralnej jako swoiste numinosum[6] czy też, mówiąc słowami Gerardusa van der Leeuwa, moc[7]. Szeroko pojęte doświadczenie sacrum w kulturze – oto naturalne środowisko fenomenu zarazy; i to właśnie sakralne odniesienie powracać będzie na stronach tej książki.
W kolejnych rozdziałach czytelnik znajdzie ponadto rozważania dotyczące podobieństw pomiędzy wyobrażeniem zarazy a symboliczną strukturą obrazu zaświatów; omawiające zarazę jako formę specyficznego święta, stanowiącego odpowiedź na przejawiające się sacrum; opisujące i analizujące sposoby opuszczania morowej krainy. Osobne rozdziały poświęciłam motywowi zarazy w filmie oraz „dżumie XX wieku”, czyli AIDS.
Obok kategorii zarazy i epidemii, albo wymiennie z nimi, posługiwać się będę pojęciem plagi z całą świadomością jego polisemantyczności; prócz tego, że powszechnie używa się go do określenia rozmaitych, szczególnie epidemicznych chorób, ma plaga przecież także swój sens pierwotny, religijny, metaforyczny. Oznacza uderzenie, cios, klęskę, krzywdę, karę, czyli – najogólniej mówiąc – dotykające społeczność, zsyłane, nadchodzące z zewnątrz nieszczęście i zło. Kategorię plagi wprowadzam celowo, w pewnym sensie jako kategorię interpretacyjną, pragnąc – przez zrównanie plagi i zarazy – wydobyć głębszy sens tej drugiej, wskazać na fakt, że w gruncie rzeczy najbanalniejsza nawet epidemia funkcjonować może w potocznej świadomości na prawach autentycznej plagi. Zwłaszcza że przecież w języku polskim słowo „zarazić”, którego rdzeniem jest „raz”, także oznaczało początkowo „uderzyć”, „porazić”, o czym szerzej piszę w rozdziale poświęconym filmowi.
Potrzeba tu jednak paru uściśleń związanych generalnie z antropologicznym ujęciem zjawisk kultury. Pojawia się na przykład pytanie o granice pojęcia plagi czy zarazy albo, innymi słowy, o wspólny mianownik, do którego sprowadzić możemy rozmaite, uczestniczące w tym fenomenie zdarzenia. W obrębie opisywanego zjawiska znajdą się bowiem zarówno plagi mitologiczne, biblijne i legendarne, jak i autentyczne, dawne i współczesne epidemie o znanej i nieznanej etiologii. Otóż o ich przynależności do fenomenu zarazy decydować będzie nie tyle byt empiryczny, poświadczony w historii z medycznego punktu widzenia, ile – przede wszystkim – symboliczny ślad w zbiorowej wyobraźni. Z takiej perspektywy nie to jest zarazą, co rzeczywiście zaraźliwe, lecz to, co jako zaraza lub plaga jest postrzegane i artykułowane; najjaśniej widać to na przykładzie AIDS. Zupełnie świadomie pominęłam natomiast choroby takie jak syfilis, gruźlica czy nawet trąd, wychodząc z założenia, że – po pierwsze – są to choroby właśnie, zabijające powoli i toczące ludzkość w ciągu wieków, a nie zarazy, których nagły i totalny charakter całkowicie zmienia kształt zbiorowej egzystencji; po wtóre – ze względu na to, że w wypadku tych chorób o wiele mocniej akcentowano zazwyczaj ich wymiar jednostkowy, osobisty aniżeli społeczny. Zwłaszcza syfilis i gruźlica wykreowały wokół siebie bogatą mitologię, która wymagałaby odrębnego badania[8].
Antropologiczny sens zjawiska plagi odczytać możemy na drodze interpretacji jej przedstawień ikonicznych i wyobrażeń filmowych, na drodze analizy podejmowanych w jej obliczu mniej lub bardziej zrytualizowanych działań oraz za pośrednictwem badań opisującego ją języka – zarówno kolokwialnego, jak pochodzącego z naukowych traktatów. Wiele zdradza także etymologia pojęcia plagi, zarazy czy epidemii w różnych językach. Istoty badanego fenomenu, jego głębokiego, pozaempirycznego sensu poszukiwać będziemy zatem w kręgu symboliki; przestrzeń antropologicznych analiz odkrywa przed nami sferę mitu, sferę rzeczywistości empirycznej „usensownionej” przez człowieka w odpowiedzi na wyzwanie rzucone przez niepojęte wyroki Nadprzyrodzonego. Warto zacytować przy okazji słowa Czesława Robotyckiego i Stanisława Węglarza: „Etnologa czy też antropologa, według naszych propozycji, powinien zajmować człowiek, nadający sens empiryczności […]”[9].
Akcenty rozłożone są tutaj jasno i wyraźnie, padają nie na empiryczną rzeczywistość, lecz na człowieka – nieświadomego twórcę jej sensu. To człowiek pozwala zarazie zaistnieć w formach odpornych na historyczne przemiany, takich jak metafora, symbol, ikoniczna czy literacka wizja; to jego lęki i nadzieje wyraża symboliczny język plagi. Dlatego niezmiernie ważna wydaje mi się próba przekładu tego języka na język doświadczeń egzystencjalnych i podstawowych pytań filozoficznych; próba zrozumienia poprzez symbol, na drodze interpretacji