– Na takich jak my mówi się „bliźniaki irlandzkie” – wyjaśnił Dave. – Jestem tylko dziesięć miesięcy młodszy, ale dzień urodzenia jest ten sam.
– Ale się grzebałeś, palancie – skomentował Harley, wstając. – Umieramy z głodu.
Wyciągnął do mnie rękę i dodał:
– Kiedy wyjechaliśmy z Waffle House, zadzwoniłem do Davidsona i kazałem mu kupić nam parę rzeczy, jak będzie wracał z roboty. – Harley zerknął wymownie w stronę kuchni i podniósł głos. – No i postarał się jak cholera.
Dave pociągnął z puszki, pokazując mu środkowy palec.
Kiedy weszliśmy do kuchni, zobaczyłam, o czym mówił Harley. Na stole leżało pudełko z pizzą i ciasto czekoladowe ze sklepu z napisem Sto lat z czerwonego lukru. Na moment wstrzymałam oddech i spojrzałam na Harleya z niedowierzaniem.
Oczy mnie zapiekły. Czemu tak pieką? O Chryste. Czyżbym miała się popłakać? Powinnam wiedzieć. Płacz był u mnie na porządku dziennym w ciągu tych paru gównianych miesięcy, ale nigdy nie rozpłakałam się ze szczęścia. Ten słodki gest mnie powalił.
Harley wzruszył ramionami.
– Powiedziałaś, że właśnie dostałaś prawko, i pomyślałem, że masz też urodziny.
A pieprzyć to! Ruszyłam na niego z takim impetem, że Harley zatoczył się w tył, gdy zarzuciłam mu ręce na szyję i oplotłam go nogami w pasie, piszcząc:
– Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki! – I cmoknęłam go w policzek.
Albo raczej próbowałam cmoknąć, bo zanim moje usta zdążyły dotknąć jego policzka, Harley chwycił mnie mocniej za tyłek i zagarnął mój niewinny pocałunek swoimi chytrymi ustami rozciągniętymi w uśmiechu. Zaiskrzyło. Zatrzęsła się ziemia. Mój puls włączył pieprzony nadbieg, kiedy wstrzymałam oddech i pozwoliłam Harleyowi się pocałować. Jego doświadczone usta rozdzieliły moje wargi, a zwinny język owinął się wokół mojego. Jego kolczyk mnie drażnił i gdy rozum wreszcie się pozbierał po tej chwili odlotu, chwyciłam to cholerstwo w zęby i delikatnie pociągnęłam, o czym przecież marzyłam przez cały dzień.
– Miałeś rację, stary – powiedział gdzieś za moimi plecami Dave, zapychając się pizzą. – Laski lecą na urodzinowe torty.
Harley przerwał nasz pocałunek, aby chwycić z blatu pustą puszkę po piwie i cisnąć nią w brata.
Dave ze śmiechem odbił pocisk.
– Będziecie jeść czy pieprzyć się tu, w kuchni? Bo jak to drugie, to powinienem chyba zrobić popcorn.
O Boże.
Wtuliłam zaczerwienioną twarz w szyję Harleya i trzymałam się go kurczowo, kiedy bombardował brata kolejnymi puszkami. Przy okazji wdychałam bezwstydnie jego zapach. Nie była to woń potu i oleju silnikowego, tak jak myślałam, tylko benzyny i skórzanych siedzeń. Ta boska kombinacja sprawiła, że moje uda mimowolnie zacisnęły się wokół jego wąskich bioder. Kiedy skończył, ostatni raz ścisnął mój tyłek, po czym posadził mnie przy kuchennym stole, na jednym z rozlatujących się aluminiowych krzeseł. Pudełko z pizzą było otwarte i Dave zdążył już wsunąć dwa kawałki. Harley wyciągnął jeszcze parę piw z lodówki i podał mi jedno, po czym usiadł po mojej lewej stronie. Jedliśmy, piliśmy, paliliśmy, gadaliśmy i śmialiśmy się godzinami.
Chłopaki powiedzieli, że wynajmują dom od swojego wuja i mieszkają tu dopiero od paru miesięcy. I że mają trzy młodsze siostry przyrodnie, które nadal mieszkają z mamą i ojczymem. Okazało się, że Dave pracuje w sklepie z artykułami z demobilu i ma tę robotę od czasu ukończenia szkoły średniej Peach State. Dowiedziałam się również, że Harley mieszkał sam od siedemnastego roku życia.
