– W porządku. Rzeczywiście mam pewne wątpliwości. Jedenaście kobiet stało się ofiarami jakiegoś rytualnego mordu i chcę się dowiedzieć, o jaki chodziło rytuał. Naprawdę bardzo chcę to wiedzieć. Jeżeli się nie dowiem, cóż… będę się czuła, jakbym je wszystkie opuściła, jakby umarły i nikt się o nie nie upomniał.
Ojciec dokończył sherry i odstawił kieliszek.
– Ludzie zabijają z najbardziej niepojętych powodów. Kiedyś w Watergrasshill aresztowałem farmera za to, że odciął komuś głowę kosą. Pach! Zrobił to jednym ruchem. Twierdził potem, że zamordowany próbował rzucić na niego urok.
– Tutaj chodzi o jedenaście kobiet, tato.
– Cóż, sam nie wiem, co o tym sądzić. Musisz pamiętać, że Irlandia z tysiąc dziewięćset piętnastego roku ma niewiele wspólnego z Irlandią, jaką znasz teraz. Czasy były zupełnie inne. Panowała straszliwa bieda, ucisk. Ludzie nie byli wykształceni, szerzyły się zabobony. Kto wie, dlaczego ktoś zamordował jedenaście kobiet?
– Ja chciałabym wiedzieć.
Ojciec pokręcił głową.
– Na twoim miejscu zostawiłbym to dochodzenie archiwistom i archeologom.
– Tam było coś jeszcze, tato. Coś, o czym ani słowem nie wspomniałam dziennikarzom. Musisz mi obiecać, że zachowasz to w sekrecie.
– Skądże znowu! Zaraz zadzwonię do ludzi z „Echa”.
– Każda kość udowa, którą wykopaliśmy, była przewiercona w tej grubszej części, która łączy się z miednicą. Przez każdą dziurkę przeciągnięty był sznurek, a na nim ktoś zawiesił małą szmacianą laleczkę.
– Szmacianą laleczkę? Coś niezwykłego! Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Co to za laleczki?
– Wykonane z pasków starego płótna, piętnastocentymetrowe, podziurawione haczykami, śrubkami i pordzewiałymi pinezkami. Bardziej przywodzą na myśl afrykańskie fetysze niż cokolwiek, co można by zobaczyć w Irlandii.
Ojciec Katie zmarszczył czoło i potrząsnął głową.
– Nigdy dotąd nie słyszałem o czymś takim. W Irlandii można było się natknąć na różne rytuały, szczególnie kiedy drogi były kiepskie, zwłaszcza wśród Wędrowców. Teraz jednak jedynym rytuałem jest telewizja i totolotek. Hm… zapewne masz do czynienia z czymś, co umarło śmiercią naturalną wiele lat temu i czego nikt już nie pamięta. Radzę ci, zostaw to w spokoju. Albo przekaż komuś, kto lubi się grzebać w przeszłości. Na przykład jakiemuś emerytowanemu inspektorowi, sam mogę podać ci kilka nazwisk. Uwierz mi, nie wpłynie to dobrze na twoją karierę, jeśli zaczniesz robić wrażenie owładniętej obsesją jakiejś mrocznej historii sprzed osiemdziesięciu lat.
– Może zacznę już gotować – rzuciła Katie.
Wstała i poszła do dużej, staroświeckiej kuchni z sosnowymi szafkami i posadzką wyłożoną zielonymi i kremowymi płytkami. Ojciec ruszył za nią i usiadł na drewnianym krześle przy oknie.
– A co u ciebie w domu? – zapytał.
– Chodzi ci o mnie i Paula? – Opłukała kotlety jagnięce i zaczęła je osuszać. – Właściwie sama nie wiem. Odnoszę wrażenie, że ostatnio nie jesteśmy sobie zbyt bliscy. Czasami wydaje mi się, że mówimy różnymi językami.
Ojciec popatrzył na nią przymrużonymi oczami. Katie tymczasem zaczęła drobno kroić cebulę na grubej sosnowej desce kuchennej.
