Gdy jej chłopak wyłonił się z długą torbą i mniejszą walizką, wzięła go pod ramię i oboje zaczęli się oddalać. Obejrzała się jeszcze na Rogersa i puściła do niego oko.
Odprowadzał wzrokiem tę parę młodych ludzi. Poszli przed siebie ulicą, skręcili w lewo i zniknęli mu z pola widzenia.
Rogers ruszył z miejsca. Skręcił w tę samą uliczkę, co oni. Widział ich daleko przed sobą. Prawie stracił ich z oczu. Prawie.
Rogers dotknął głowy w tym samym miejscu, co poprzednio, a następnie powiódł palcem po czaszce, kreśląc tę samą linię, tak jakby śledził bieg meandrującej rzeki.
Szli długo, mijając przecznicę za przecznicą. Para była cały czas w zasięgu jego wzroku. Cały czas.
Zdążyło się już zupełnie ściemnić, gdy młodzi zniknęli nagle za rogiem.
Rogers przyspieszył kroku i też skręcił.
Na jego ramię spadł cios zadany kijem bejsbolowym. Drewno pękło, górna połowa kija poszybowała w górę i trzasnęła w ścianę.
– Cholera! – ryknął młody mężczyzna.
Obok leżała na ziemi otwarta torba podróżna. Kobieta stała parę metrów za swoim chłopakiem. Zrobiła unik, gdy kij leciał w jej stronę. Upuściła przy tym swoją torebkę.
Mężczyzna cisnął nieprzydatną broń, wyjął z kieszeni nóż sprężynowy i go otworzył.
– Dawaj te trzysta dolców, panie kryminalisto, dorzuć sygnet i zegarek, a nie wypruję ci flaków.
Trzysta dolców? A więc wiedzieli, ile się dostaje po dziesięcioletnim pobycie w pace.
Rogers wykręcił szyję w prawo i poczuł, jak strzelają mu kręgi.
Rozejrzał się. Wysokie ceglane ściany bez okien, czyli żadnych świadków. Ciemna uliczka. Nigdzie żywej duszy. Dokonał tych obserwacji po drodze.
– Słyszałeś? – zapytał mężczyzna. Górował nad Rogersem wzrostem.
Rogers kiwnął głową, bo owszem, słyszał.
– No to wyskakuj z forsy i gadżetów. Przytępawy jesteś czy co?
Rogers pokręcił głową. Nie był bowiem tępakiem. Jak również nie zamierzał z niczego wyskakiwać.
– Jak wolisz – warknął tamten i rzucił się na Rogersa z nożem.
Rogers częściowo zablokował cios, lecz mimo to ostrze wbiło mu się w ramię. Nie powstrzymało go to ani trochę, ponieważ nic nie poczuł. Podczas gdy jego ubranie nasiąkało krwią, on złapał rękę trzymającą nóż i mocno ścisnął.
Mężczyzna wypuścił ostrze z dłoni.
– Niech cię szlag! – wrzasnął. – Puszczaj! Puszczaj, kurwa!
Rogers nie puścił. Napastnik upadł na kolana, na próżno próbując odgiąć palce Rogersa.
Kobieta przyglądała się tej scenie z całkowitym niedowierzaniem.
Rogers wolną ręką powoli sięgnął w dół, złapał rękojeść złamanego kija bejsbolowego i go podniósł.
Młody mężczyzna spojrzał w górę.
– Nie, chłopie, proszę.
Rogers wziął zamach. Siła ciosu roztrzaskała bok czaszki. Odłamki kości zmieszane z szarą substancją wypłynęły na zewnątrz.
Rogers puścił rękę nieboszczyka. Ciało osunęło się na chodnik.
Kobieta wycofywała się z krzykiem. Rzuciła okiem na torebkę, ale nie wykonała żadnego ruchu w jej stronę.
– Ratunku! Pomocy!
Rogers odrzucił kij i się jej przyglądał.
