Wrócił do pułkownika Smoleńskiego, który w zaistniałej sytuacji postanowił użyć jednego z kontaktów Dwójki w Moskwie. Tego dnia wysłano z Warszawy do polskiej ambasady w Moskwie zaszyfrowany przez polskich matematyków pilny rozkaz. Odpowiedź miała nadejść wkrótce.
*
Mokrzycki rzeczywiście zatrzymał się u teściów, powiadomiwszy profesora Skirmunta o tym, że został zmobilizowany. Profesor wiedział, że w małżeństwie jego córki z hrabią nie układało się za bardzo, ale nie dociekał, czy było tak z winy Mokrzyckiego, czy Moniki. Miał też świadomość, że wnuk nosi nazwisko Mokrzyckiego, ale nie jest z jego krwi. Dla Antoniego nie miało to żadnego znaczenia. I profesor był mu za to wdzięczny.
Gdy 25 sierpnia rodzina zasiadła do obiadu, Mokrzycki na pytanie teścia, co sądzi o pakcie niemiecko-sowieckim, który ogłosiło niemieckie radio, miał ochotę powiedzieć, że wojna jest nieunikniona, ale powstrzymał się ze względu na damy. Źle się jednak czuł przez tyle kłamstw – nie dość, że po raz kolejny zdradził Monikę z Goldą, to teraz musiał kłamać w sprawie wojny.
Pod wieczór, kiedy małżonkowie położyli się do jednego łóżka, Monika dotknęła dłonią jego brzucha. Mokrzycki nie był na to gotowy. Powinien był kochać się z nią dla zachowania pozorów, ale nie potrafił. Ich relacje wciąż były bardzo skomplikowane, musieli sobie dać więcej czasu.
– Powiedz mi prawdę – powiedziała do niego szeptem Monika.
Mokrzycki pomyślał, że jeszcze wczorajszej nocy obok niego leżała Golda, i już miał się z tym zdradzić, gdy Monika dopowiedziała:
– Czy będzie wojna?
Hrabia odetchnął z ulgą.
– To nieuniknione. Nie chciałem mówić o tym przy obiedzie ze względu na rodziców. Uważam, że najbezpieczniej będzie wrócić na wieś.
– Mam tam być sama?
– Zabierz rodziców. Przydadzą się nie tylko dla towarzystwa i pomocy przy dziecku. Myślę, że na wsi będzie lepsze zaopatrzenie w żywność – tłumaczył Antoni. – Kiedy to się zacznie, miasta, a w szczególności Warszawa, mogą być bombardowane.
Pomyślał o Madrycie bombardowanym przez niemieckie samoloty z legionu Condor. To samo mogło się powtórzyć w Warszawie.
– Niemcy to cywilizowani ludzie. Tak mówi papa – powiedziała Monika, choć bez przekonania.
Mokrzycki postanowił pozbawić żonę złudzeń.
– Dzisiejsi Niemcy nie są cywilizowani – odparł z naciskiem. – Widziałem w Hiszpanii, do czego są zdolni. Boję się o Żydów, choć jak wiesz, polska ulica też za nimi nie przepada. Nawet Tuwim przeszkadza dziś wielu Polakom. Musisz pojechać na wieś i czekać na mnie w naszym majątku. Proszę, nie odmawiaj.
– Dobrze – odpowiedziała żona, wtulając się w niego.
Mokrzycki pomyślał, że choć może to tylko przyjemne złudzenie, niewątpliwie zbliżyli się do siebie. Tę noc spędzili ze sobą jako mąż i żona. Subtelnie i cicho uczyli się znów swoich ciał na pamięć.
Hrabia jeszcze kilka dni musiał pozostać w Warszawie, codziennie wzywany na narady do siedziby Dwójki przy sztabie generalnym. Trzydziestego sierpnia, w środę, Monika wraz z małym Jasiem i rodzicami, po namowach Antoniego, opuściła Warszawę, kierując się szosą na Lublin.
*
Tymczasem ambasador Francji w Polsce Leon Noël rzeczywiście skontaktował się z Paryżem w sprawie paktu niemiecko-sowieckiego. Zdziwiło go, że jego depesza została przekazana do francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych z „najwyższym priorytetem”. Odpowiedź przyszła nazajutrz, w takim samym trybie. Gdy we francuskiej ambasadzie odszyfrowano wiadomość, nawet Leon Noël, który grał w Warszawie wyjątkowo perfidną rolę (zdawał sobie z tego sprawę, bo mimo wszystko był człowiekiem niepozbawionym elementarnej uczciwości), był jej treścią poruszony:
TAJNE SPECJALNEGO ZNACZENIA. PAKT
NIEMIECKO-SOWIECKI MA TAJNY PROTOKÓŁ.
