– Przepraszam, ale kiedy rozmawiasz o mnie z ludźmi, mam wrażenie, że mówisz o samobójcy stojącym na moście. Nic mi nie jest.
– W porządku, szefie. Dotarło. Zostawię pana samego. Muszę napisać parę raportów.
– Opowiedz mi, czym się zajmujesz – poprosił, wskazując krzesło.
Salmond usiadła i skrzyżowała ręce na piersi. „Ciągle się gniewa” – pomyślał Bob.
– No dalej, przypomnij mi.
– Próbuję domknąć tę sprawę z narkotykami w Portsmouth.
– Trochę się to wlecze, co?
– Rzeczywiście. Ale ciągle ktoś wyjeżdża na urlop.
– Jakieś powody do niepokoju?
– Nie, wszystko w porządku. Aha, i ktoś zgłosił zaginięcie dwóch dziewczyn z Winchesteru.
– Zaginięcie? Ile mają lat? – zapytał, natychmiast robiąc się czujny. – Kiedy to się stało? Dlaczego od razu mnie nie poinformowałaś?
– Osiemnastolatki, zaginęły w Tajlandii.
– Aha – mruknął Sparkes i stracił zainteresowanie. Zaczął myśleć o spotkaniu z lekarką Eileen, które czekało go później.
– To poza naszym rewirem, ale chętnie się zgłoszę, gdyby chciał pan wysłać… – Salmond podniosła nieco głos, dając mu do zrozumienia, że zauważyła jego pusty wzrok.
– Chyba w twoich snach. Zresztą dopiero co wróciłaś z wakacji.
– Trudno to nazwać wakacjami. Kiedy Neil zapowiedział wyjazd do Turcji, wyobrażałam sobie leżaki i plażę. Przez większość czasu zwiedzaliśmy starożytne latryny, potrzebuje tego do jakiegoś projektu do szkoły. Było ze czterdzieści stopni.
– Latryny? Doskonale. Masz jakieś zdjęcia?
– Neil ma całe tony – odparła Salmond ze śmiechem. – Poproszę, żeby przesłał panu najlepsze ujęcia.
– Nie ma pośpiechu. No dobrze, co z tymi dziewczynami?
– Minął dopiero tydzień, ale rodzice się denerwują. Dziewczyny pierwszy raz wyjechały same, wczoraj nie zadzwoniły, żeby dowiedzieć się o wyniki egzaminów. Rano zgłosił się ojciec jednej z nich, przekazuję informację do Interpolu, ale idę o zakład, że smażą się gdzieś na plaży. Szczęściary.
– Tak, pozazdrościć. No nic, dawaj znać, jak będzie coś wiadomo. Jeśli sprawa się rozwinie, to media się na nas rzucą, na wszelki wypadek przygotuj informację dla biura prasowego.
I puścił do niej oko, żeby nie miała wątpliwości, że między nimi wszystko dobrze.
– Mam nowe wieści – powiedziała Salmond dwadzieścia minut później. – Zreferowałam sprawę biuru prasowemu. Poza tym rodzina uruchomiła kampanię na Facebooku. – Sparkes się skrzywił. – To naprawdę dobry pomysł. Tam właśnie zaglądają dzieciaki, które może siedzą teraz obok Alex i Rosie w jakimś barze.
– Tak, a oprócz nich wszystkie świry z parciem na szkło, które będą teraz składać fałszywe wyrazy współczucia i twierdzić, że gdzieś je widzieli, żeby mieć swoje pięć minut. A potem zlecą się trolle, które będą obwiniały rodziców, że puścili córki na wakacje, a dziewczyny zwyzywają od dziwek. Boże, kto dopuścił takich ludzi do głosu? Zanim nastały media społecznościowe, przynajmniej nie trzeba było ich wysłuchiwać. Mogli sobie rzygać nienawiścią do świata we własnych czterech ścianach albo w pubie za rogiem.
