Przyznaję, byłem potwornie wkurzony.
Hoon wreszcie nabrał trochę pokory. Może zaczęło do niego docierać, jak niewiele dzieli go od stania się zupą z homara dla całej załogi.
– Twoje odrażające groźby pożarcia mojego ciała nie przerażają mnie bardziej niż kara śmierci, bo nie wierzę w życie pozagrobowe ani nie reaguję emocjonalnie na wasze kulturowe tabu. Jednak nie życzę sobie, aby mnie bezprawnie torturowano i stracono, więc zapewniam, że jesteś w błędzie. Jestem całkowicie niewinny. Zwróć uwagę na źródło, Riggs. Jeśli istnieją dowody, mogły zostać sfabrykowane.
Zamrugałem z namysłem.
– Czemu Marvin miałby kłamać?
– A czemu ten robot robi cokolwiek? Ma swoje powody. Może się pomylił. W każdym razie, tak jak mówię, możesz śmiało zapoznać się ze wszystkimi moimi zapiskami i wiadomościami.
– Oczywiście, że mogę. Nie potrzebuję twojej zgody – warknąłem.
Choć nadal się we mnie gotowało, zdecydowane zaprzeczenie Hoona trochę ostudziło mój gniew. Miał też rację w kwestii sprawiedliwego procesu. Gdybym postąpił teraz jak tyran, zapłaciłbym za to później. Kapitan nie może sobie pozwolić na hipokryzję. Załoga mogłaby się zastanawiać, co mnie powstrzyma przed zignorowaniem przepisów, kiedy ktoś z nich zostanie oskarżony. A inni zadadzą sobie pytanie, po co mają przestrzegać reguł, skoro ja się do nich nie stosuję.
– Pomogę, jak tylko będę w stanie – dodał Hoon. – Udostępnię wam wszystkie hasła do zaszyfrowanych plików, ale nalegam, aby śledztwo nadzorowała chorąży Cornelius.
Jego słowa kazały mi się zastanowić, czy żłopiąca bimber szefowa pokładu artyleryjskiego, którą niedawno awansowałem ze stopnia podoficerskiego, nie jest zamieszana w tę sprawę. A potem dotarło do mnie, że Hoon z pewnością chciałby trzymać się z dala od wszelkich współwinnych. Może liczył na to, że alkoholizm czyni ją niekompetentną.
W końcu stwierdziłem, że najlepiej nie snuć domysłów, tylko zapytać.
– Cornelius? Czemu ona?
– Bo udowodniła, że nagrania przedstawiające kopulację zostały sfałszowane. A to oznacza, że jest albo bezstronna, albo po twojej stronie, a więc nie będziesz jej podejrzewał o to, że chce mnie chronić. A ponieważ nie mam nic do ukrycia, będzie doskonałym świadkiem na moją obronę, gdy przyjdzie czas formalnego przesłuchania.
Zagiął mnie. Nie miałem powodu, żeby nie przystać na jego prośbę, chyba że coś przeoczyłem. Ale nie zamierzałem dać się przechytrzyć ani Skorupiakowi, ani nikomu innemu.
– Dobra, niech będzie Cornelius. Nieustraszony, zablokuj Hoonowi dostęp do wszystkich systemów komputerowych i nie pozwól, żeby wprowadzał jakiekolwiek zmiany. Hoon, przekaż mózgowi wszystkie hasła, żeby mógł skopiować twoje pliki.
– Oczywiście, kapitanie Riggs, natychmiast.
Najwyraźniej strach nakłonił go do posłuszeństwa. Rozsądna reakcja, ale teraz, gdy już trochę ochłonąłem, zacząłem się zastanawiać, jakie to będzie miało skutki.
– W takim razie już cię zostawiamy. Kwon, chodźmy.
Opuściłem wodną kajutę Hoona z poczuciem niezadowolenia. Miałem nadzieję, że czegoś się dowiem podczas konfrontacji, ale on zachował zimną krew. Czy to oznaczało, że mówił prawdę, czy raczej od dawna przygotowywał się na ten dzień?
Intuicja zaczęła mi podpowiadać, że Hoon jest niewinny, a przynajmniej to nie on próbował mnie zabić. Może Marvin odkrył tak naprawdę dowody mniej poważnych ingerencji, a może je sfałszował, jak sugerował Skorupiak.
