Przypadek? Dla niektórych może i tak. Ona nigdy nie wierzyła, że życiem rządzą przypadki.
Po tym wszystkim jej życie zmieniło się diametralnie. Przetłumaczona przez nią książka odniosła sukces na rynku, a czytelniczki nie mogły się nachwalić jej lekkiego stylu, więc zaczęła dostawać kolejne propozycje. Pracowała rano przed pójściem na uczelnię, a potem także wieczorami, gdy wracała zmęczona do pustego pokoju. Przekłady pochłaniały niemal cały jej wolny czas i szybko stała się popularną tłumaczką. Już po roku dostała nominację do najbardziej prestiżowej nagrody w kraju, zaczęto ją także zapraszać na spotkania autorskie do szkół.
Wszystko to sprawiało jej dużą przyjemność, jednak przede wszystkim pomogło stanąć na nogi oraz odzyskać wiarę w siebie i własne możliwości. Od zdrady Norberta nieustannie czuła się bezwartościowa, brzydka i głupia. Patrzyła w lustro i widziała beznadziejną dziewczynę, która nie zasługuje na szczęście. Dopiero dzięki sukcesom w pracy przestała się w końcu zastanawiać, w czym była gorsza od tamtej blondynki. Stanęła na nogi, w dodatku zamieniła nijakie, znoszone trampki na ładne szpilki. Uwierzyła w siebie i zaczęła rozkwitać. Uśmiech nie schodził jej z ust i śmiała się, nawet idąc ulicą. Przestała czuć się porzuconą dziewczynką, która nie zasługuje na szczęście. Niczym poczwarka przeobraziła się w młodą, pewną siebie i zadbaną kobietę.
Dlaczego więc gdy po latach spotkała Norberta, dała mu kolejną szansę?
Na myśl o tym mimowolnie westchnęła. Chyba z sentymentu. I dlatego, że Norbert zawsze umiejętnie owijał ją sobie wokół palca, a ona była romantyczką i naiwnie wierzyła, że ten, który był pierwszym, powinien być także ostatnim. Wszystkie te książki, które przeczytała, wpoiły jej zasadę, że gdy już raz się kogoś pokocha, to nieważne, co przyniesie życie, trzeba wytrwać przy nim po grób. W końcu jak kochać, to raz i na zawsze.
Tylko dokąd mnie to doprowadziło?, pomyślała teraz z goryczą. Jej przyjaciółki wychodziły za mąż i zakładały rodziny, a ona poświęciła swoje najlepsze lata facetowi, który zupełnie na to nie zasługiwał. W wieku dwudziestu trzech lat została sama jak palec, w dodatku bez pomysłu na życie. Nie mówiąc już o tym, że musiała odwołać ślub, którego planowanie spędzało jej ostatnio sen z powiek, i na pewno nie odzyska wpłaconych zaliczek.
Czy mogło być lepiej? Doprawdy korzystny bilans zysków i strat!
Na szczęście w takim samym stopniu, w jakim odczuwała brak celu i pustkę, towarzyszyło jej poczucie ulgi. Wszystko, co mówiła Alicji w kawiarni, było prawdą. Rodzice Norberta, zresztą potem również on sam, zmienili ich narzeczeństwo w prawdziwy horror. Okres, który miał być najszczęśliwszym czasem w ich życiu, stał się ciągiem niekończących się kłótni, łez i awantur. Nigdy nie sądziła, że można aż tak bardzo poróżnić się przez ślub. Owszem, należała do tych dziewczyn, które już w dzieciństwie fantazjowały o białej sukni oraz welonie, ale na litość boską, to tylko jeden dzień, o którym większość ludzi i tak później zapomni! Przecież w tym wszystkim wcale nie chodziło o to, ile wódki postawią na stołach, ile osób zobaczy ich pierwszy taniec, a nawet o to, czy w ogóle go zatańczą.
Dla niej liczyła się miłość. Tylko i wyłącznie. To prawdziwe, silne uczucie między dwojgiem ludzi i deklaracja, że chcą być ze sobą już zawsze.
Niestety, Norbert i jego rodzina mieli na to zupełnie inny pogląd. Dla nich sakrament wcale nie był ważny. Traktowali ślub raczej jak przedstawienie z udziałem pary młodej. Krótką scenkę bez większego znaczenia, którą powinna zobaczyć jak największa liczba osób, bo to było dla nich wyznacznikiem prestiżu.