– Tak czy inaczej… – wtrąciła Salmond. – Może zmieńmy temat.
– Słusznie.
Sparkes gapił się w raporty na ekranie komputera, ale myślami był zupełnie gdzie indziej.
Oparł się, wyciągnął ręce w stronę klawiatury, ale potem uniósł je nad głowę, aż strzyknęło mu w plecach. W ustach miał metaliczny posmak, a za każdym razem, kiedy wstawał z krzesła, wyrywał mu się jęk. Czuł się staro. Bardzo staro.
Kiedy rano poszedł odwiedzić Eileen, kazała mu więcej spać. Zbył jej troskę machnięciem ręki.
– Nic mi nie będzie, kochanie. Czemu w ogóle rozmawiamy o mnie? Skupmy się na tobie, trzeba zwalczyć tę głupią infekcję.
– Staram się, Bob – odrzekła, opadając na poduszki.
Próbował się skoncentrować na tekście wyświetlonym na monitorze, ale w głowie miał tylko coraz większą słabość widoczną w oczach żony. Te zresztą zapadały się coraz głębiej, coraz dalej od niego. Jakby coś ją wydrążało od środka. Przeciągnął się i zacisnął pięści.
„Nie teraz. Nie mogę o tym teraz myśleć. Wszystko będzie dobrze”.
Stuknął w touchpada, żeby wybudzić komputer, i na ekranie pojawił się obraz. Salmond przesłała zdjęcia zaginionych dziewczyn i link do strony na Facebooku założonej przez O’Connorów.
Sparkes spojrzał na twarze dziewczyn z ciężkim westchnieniem. Kliknął i zaczął czytać, począwszy od ich ostatniego posta na Facebooku i mejla do rodziców z soboty dziewiątego sierpnia.
Alex O’Connor: Szykuję się na świętowanie (emotka z zaciśniętymi kciukami) wyników egzaminów z moją najlepszą kumpelą na Ko Phi Phi, „z widokiem na monumentalne skały wynurzające się z lazurowego morza”, jak piszą w Lonely Planet.
Temat: Wyniki
Cześć, ciągle jesteśmy w Bangkoku, ale zamierzamy się przenieść, zanim przyjdą wyniki! Trzymajcie kciuki i wszystko, żebym się dostała do Warwick. Zadzwonię, tak jak się umawialiśmy, koło południa Waszego czasu (tutaj będzie 18.00) i razem otworzymy kopertę. Jak na Oscarach! Koniecznie napiszcie, jeśli poczta przyjdzie wcześniej!!! Kocham Was, buziaki, Alex.
PS Jutro jedziemy zobaczyć słonie. Będzie można odhaczyć kolejne marzenie na liście…
Jako pierwszy alarm podniósł brat Alex O’Connor, z początku dyskretnie. Właściwie tylko ją upominał.
Hej, Alex. Przyszła koperta z wynikami!!!
Nie odzywałaś się już parę dni. Gdzie teraz jesteście?
Nie możemy się do Ciebie dodzwonić. Mama się trochę martwi. Odezwij się.
Alex?
Alex???
JPRDL, ALEX. ZADZWOŃ!!!!!
Zapisany wielkimi literami krzyk stanowił punkt przełomowy, od tej pory delikatne wymówki przerodziły się w rozpaczliwe apele.
Minęły 4 dni, od kiedy ostatnio widziano moją siostrę i jej koleżankę. Proszę o udostępnianie.
To już 5 dni.
6 dni.
„Społeczność” też się włączyła:
Alex, Rosie, dajcie rodzinom znać, że wszystko OK.
To tb postawiłem wczoraj drinka w Oxxi’s Place? Zadzwoń do rodziców.
Czekają na info, że nic wam nie jest.
Pomyślcie chwilę o innych, skontaktujcie się z rodziną.
„Jak już się znajdą, to rodzice je nieźle prześwięcą – pomyślał. – Tyle zamieszania. Pewnie żałują, że w ogóle je puścili”.
On