– Cierpisz – powiedział.
– Cierpię?
– Nie oszukasz mnie, Katie. Zawsze byłaś skryta, nigdy jednak nie byłaś w stanie ukryć przede mną, że coś cię gnębi.
– Nie cierpię, tato. Chciałabym po prostu wiedzieć, na czym stoję.
– A nie pomyślałaś o kolejnym dziecku?
– Nie, tato, ani przez chwilę. Nie zastąpię nikim Seamusa. Poza tym, nawet jeśli jeszcze kiedykolwiek będę miała dziecko, cóż… będę szczera… Nie jestem pewna, czy chciałabym, żeby jego ojcem był Paul.
Ojciec zrobił zdziwioną minę.
– Nie wiem, co ci powiedzieć, kochanie. Zawsze sądziłem, że będziesz najlepszą z matek.
– A tymczasem praktycznie zamordowałam własnego syna! Pocałowałam go w usta, zanim położyłam go spać. Lekarz powiedział, że można zabić dziecko, całując je w usta.
Ojciec wstał, podszedł do niej, po czym bez słowa otoczył ramieniem i przytulił.
– Katie – wyszeptał. – Katie, córeczko.
Tulił ją tak długo, dopóki nie zaczął się przypalać tłuszcz na patelni.
Rozdział 12
Fionę zbudził najbardziej przeszywający ból, jakiego w życiu doświadczyła. Odnosiła wrażenie, jakby jej prawe udo ktoś położył na rozgrzanym do czerwoności piecu. Otworzyła usta i spróbowała krzyknąć, ból był jednak tak straszliwy, że nie potrafiła nawet złapać oddechu i zamiast krzyku z jej gardła wydobyło się jedynie zdławione gulgotanie.
Och, Boże, nie zniosę tego! Nie zniosę, pomyślała.
Próbowała poruszyć nogą, ale nie dała rady. Zaczęła szarpać za sznurki, którymi jej nadgarstki przywiązane były do ramy łóżka, rzucać głową z boku na bok, nie była jednak w stanie się uwolnić. I nic nie wskazywało na to, że zbliża się zbawcza pomoc, że nadchodzi cokolwiek, co szybko ukoiłoby przeraźliwy ból ogarniający jej udo.
Znów spróbowała krzyknąć i ponownie zdołała wydobyć z gardła tylko piskliwy charkot. Powtórzyła go kilkakrotnie.
Drzwi do sypialni otworzyły się z głośnym trzaskiem. Mężczyzna stał przez chwilę w progu, uśmiechając się do niej, po czym zrobił kilka kroków i stanął przy łóżku.
– Mówiłem, że to będzie bolało. Teraz mi wierzysz?
Wpatrywała się w niego, jej klatka piersiowa gwałtownie się unosiła i opadała w konwulsyjnym oddechu. Fiona otwierała i zamykała usta, jednak ból nie pozwalał jej wypowiedzieć ani słowa.
– To zaskakujące, prawda? Ile fizycznego bólu potrafi znieść człowiek… Można by pomyśleć, że kiedy ból osiągnie pewien poziom, mózg po prostu się zamknie, aby chronić cię przed większym cierpieniem. Tymczasem wcale tak się nie dzieje, co osobiście możesz poświadczyć. Mózg człowieka pozwala mu na doświadczanie niemal niewyobrażalnego bólu przedłużającej się agonii.
Umilkł i oblizał wargi, jakby chciał posmakować swoich uczuć.
– Mój ojciec umarł na raka żołądka, wiesz? Mówił mi, że czasami cierpi tak bardzo, że ból wydaje mu się piękny. Jakby otwierał się w samym środku jego duszy wielki szkarłatny kwiat, płatek po płatku.
Fiona kilkakrotnie przełknęła ślinę.
– Proszę – wystękała.
– O co prosisz? Żebym cię wypuścił? Dał więcej aspiryny? A może chcesz, żebym cię zabił?
– Proszę…
– Przykro mi, ale nic nie mogę dla ciebie