Gdy o tym myślała, czasami było jej wstyd, że wcześniej nie dostrzegła, jak bardzo się różnią.
Żeby się dalej nie zadręczać, wyszła spod koca, wzięła z szafy piżamę i poszła się wykąpać. Była zmęczona po szkoleniu, a wieczory wyjątkowo sprzyjały wyrzutom sumienia i smutkom. Zresztą jutro rano musiała wcześnie wstać. Już od kilku dni miała zarezerwowany bilet do domu, żeby w końcu stawić czoła problemom i odwołać ten ślub. Chociaż wcześniej zawsze podświadomie liczyła na powrót Norberta, teraz wiedziała, że kolejnej szansy nie będzie. Pewnych rzeczy nie da się wybaczyć. Postanowiła zamknąć ten rozdział raz na zawsze.
Rozdział 4
Siedząc w niedzielę rano na wykładzie, Adam pierwszy raz od dawna nie mógł się skupić. Wykładowca przerzucał slajdy, tłumacząc kolejne zagadnienie związane z tematem korozji, a on patrzył na tablicę i marzył tylko o tym, żeby wrócić do łóżka. Chociaż zasnął wczoraj przed północą, to znów się nie wyspał. Ale czy po ostatnich ciężkich dniach powinien być tym faktem jeszcze zdziwiony?
Profesor znowu przerzucił slajd, a on wykorzystał jego nieuwagę i ziewnął. Nie chciał afiszować się ze swoim zmęczeniem. Kilka tygodni temu właśnie ten wykładowca wyrzucił za to znajomego chłopaka i Adam nie chciał powtórzyć jego losu. Nie umiał jednak zapanować nad tym odruchem. Od początku zajęć ziewał co kilkanaście minut i wyglądało na to, że w przerwie będzie musiał skoczyć po kawę.
– Czyżby szalona sobotnia noc? – Kolega nachylił się do niego.
Adam zerknął, czy profesor nie patrzy, ale ten podszedł właśnie do tablicy i zaczął coś pisać.
– Raczej brak możliwości wypoczęcia po całym tygodniu – mruknął.
– A już myślałem, że zabalowałeś po wczorajszych zajęciach.
– Co ty. Po dziewiątej leżałem już w łóżku.
– I ty się nazywasz studentem?
Adam uśmiechnął się lekko.
– Nie wiem, czy ktoś, kto zaczyna studiować, mając dwadzieścia trzy lata, ma prawo się tak jeszcze określać.
– Hola, hola. Ja jestem starszy, a często o sobie tak mówię.
Adam już chciał odpowiedzieć, gdy profesor odchrząknął. Obaj spojrzeli w tamtym kierunku, ale na szczęście nadal pisał coś na tablicy.
– Pogadamy później – mruknął Adam, nie chcąc zarobić bury.
Kumpel pokiwał głową i wrócili wzrokiem do slajdu. Widniały na nim jakieś wzory chemiczne, co uświadomiło im, że na dobre stracili wątek i właściwie mogliby już opuścić salę, bo z pogłębiania wiedzy na dzisiaj nici.
Po prostu wspaniale, pomyślał Adam, wyobrażając sobie godziny, które będzie musiał poświęcić w domu, żeby nadrobić materiał. Zrezygnowany, przez chwilę rozważał nawet, czyby nie wyjąć z plecaka komórki, ale szybko uznał, że to bez sensu. Profesor naprawdę był cięty na studentów, którzy nie uważali na zajęciach. Nie chciał mu podpaść. Jak znał życie, to miałby potem kłopoty w czasie sesji i jeszcze mógłby oblać z tego powodu egzamin.
Jakoś wytrwał do przerwy. Zmęczony poszedł po kawę. Odczekał chwilę w kolejce, a potem stanął pod ścianą, rozkoszując się jej pobudzającym smakiem. Korytarzem przechodzili studenci i ktoś nawet się z nim przywitał, ale nie zwracał na nich większej uwagi. Od niedawna wyjątkowo cenił sobie ciszę i spokój. A może zawsze był introwertykiem?
Gdy grał w zespole, często wychodził z ludźmi. Już po którymś z pierwszych koncertów urządzili sobie z chłopakami małą męską imprezkę i potem weszło im to w nawyk. Zamykali sprzęt w samochodzie, po czym szli do baru i zamawiali kolejkę. Piwo pomagało wyciszyć buzujące w ich ciałach emocje. Według większości po koncertach