Kiedy wreszcie przerwał łagodny pocałunek, czego wcale się nie spodziewałam, oparł swoje czoło na moim i wypuścił powietrze z płuc. Wraz z tym długim bolesnym wydechem zwolnił uchwyt na moich rękach. Szorstkie dłonie zsunęły się do moich zaciśniętych pięści i bez żadnego oporu z mojej strony założył mi je za głowę. Ruchy miał tak spokojne, a oddech tak miarowy, jakby sięgał do ostatnich rezerw samokontroli, by powstrzymać się od rozerwania mnie na strzępy.
Zdecydowanie byliśmy drapieżnikiem i ofiarą.
Byłam pewna, że czuje wibracje pulsu bijące ode mnie jak fale dźwiękowe od bębna. Leżałam pod nim, zdławiona podniecającym lękiem. Odzyskawszy panowanie nad sobą, pocałował mnie jeszcze raz.
Nie mogłam się ruszyć ani nabrać tchu. Cała krew odpłynęła mi do mózgu, który usilnie próbował sformułować jakąś spójną myśl. Język Knighta rozpoczął niespieszny hipnotyczny taniec z moim.
Kiedy rozluźnił ucisk na moich nadgarstkach i ostatni raz z uznaniem zassał moją dolną wargę, wszystkie myśli, dotąd bardzo mgliste, przyszły mi do głowy jednocześnie. Nie wiedziałam, od czego zacząć. W ciągu piętnastu lat życia na tej planecie całowałam się tylko z dwoma chłopakami, Coltonem i Brianem, ale nigdy, przenigdy w taki sposób. To było podniecające. To było…
Jasna cholera, co to było?
I kiedy tak leżałam rozciągnięta pod rozchwianym emocjonalnie muskularnym skinem, z chaosu w mojej głowie wyłoniły się wreszcie dwie konkretne myśli. Pierwsza: Ronald Knight jest we mnie zakochany. Druga: nigdy nie zdołam uciec.
Zachwyciła mnie własna wyjątkowość wyczytana w jego oczach, jego namiętność, a w pewnej mierze nawet władczość i podniecające onieśmielenie, które we mnie budził. Strach był jednak silniejszy. Niczego nie pragnęłam mocniej niż puścić cały ten incydent w niepamięć.
Knight nigdy mnie nie skrzywdził, ale wielokrotnie widziałam, jak krzywdzi innych, czasem bez powodu. Co by zrobił, gdybym odmówiła? Nie chciałam skończyć w studni z Milczenia owiec, wykopanej pod domem Peggy. Nie, odmowa nie wchodziła w grę.
Nie mogłam pokazywać się z nim publicznie w charakterze jego dziewczyny. Jasne, wiedziałam, że nie jest upiornym faszystą czy rasistą, za jakiego uchodził na własne życzenie, ale byłam z tą wiedzą sama. Co pomyśleliby moi kumple? Na litość boską, przecież moja najlepsza przyjaciółka Juliet była Mulatką japońskiego pochodzenia!
Co za kanał. To nie może wyjść na jaw. Nie ma takiej opcji.
Tajemnica przetrwała trzy dni. Jak się okazało, Knight niczego nie pragnął bardziej niż rozgłosić ją całemu światu. Odprowadzał mnie, gdzie się dało, całował na pożegnanie przed każdymi zajęciami, obejmował podczas lunchu i sztyletował spojrzeniem każdego faceta, który śmiał choćby na mnie spojrzeć.
Ja pierdolę. Jakimś cudem zostałam dziewczyną Szkieletora, naszego nadwornego grzechotnika.
Co lekcję pisał miłosne niecenzuralnie ilustrowane liściki, co rano przynosił drobne prezenty: torebkę ciastek, zerwany w drodze do szkoły kwiatek, odciętą głowę.
Jak na faceta, który zbudował swój wizerunek na wyobrażeniu o własnej nieprzystępności i potencjalnie morderczych skłonnościach, był zdumiewająco niespeszony uwagą, którą na siebie ściągał. Miał w dupie, kto mu się przygląda, gdy zrywając kwiatki i bazgroląc płonące serca na marginesach zeszytów, robił z siebie głupka. Na ostatniej lekcji przycupnęłam w tylnej ławce, żeby dyskretnie odpakować i odczytać kolejny finezyjnie złożony liścik, gdy nagle z psychotycznej bazgraniny porywacza żądającego okupu wyskoczyły trzy słowa. Knight naskrobał coś w ten deseń:
DROGA BB,
NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ DZISIEJSZEGO POPOŁUDNIA. ZAPLANOWAŁEM COŚ, O CZYM MYŚLAŁEM, ODKĄD CIĘ ZOBACZYŁEM. NIE DENERWUJ SIĘ. WIEM, ŻE PEWNIE MYŚLISZ, ŻE CHCĘ CIĘ TYLKO WYKORZYSTAĆ, ALE TO NIEPRAWDA.