Ta część miasta była o tej porze opustoszała, dlatego wybrali ją na miejsce zasadzki.
Nie było tu nikogo, kto mógłby pospieszyć z pomocą. Myśleli, że ta okoliczność zadziała na ich korzyść. Gdy tylko Rogers wszedł w tę uliczkę, wiedział, że skorzysta na tym on.
Zrozumiał, że to pułapka, w chwili gdy kobieta zaczepiła go w autobusie. Jej chłopak był przystojny, w jej wieku. Rogers nie miał żadnej z tych zalet. Jedyne, co miał i czego ona pożądała, spoczywało w jego kieszeni, na nadgarstku oraz na palcu.
Pewnie żerują na ludziach wychodzących po odsiadce.
Cóż, tym razem obrali niewłaściwy obiekt.
Dziewczyna przywarła plecami do ceglanej ściany. Z płynącymi po twarzy łzami jęczała:
– Błagam, nie rób mi krzywdy. Przysięgam, nie powiem nikomu, co się stało. Przysięgam na Boga. Proszę.
Rogers schylił się po nóż sprężynowy.
Zaczęła szlochać.
– Błagam, nie… Proszę… To on mi kazał. Groził, że inaczej pożałuję.
Rogers zbliżył się do niej i przyglądał się jej drżącemu podbródkowi. Błagania nie robiły na nim żadnego wrażenia, podobnie jak wcześniej nóż rozcinający skórę ramienia.
Nic sobie z tego nie robił, ponieważ był niczym.
Niczego nie czuł.
Wyraźnie chciała wzbudzić w nim litość. Wiedział. Rozumiał. Ale między rozumieniem a rzeczywistym odczuwaniem jest duża różnica.
W pewnym sensie największa z możliwych.
Nie czuł nic. Ani wobec niej, ani wobec niego. Rozmasował głowę, obmacując palcami to samo miejsce, co poprzednio, tak jakby chciał przeniknąć przez kość, tkanki, obie istoty mózgu i wyrwać stamtąd to, co tam tkwiło. Skóra piekła, jak za każdym razem, kiedy to robił.
Rogers nie zawsze taki był. Czasem, gdy długo i intensywnie rozmyślał, przypominał sobie jak przez mgłę innego człowieka.
Spojrzał na nóż, na ostrze z nierdzewnej stali będące przedłużeniem jego ręki. Rozluźnił uścisk.
– Puścisz mnie? – wydyszała. – Ty… naprawdę mi się podobasz.
Cofnął się o krok.
Dziewczyna z wysiłkiem przywołała uśmiech.
– Obiecuję, że nikomu nie powiem.
Rogers zrobił kolejny krok w tył. Mógłby po prostu odejść, pomyślał.
Spojrzała ponad jego ramieniem.
– On chyba się poruszył – powiedziała, ciężko dysząc. – Na pewno nie żyje?
Rogers odwrócił się w stronę mężczyzny.
Kątem oka dostrzegł błyskawiczny ruch. Dziewczyna złapała torebkę i wyjęła z niej broń. Widział, jak wylot lufy niklowanego rewolweru wędruje w górę i mierzy prosto w jego pierś.
Zaatakował ze zdumiewającą szybkością. Odsunął się w bok, gdy z przeciętej tętnicy szyjnej trysnęła krew. Ledwie zdążył odskoczyć.
Upadła do przodu, roztrzaskując o chodnik ładną twarz, choć nie miało to już dla niej większego znaczenia. Wyjęty z torebki rewolwer uderzył o twardą nawierzchnię i z klekotem potoczył się dalej.
Naglony czasem Rogers wyczyścił z pieniędzy portfel młodego mężczyzny oraz damską torebkę. Starannie złożył banknoty i wsunął je sobie do kieszeni.
Włożył kobiecie do ręki roztrzaskany kij bejsbolowy, rewolwer schował do torebki. Nóż sprężynowy umieścił w dłoni mężczyzny.
Niech lokalna policja się głowi, co tu zaszło.
Zdoławszy