Gdy śluza znów napełniła się powietrzem, otworzyłem osłonę twarzy ociekającego wodą pancerza, aby przetrzeć oczy. Chciałem, żeby choć raz wszystko nie było takie zagmatwane.
W nagłym przebłysku zrozumienia pojąłem, czemu tak często paliłem się do bitwy. Przyciągała mnie prostota i klarowność walki. Odległość, prędkość, uzbrojenie, taktyka – a potem zwycięstwo lub porażka. Człowiek nie musiał błądzić jak we mgle, snując domysły i szukając zdrajców.
Domyślałem się, że Kwon czuł to samo ze zdwojoną mocą.
Służba wojskowa nie tak miała wyglądać. W Akademii pochłaniałem materiał jak wygłodniały tygrys, bo pragnąłem stać się modelowym oficerem. Do tej pory uważałem, że poradziłem sobie całkiem nieźle, zwłaszcza że los rzucił mnie na głęboką wodę, ale czasem miałem wrażenie, że tonę, przytłoczony sytuacją, na którą nikt mnie nie przygotował.
Moją typową reakcją na zwątpienie w siebie było obalenie kilku zimnych piwek i obgadanie spraw z zaufaną osobą – najczęściej z Adrienne albo Kwonem, w zależności od tematu. Oboje oferowali ciekawe spostrzeżenia, a ja bardzo potrzebowałem poukładać sobie myśli w głowie.
Jako że Kwon był wtajemniczony i w dodatku pod ręką, postanowiłem, że przyszła pora na pogawędkę z moim najbardziej zaufanym podwładnym i, jeśli wolno mi tak powiedzieć, przyjacielem.
– Chodźmy – rzuciłem, gdy zostawiliśmy pancerze w zbrojowni. – Wypijmy kilka browarków w pańskiej kajucie.
– To zawsze świetny pomysł, szefie – odparł ochoczo Kwon.
Rozdział 7
Postanowiłem spędzić czas w kajucie Kwona, bo marines przywykli do moich wizyt u niego. Gdybyśmy poszli gdzie indziej, ludzie zrobiliby się podejrzliwi. Zresztą i tak pewnie byli ciekawi, czemu złożyliśmy wizytę Hoonowi w pancerzach bojowych, ale na to już nic nie mogłem poradzić.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, Kwon postawił przede mną sześciopak, a ja wyżłopałem z miejsca zawartość dwóch butelek przeciętnego piwa, pochodzącego z fabryki nanitów.
– Odbija mi już, bo nie wiem, kto próbował mnie zabić. Zaczynam podejrzewać dosłownie każdego. Kazałem Marvinowi poszukać dowodów, a on powiedział, że je znalazł, ale… – Podrapałem się w czoło. – Jak pan myśli?
– Mowa o Hoonie?
– Właśnie.
– Prędzej bym zaufał Skorupiakowi niż Marvinowi.
Zdążył już osuszyć dwie butelki ze swojego sześciopaku i właśnie kończył trzecią.
– Ale Marvin nie ma powodu, żeby wrabiać Hoona. Za to Hoon ma powody, żeby kłamać.
– Chyba że Marvin kłamie od samego początku i to on próbuje pana zabić.
Pokręciłem głową.
– Rozważałem tę możliwość z każdej możliwej strony i to się zwyczajnie nie trzyma kupy. Marvin doprowadził do zabicia kapitana i oficerów przez Pandy. Po co? Żebym ja dowodził. Gdyby chciał mojej śmierci, to byłoby bez sensu. Nie, on nas wiele razy uratował. To nie Marvin.
Kwon dopił już czwarte piwo, beknął i rzucił pustą plastikową butelkę w róg, gdzie wchłonęła ją podłoga z inteligentnego metalu. Sięgnął po następną.
– Nawet jeśli jest pan pewien niewinności Marvina – powiedział – to wcale nie znaczy, że robot nie może się mylić. Zdarzało mu się to, zwłaszcza w kwestii istot biologicznych. Nie jest człowiekiem i nie do końca wie, jak myślą ludzie.
Uniosłem palec i zamarłem na moment.