WSCHODNIA POLSKA DO LINII CURZONA
ORAZ FINLANDIA, PAŃSTWA BAŁTYCKIE DO
ZSRR. NIEMCY POŁOWA POLSKI.
STANOWCZO NIE PRZEKAZYWAĆ TEJ
INFORMACJI POLAKOM.
Francuski ambasador postanowił wypełnić instrukcje swojego rządu. Nie miał innego wyjścia. Zrozumiał, że Polska zostanie starta na proch przez dwa najbardziej krwiożercze reżimy w dziejach.
Resztę nocy spędził przy dużej butelce koniaku. Pił sam. Nawet kłamcy mają momenty, w czasie których ich własne kłamstwa budzą w nich obrzydzenie.
ROZDZIAŁ III
Noc poetów
WARSZAWA, 29 SIERPNIA 1939 ROKU
Dzień był słoneczny, ale nie upalny. Mokrzycki wyczuwał nadchodzące nieszczęście, jak ktoś przewidujący polityczną przyszłość swojego kraju. Podpisany kilka dni wcześniej pakt niemiecko-sowiecki zaczynał przerażać hrabiego, choć pełnię jego istoty dostrzegał dopiero teraz. Ambasada polska w Moskwie odpowiedziała pułkownikowi Smoleńskiemu, że nie jest w stanie zweryfikować informacji o żadnym tajnym aneksie do układu niemiecko-sowieckiego. Ale Mokrzycki nie odpuścił. Skontaktował się z samodzielną placówką wywiadowczą w sowieckim Mińsku na Białorusi, gdzie przebywał zakonspirowany podoficer Dwójki podporucznik Rafał Protassowicki. Z uwagi na działanie sowieckiego kontrwywiadu odpowiedź przybyła do Mokrzyckiego via Londyn – telegrafem. Mokrzycki przeczytał w nim:
23.08.1939 pakt o nieagresji zawiera tajny protokół.
Państwa bałtyckie do ZSRR. Los Polski nie jest znany.
Ów pakt nie był tylko układem o nieagresji, ale skazaniem Polski na śmierć. Ten krótki meldunek potwierdzał domysły Mokrzyckiego, że tajny protokół rzeczywiście istnieje. Antoni przekazał raport pułkownikowi Smoleńskiemu, a ten natychmiast oddał go Beckowi i Rydzowi-Śmigłemu. Meldunek Mokrzyckiego oczywiście nie mógł zmienić planu obrony Polski, ale mógł wpłynąć na przyspieszenie mobilizacji. Z uwagi na konflikt między MSZ i generalnym inspektorem Sił Zbrojnych (a był nim marszałek Rydz-Śmigły) utknął jednak gdzieś między gabinetami. Nie najlepiej świadczyło to o porozumieniu między wywiadem polskim a MSZ.
Mokrzycki znał ustawienie polskich wojsk, które wedle koncepcji zatwierdzonej przez marszałka Rydza-Śmigłego miały bronić granicy na całej jej długości, zamiast skupić się na linii Wisły i próbować zablokować Niemców tak, jak Francuzom udało się to w roku 1914 nad Marną.
Te rozmyślania przerwał Mokrzyckiemu gong do drzwi.
– Któż to może być? – zapytał sam siebie.
Poszedł otworzyć, ponieważ po wyjeździe Moniki z dzieckiem i jej rodziców Antoni dał służbie wolne, radząc, żeby – jeśli mogą – wyjechali z Warszawy.
Otworzył drzwi.
– Dzień dobry, mój mesjaszu – powiedziała Golda i uśmiechnęła się do niego.
Dla Mokrzyckiego ten uśmiech był chwilowym błyskiem radości w mroku, w jakim przebywali i w jakim miała się zanurzyć Polska. Po chwili zauważył, że obok Goldy stoi trzydziestokilkuletni mężczyzna ubrany w znoszoną marynarkę w kolorze grafitu. Był starannie ogolony, o miłej twarzy skrywającej niebywały smutek.