KOCHAM CIĘ.
KNIGHT
Mój dziewiczy piętnastoletni umysł wychwycił tylko trzy słowa: „denerwuj”, „wykorzystać”, „kocham”.
Rany boskie.
Żeby nie spaść z krzesła, musiałam się przytrzymać blatu.
Knight chciał się kochać. Ze mną. Za kilka godzin. I jeśli wskazówką miał być ludzik nagryzmolony na odwrocie, to mogłam się spodziewać rekwizytów.
5
Dodatki są do hot dogów, nie do kiełbas
Sekretny Dziennik BB
25 sierpnia, ciąg dalszy
Tego dnia włożyłam do szkoły spódnicę. Nigdy nie noszę spódnic, Dzienniczku, ale właśnie dostałam nowiutkie grindersy do pół łydki z okutymi noskami i chciałam, żeby mój przyszły mąż Lance Hightower zobaczył je w całej ich zasznurowanej glorii. Ważyły tonę i kosztowały swoją wagę w złocie, ale pomyślałam, że jeśli udowodnię Lance’owi, że nie jestem jeszcze jedną snobką w martensach, to wreszcie do niego dotrze, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a wówczas wyrwie mnie z łap Ronalda McKnighta. Lance miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu i słuszne obwody gdzie trzeba, więc przynajmniej teoretycznie walka powinna być wyrównana.
Niestety wpadłam we własne sidła.
Lance nie palił się do stawania przeciw Knightowi. Znacznie bardziej interesowało go stawanie za nim, jeśli wiesz, o czym mówię.
Tym samym zamiast zdobyć wyśnionego łobuza i wolność od Szkieletora – dzięki glanom za dwieście dolców i spódniczce w kratkę spiętej z boku agrafką – podsyciłam płomień i tak buzującego libido Knighta, przy okazji podkopując jego nadwyrężoną samokontrolę.
W ciągu minionych tygodni nasze sesje lizanka w domu Peggy przeobraziły się w pełnometrażowe seanse seksu oralnego, który Knight serwował mi przy każdej sposobności. Nie ściemniam, Dzienniczku. Byłam gwiazdą popołudniowego wydania cunnilingus i było to, kurwa, obłędne doświadczenie. Okazało się, że Knight uwielbia robić mi dobrze ustami mniej więcej tak samo, jak uwielbia… No dobrze, jeśli wierzyć wściekłym bazgrołom wypisywanym drukowanymi literami, które tykały mi w kieszeni jak bomba, nie uwielbiał niczego poza mną.
Nigdy nie zasugerował, że oczekuje czegokolwiek w zamian. I dobrze, bo nic w zamian nie dostawał. Drętwiałam na samą myśl o jednookim potworze mieszkającym w jego bokserkach, chociaż jeszcze go nie widziałam. Gdy zaczynaliśmy się całować, stawał mu tak, że wyślizgiwał się zza paska niemożliwie ciasnych levisów, wypełzał do połowy kaloryfera na brzuchu i napinał obcisłą koszulkę. Miałam zerowe doświadczenie z penisami i rozwiniętą inteligencję wizualno-przestrzenną. Nie było szans, żeby jego k zmieścił się w mojej c.
Zgodnie z przewidywaniami Knight po ostatnim dzwonku czekał na mnie przed szkołą. Spostrzegłam go, zanim mnie zobaczył. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, żądza mordu malująca się na jego twarzy ustąpiła żądzy o całkiem innym charakterze. Objął mnie chłodnym, niespiesznym spojrzeniem, od którego dreszcz przebiegł mi po plecach, i uśmiechnął się kącikiem ust. Nim się zorientowałam, twarde ramiona objęły mnie w talii, twarde wargi odnalazły moje usta, a twarde jak kamień i przerażająco pokaźne wybrzuszenie przycisnęło się do mojego brzucha.
Jezus Maria…
Adrenalina skoczyła mi pod sufit i krew zatętniła w uszach jak wodospad. Przez biały szum przebił się wrzask świadomości, która darła się opętańczo: „Walcz lub uciekaj! Walcz lub uciekaj!”.
Łoskot ucichł, gdy Knight wyszeptał mi do ucha:
– Przeczytałaś mój liścik?
Z trudem przełknęłam ślinę i skinęłam głową,