Och, dobra zagrywka, pomyślałam i przewróciłam oczami.
Harley zachichotał.
– Powiedz BB, że może pożreć każdą część mojego ciała, którą zechce – powiedział.
Zaczerwieniłam się, słysząc tę aluzję.
– Do zobaczenia po czwartej, moja mała zombie – rzucił jeszcze, zanim się rozłączył.
Kiedy ochłonęłam, postanowiłam pojechać do Juliet. Chciałam jej pomóc przy dziecku i zabić czas do chwili, aż znów zobaczę mężczyznę swoich marzeń. A biedna Jules będzie mogła się zdrzemnąć. Jej wredny tyłek bardzo tego potrzebował.
Wrzuciłam na siebie parę rozdartych dżinsów, włożyłam glany i sięgnęłam do szafy po top z Dead Kennedys. I od razu przed moimi oczami zaczął migać niechciany pokaz slajdów z nieproszonych wspomnień. Ja, trzymająca za rękę Knighta. W jego kurtce. Wychodzimy z jego pracy – ze studia tatuażu w Little Five Points, gdzie spędziliśmy noc – i idziemy prosto do sklepu Boots&Braces, i tam Knight kupuje sobie importowane skinheadzkie ciuchy. Był to najbardziej odjechany sklep, jaki widziałam. W zasadzie mieli tam tylko stojak z punkowymi koszulkami, który – jak wyjaśnił właściciel – służył do „demonstracji”. Koszulka w moich rękach i moje usta na policzku Knighta, kiedy podrzucił mnie do pracy.
Trzasnęłam drzwiami szafy i gapiłam się na drewnianą powierzchnię, ciężko oddychając.
– Nie – powiedziałam głośno. – Nie dzisiaj.
Odczekałam, aż moje tętno wróci do normy, i przełknęłam łzy, a potem podniosłam z podłogi swój top z Dropkick Murphys, założyłam go i wypadłam z domu.
Wizyty u Juliet były idealnym sposobem, żeby zapomnieć o problemach. Trudno jest być rozedrganym kłębkiem nerwów, kiedy trzymasz śpiącego noworodka. Podjęłam się nawet nakarmienia Romea butlą – przy pomocy młodszego brata Juliet – aby wyczerpana mama mogła się dłużej zdrzemnąć.
Najwyraźniej był to zły pomysł. Juliet obudziła się godzinę później, odświeżona, ale w powodzi własnego mleka. Wystarczyło opuścić jedno karmienie, aby leciało z niej jak z kranu. Szkoda, bo maluch, który wydudlił całą butlę, zasnął i nie mógł ulżyć mamusi. Za to mogłyśmy się wreszcie dowiedzieć, jak używać cholernego laktatora. Przeczytałam na głos instrukcję i tłumiąc chichot, patrzyłam, jak Jules wciska swoje gigantyczne cycki do przyssawek. Kiedy w końcu była gotowa, przekręciłam przełącznik i… głośny dźwięk zasysania, jak z animowanych filmików, rozśmieszył nas i wywołał kompletną głupawkę. Wszystko było tak pioruńsko śmieszne, że omal nie spóźniłam się do warsztatu.
Zobaczyłam go, jak tylko wjechałam na dziedziniec A&J Auto Body. Harley stał przed halą, palił papierosa i cholernie dobrze wyglądał. Seksownie umorusany. W poplamionej żonobijce i roboczych spodniach. Na jego widok mój żołądek zaczął robić salta. Nie mogłam uwierzyć, że to nadludzko seksowne zjawisko mnie całowało. Dwa razy.
Kiedy mnie zobaczył, pokazał palcem jedno z wolnych stanowisk. Wjechałam tam w skupieniu, modląc się, żeby mi nie zgasł.
Kiedy wyłączyłam silnik, Harley podszedł i otworzył mi drzwi. Był spocony i brudny, ale miałam to gdzieś.
– Hej, moja damo – powiedział, pochylając się nade mną i całując mnie niespiesznie.
W chwili, gdy chłodny metal kolczyka dotknął mojej skóry, zacisnęłam powieki i zwarłam się w środku jak sprężyna. Chciałam wessać jego język do ust i przejechać palcami po tych niesfornych jasnych włosach, ale on był w pracy, a ja stchórzyłam.
Harley oderwał się ode mnie z uśmiechem i pociągnąwszy za dźwignię pod kierownicą, o której istnieniu nie miałam pojęcia, otworzył maskę mojego auta. Przeszedł do przodu i zajrzał do środka.