– Tego skurczybyka wywalili z budy i z domu tego samego pieprzonego dnia! – Dave palnął się w kolano, pociągnął blanta i zaniósł się kaszlącym śmiechem, przekazując skręta bratu.
Harley zaciągnął się i wzruszył ramionami. Wypuszczając dym, mruknął:
– Nie obchodziło jej nawet to, że wyleciałem ze szkoły. Matka chciała, żebym się wyniósł, bo miała za dużo cholernych dzieciaków.
– Och, słyszałam o tym! – wykrzyknęłam, potrząsając głową, kiedy Harley podsunął mi skręta. Trawka była jedyną używką, której odmawiałam. Po tym świństwie robiłam się cholernie senna. Nie wiem, jak moi starzy mogli tyle tego jarać. – Wykopali cię ze szkoły za to, że uderzyłeś w twarz dyra, nie?
Harley i Davidson spojrzeli na siebie, po czym dostali ataku śmiechu.
Pociągnęłam kolejny łyk Natty Ice i obserwowałam ich z pijackim uśmieszkiem. Kurde, ale słodkie chłopaki! Dave miał ten chłopięcy, cwaniakowaty południowy urok, podczas gdy Harley był wytatuowanym mięśniakiem z bryką jak rakieta i olejem silnikowym we krwi, ale kiedy żartowali, byli prawie jak jedna osoba. A ponieważ Harley i ja także byliśmy prawie jednością, mogliśmy uchodzić za nie dwie, a trzy przysłowiowe krople wody.
Dave wychylił się i chwycił mnie za ramię.
– Ja pierdolę, ale numer… ale numer… – piał, zanosząc się chichotem. – Kurwa, to nie Harley uderzył dyra Jennera, tylko dyr Jenner walnął Harleya!
Wycelował palec w brata i zatrząsnął nim kolejny napad śmiechu.
– Strzelił go w pysk!
Obaj tak ryli, że praktycznie płakali, ale ja byłam w szoku.
– Naprawdę cię uderzył? – zapytałam, patrząc na Harleya. – To czegoś go, kurwa, nie pozwał? Wtedy jego by wylali, a nie ciebie!
– Eee tam. – Harley zbył mnie machnięciem ręki. – Po tym, jak mu powiedziałem, co sądzę o jego mamusi, wiedziałem, czego się spodziewać.
– A jak został wyrzucony, zacząłem rozpowiadać wszystkim, że to Harley uderzył Jennera! I teraz jest, kurwa, sławny! – zawołał Dave i porozumiewawczo szturchnął brata. – Po tym miał takie branie, że hej. Nie mógł opędzić się od cipek.
Słyszałam o tym cipkobraniu, ale nie pytałam. Nie chciałam wiedzieć.
Harley spojrzał na mnie oczami szczeniaczka i wzruszył ramionami. Nie zaprzeczył. Nie musiał, z tą swoją rozkoszną buźką i seksownym ciałem.
Zerknęłam na zegar mikrofali i dopiero teraz do mnie dotarło, że sprawdzam czas po raz czwarty, a godzina jest wciąż ta sama – dziewiąta pięć. Wyświetlacz do mnie migał.
Faaaaaak!
Zrobiło mi się słabo i zaczęłam histerycznie grzebać w torbie w poszukiwaniu komórki. Znalazłam i aktywowałam ekran. Dziesiąta dwadzieścia osiem.
– Cholera! Muszę jechać!
Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i usiłowałam wyszperać kluczyki. Zerknęłam na Harleya i Dave’a, którzy oczywiście nie rozumieli, skąd ten nagły pośpiech, więc wyjaśniłam nerwowo:
– Muszę być w domu za trzydzieści minut, bo jak nie, to stary mnie zabije.
Chciałam się zerwać od stołu, ale Harley natychmiast objął mnie w talii swoimi potężnymi łapskami i posadził sobie na kolanach.
– Nie idź – wyszeptał mi do ucha i musnął wargami wrażliwą skórę tuż pod nim.
Czułam, że rozpływam się pod jego dotykiem. Boże, jak dobrze jest być w objęciach mężczyzny! Brakowało mi tego bardziej, niż myślałam. Tak strasznie chciałam zostać i posmakować obietnicy zawartej w tych dwóch słowach, ale zamiast tego powiedziałam:
– Harley,