Pociąg leniwie sunął po torach. Charakterystyczny stukot wypełnił powietrze, a wpadające przez szybę promienie słońca ogrzewały jej twarz. Siedziała w przedziale sama. Wcześniej podróżował z nią młody chłopak, ale jakiś czas temu wyszedł na korytarz, żeby porozmawiać przez telefon, i jeszcze nie wrócił, więc miała możliwość spokojnie podziwiać widoki i myśleć.
Tym razem nie pogrążała się jednak w smutku. Świecące słońce, błękitne niebo i zieleniące się pola, nad którymi fruwały ptaki, napawały ją optymizmem. Jak bumerang powracały do niej wczorajsze słowa Alicji, że może jeszcze przeżyje to wszystko, co chciała przeżyć, ale z innym, o stokroć lepszym mężczyzną. Co prawda pewnie nie od razu, bo doskonale wiedziała, że nie ma sensu wchodzić w nowy związek bez okresu żałoby po poprzednim, ale może kiedyś… Kto wie, co zgotuje jej los?
Pociąg zwolnił, zbliżając się do stacji, i po chwili stanął. Czekający na peronie ludzie tłumnie ruszyli do wejść, a ona sięgnęła po kurtkę. Wysiadała na następnej stacji, czyli dokładnie za sześć minut. Jeździła tą trasą już tyle razy, że znała rozkład na pamięć. Czasami nawet żartowała, że mogłaby pracować w punkcie informacji dla podróżnych.
Założyła kurtkę i z torebką na ramieniu wyszła z przedziału. Przez otwarte okno wpadało do środka rześkie powietrze, ale nie chciała przy nim stać, żeby jej nie przewiało, więc minęła jakiegoś pasażera i stanęła nieopodal. Oparta o szybę, patrzyła na wiejskie widoki, ale w końcu maszynista nacisnął hamulec, więc ruszyła do drzwi. Rozległ się typowy hałas zatrzymywanego pociągu, a chwilę później pojazd stanął w miejscu. Siłując się z przestarzałymi drzwiami, wyszła na zewnątrz i mrużąc oczy przed słońcem, rozejrzała się za mamą.
W końcu ją dostrzegła. Charakterystycznego różowego płaszcza nie dało się przeoczyć. Poprawiła torebkę i ruszyła w jej stronę.
– Cześć, mamo.
– Julka! – Kobieta rzuciła się, by ją wyściskać.
Julia odwzajemniła ten uścisk i zaśmiała się, starając wyswobodzić z jej objęć.
– Witasz mnie, jakbyśmy nie widziały się co najmniej rok.
– A co w tym złego? – Matka wygładziła swój płaszczyk. – To już nie można tęsknić za swoją córeczką?
– Można, no pewnie, ale przecież byłam u was dwa tygodnie temu.
– To szmat czasu dla kogoś, kto sam siedzi w domu. Już myślałam, że zwariuję.
– A tata?
– Jego nie liczę. I zanim zaprotestujesz, wierz mi, że zasłużył sobie na to tym swoim wiecznym spaniem przed telewizorem.
Julia pokręciła głową, nie chcąc opowiadać się po żadnej ze stron.
– To gdzie zaparkowałaś? – Popatrzyła na parking, próbując wyłowić wzrokiem znajomy samochód.
– Po drugiej stronie ulicy. – Mama wskazała ręką parking kawałek dalej. – Takie dziś oblężenie dworca, że nie było tu ani jednego wolnego miejsca.
– Może to przez ten mecz w Warszawie – rozważała Julia, ruszając w stronę pasów. – Słyszałam, że dzisiaj gra Legia.
– To by wiele wyjaśniało. Kto to słyszał, żeby na tym dworcu był taki tłok.
– A pociąg, którym jechałam, świecił pustkami.
– Dla ciebie to chyba lepiej, prawda?
– Też racja. – Julia rozejrzała się przed wejściem na przejście dla pieszych. Nic nie jechało, więc przeszły na drugą stronę ulicy i wsiadły do auta.
– Odpoczęłaś sobie po drodze? – zapytała ją matka, przekręcając kluczyk w stacyjce.
Julia sięgnęła po pas.
– Można tak powiedzieć. Miałam czas, żeby spokojnie pomyśleć.
– Mam tylko nadzieję, że nie o Norbercie.
– Nie, nie o nim, możesz być o to spokojna. Mówiłam ci, że to już skończony rozdział.
– Mam tylko nadzieję, że tym razem naprawdę. Sama wiesz, ile razy już to od ciebie słyszałam.
Dziewczyna popatrzyła na nią łagodnie.
– Tym razem to ostateczna decyzja. Tego, jak potraktowała mnie jego rodzina, nie da się wybaczyć.
– Miałaś przez nich jeszcze jakieś problemy?
– Nie więcej niż te, o których ci mówiłam.
Kobieta pokiwała głową, jednocześnie zwalniając przed skrzyżowaniem.
– To dobrze. Już i tak dość przez tych ludzi wycierpiałaś.
– Widocznie musiałam, żeby w końcu przejrzeć na oczy.
– Córeczko… – Matka popatrzyła na nią ze współczuciem.
– Nie lituj się nade mną, mamo, wszystko jest w porządku. – Postanowiła być twarda. – Anuluję jeszcze tylko te podpisane umowy, odeślę pierścionek i na zawsze zamknę ten rozdział.
Matka patrzyła na nią przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy to prawda, ale gdy zmieniło się światło, ponownie skupiła wzrok na drodze.
– Dzwoniłaś już do właściciela sali weselnej? – spytała, omijając skręcający samochód.
– Dzwoniłam, ale rozmowa nie wystarczyła – wyjaśniła jej Julia. – Podobno on potrzebuje tego na piśmie, więc muszę jutro rano tam podjechać, żeby podpisać jakieś oświadczenie.
– A fotograf?
– Na szczęście do niego nie muszę się fatygować. Wystarczył mu krótki esemes. Nawet nie oczekiwał dłuższych wyjaśnień.
– To dobrze. Jak znam życie, to potem tylko gorzej byś się czuła.
Julia westchnęła.
– Już i tak czułam się jak ostatnia idiotka, rozmawiając o tym przez telefon. Nie masz pojęcia, jak było mi wstyd, gdy mówiłam, że Norbert ze mną zerwał i ślubu jednak nie będzie.
– Julka, ale to przecież nie ty powinnaś się wstydzić.
– Niby to wiem, ale jak przyjdzie co do czego, to i tak mam ochotę zapaść się pod ziemię. – Popatrzyła na ptaka, który przeleciał nad drogą.
– Jeśli już ktoś powinien się wstydzić, to Norbert, że zrzucił odwoływanie tego ślubu na ciebie – stwierdziła matka.
– To ja podpisywałam umowy, mamo, więc to oczywiste, że ja muszę je teraz wypowiedzieć.
– Gdyby był prawdziwym mężczyzną, to inaczej by to wszystko rozegrał.
Julia znowu odetchnęła głęboko i popatrzyła przez okno. Nie chciała już go bronić. Zawsze to robiła i ani razu dobrze na tym nie wyszła.
– Może masz rację? – zastanowiła się na głos. – Tak czy siak muszę to jutro załatwić. Nie chcę tego niepotrzebnie odwlekać. Mam tylko nadzieję, że uda mi się nie spalić ze wstydu.
– Skarbie, nie ty jedna doświadczyłaś czegoś takiego. Wbrew pozorom wiele osób rozstaje się przed ślubem.
–