– No, taa… – mruknął, kiedy stanęłam obok niego, aby zobaczyć, o co chodzi. – Znalazłem wlot zimnego powietrza z tyłu i myślę, że dam radę to zrobić.
– Mów po ludzku, dobra? – poprosiłam, wciąż rozkosznie uśmiechnięta po pocałunku.
Harley sięgnął po coś do skrzyni z narzędziami za sobą i obrócił się z powrotem do mnie.
– Chodzi o twój silnik. Żeby mu dodać więcej mocy.
– Aaa, tu cię mam – powiedziałam triumfalnie. – To dlatego chciałeś, żebym przyjechała? Żebyś mógł mi zajrzeć do wlotu?
– Uwielbiam, jak świntuszysz – powiedział z uśmiechem mój boski mechanik.
Objął mnie jedną ręką w talii i przyciągnął do siebie.
– To ty świntuszysz. – Odsunęłam się od niego, marszcząc nos z udawanym obrzydzeniem. – Gdzie masz koszulkę?
Bo chcę ją ukraść, zabrać do domu i użyć jako poszewki na poduszkę.
Harley wzruszył ramionami.
– Tu jest gorąco jak w piekle. Masz szczęście, że jeszcze nie zdjąłem spodni.
Nie miał racji z tym szczęściem, ale zachowałam to dla siebie.
Przez następne czterdzieści pięć minut rozmawialiśmy; Harley majsterkował, a mnie na jego widok leciała ślinka. Wreszcie skończył i bezskutecznie usiłował zmyć smar z dłoni specjalnym pomarańczowym żelem. Nie wiem, ile by trzeba mydła, żeby jego skóra wróciła do normy.
Kiedy uznał, że ręce są już czyste, powiedział, że chce przetestować na torze nowe cośtam-cośtam do wlotu, to coś, co mi zainstalował, a ja ochoczo kiwnęłam głową. Zawsze to robiłam, kiedy mnie pytał o zgodę. Mówiłam „tak”.
Harley skończył pracę i pojechałam za nim na tor. Obserwowanie przez dziesięć minut, jak ujeżdża swoją matową czarną bestię było niczym straszna, męcząca gra wstępna. Umierałam z chęci, aby dostać w swoje ręce wszystko, co widziałam przed sobą, a tymczasem to ciągle było poza moim zasięgiem. Harley mógł zostawić wóz w warsztacie i jechać ze mną, aby przetestować kondensator strumienia, czy cokolwiek mi tam zainstalował, ale miałam poczucie, że woli nie tracić swojej bryki z oczu na dłużej, niż to konieczne. Nie miałam do niego pretensji. Kurde, mnie by też kusiło, żeby zakosić takie cudo, gdybym zobaczyła je na pustym parkingu.
Kiedy dotarliśmy na tor, Harley kazał mi się przesiąść i sam zajął miejsce za kierownicą. Musiał do oporu odsunąć fotel, żeby pomieścić długie nogi. Błysnął tym swoim cholernym uśmiechem, przygazował silnik i aż gwizdnął.
– Bez kitu, moja damo. Masz tu pieprzoną kopalnię złota. Mała dziewczynka w fabrycznej piątce. – Pokręcił głową. – To, kurwa, będzie samograj.
Chciałam zaprotestować, powiedzieć, że nie umiem się ścigać, ale słowa „mała dziewczynka” utkwiły mi w piersi jak nóż. Ledwie mogłam oddychać, a co dopiero wymyślić sensowny kontrargument.
Jeszcze bardziej zwątpiłam w swoje zdolności, kiedy puścił sprzęgło i wcisnął gaz do dechy. Głowa poleciała mi na zagłówek, gdy wrzucił dwójkę, wpadł w pierwszy zakręt i śmignął w prostą na trójce. Jedną dłonią zaparłam się o deskę rozdzielczą, aż zbielały mi kłykcie, a drugą kurczowo ściskałam podłokietnik, kiedy Harley wziął następny zakręt z takim szwungiem, że już, kurde, szybciej nie można.
– Ja pierdolę! – wrzasnął, kiedy wyszliśmy z zakrętu, waląc nasadą dłoni w kierownicę. – Te wielosezonówki, które ci wczoraj założyłem, trzymają jak przylepione. Pieprzone barany przyjeżdżają tutaj na slickach i każdy myśli, że rozjebie konkurencję, a potem zawija ich na zakrętach. Nie mogę się doczekać, aż skopiesz im tyłki na tych swoich gumach.