Partnerstwo bliskości. Amir Levine. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Amir Levine
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Личностный рост
Год издания: 0
isbn: 9788366380547
Скачать книгу
dzielili się albo na „unikających”, albo na „lękowych”. Badacze odkryli także, że każdy ze stylów przywiązania wiązał się z wyznawaniem odmiennych, konkretnych przekonań i podejść do siebie samego, partnera, relacji i bliskości w ogóle.

      Dalsze badania, przeprowadzone między innymi przez Hazan i Shavera, potwierdziły te odkrycia. Okazało się, że – tak jak przypuszczał Bowlby – przywiązanie odgrywa znaczącą rolę nie tylko w dzieciństwie, ale przez całe życie człowieka. Różnica polega jedynie na tym, że dorośli są zdolni do wyższego poziomu abstrakcji, więc nasza potrzeba stałej fizycznej obecności obiektu przywiązania może być czasami przejściowo zastąpiona świadomością, że ta osoba jest dla nas dostępna psychicznie i emocjonalnie. Koniec końców chodzi jednak cały czas o tę samą potrzebę bliskości z drugim człowiekiem i pewności, że jest on dla nas dostępny.

      Niestety, tak samo jak w przeszłości ignorowana była waga relacji dziecko–rodzic, dzisiaj niedoceniane jest znaczenie przywiązania w dorosłości. Pośród dorosłych wciąż przeważa przekonanie, że „zbytnia” wzajemna zależność partnerów w związku jest czymś złym.

      MIT WSPÓŁUZALEŻNIENIA

      Teoria współuzależnienia i inne popularne współcześnie podejścia, na które możemy natknąć się w poradnikach psychologicznych, przedstawiają związki w sposób odzwierciedlający poglądy dotyczące relacji rodzic–dziecko, jakie przeważały w pierwszej połowie XX wieku (pamiętasz „szczęśliwe dziecko” wolne od „zbędnego” przywiązania?). Dzisiejsi eksperci oferują rady, które brzmią mniej więcej tak: „Twoje szczęście powinno pochodzić z twojego wnętrza i powinieneś go uzależniać od osoby, z którą jesteś. Twój partner nie ma obowiązku dbać o twoje dobre samopoczucie, a ty nie jesteś odpowiedzialny za jego nastroje. Każdy powinien sam dbać o siebie. Naucz się nie dopuszczać do tego, by ktokolwiek, nawet najbliższa ci osoba, był w stanie zakłócić twój wewnętrzny spokój. Jeśli ta osoba zachowuje się w sposób, który podważa twoje poczucie bezpieczeństwa, powinieneś być w stanie zdystansować się emocjonalnie od tej sytuacji, skupić się na sobie i nie dać się wytrącić z równowagi. Jeśli tego nie potrafisz, coś może być z tobą nie tak. Być może jesteś z tą osobą zbytnio związany – współuzależniony – i musisz się nauczyć stawiać granice”.

      Podstawowe założenie, które kryje się za tym sposobem myślenia, brzmi: idealny związek to relacja dwojga samowystarczalnych ludzi, którzy łączą się w dojrzały, pełen szacunku sposób, jednocześnie utrzymując jasne granice. Jeśli rozwijasz w sobie silną zależność od partnera, oznacza to, że jesteś w jakiś sposób wybrakowany i powinieneś pracować nad wyznaczaniem własnych granic i „lepszą świadomością samego siebie”. Przy takim podejściu wizja, że ktoś może potrzebować swojego partnera, to najgorszy możliwy scenariusz; potrzeba ta jest porównywana z uzależnieniem, a wszyscy wiemy, jak niebezpiecznie jest się od czegoś uzależniać.

      Wiedza na temat współuzależnienia okazała się niesamowicie pomocna, gdy chodzi o członków rodzin osób cierpiących na uzależnienie od narkotyków czy alkoholu (ponieważ to w tym obszarze teoria współuzależnienia miała początkowo swoje zastosowanie), gdy jednak próbujemy bezkrytycznie zastosować ją do wszystkich relacji, może nas prowadzić na manowce, a nawet okazać się potencjalnie szkodliwa. Karen, uczestniczka telewizyjnego show, o której wcześniej wspomnieliśmy, była zapewne pod wpływem tej właśnie szkoły myślenia, gdy krytykowała się za swoją „przesadną” potrzebę bliskości. Zupełnie co innego na temat związków mówi nam biologia.

      PRAWDA BIOLOGICZNA

      Liczne badania pokazują, że przywiązanie prowadzi do fizjologicznej jedności z daną osobą. Obecność partnera reguluje nasze ciśnienie krwi, tętno, oddech i poziom hormonów we krwi. Wiążąc się z kimś, przestajemy być osobnymi bytami. Podkreślanie tej osobności w związkach pomiędzy dorosłymi przez większość współczesnych popularnych szkół psychologicznych nie wytrzymuje krytyki z perspektywy biologii. Zależność jest faktem, a nie wyborem czy skłonnością.

      Szczególnie dużo światła rzuca na to badanie przeprowadzone przez doktora Jamesa Coana, dyrektora ośrodka badawczego Affective Neuroscience Laboratory przy University of Virginia. Zajmuje się on badaniami mechanizmów, poprzez które bliskie społeczne związki i szersze sieci regulują nasze reakcje emocjonalne. W tym konkretnym badaniu, które Coan przeprowadził we współpracy z Richardem Davidsonem i Hilary Schaefer, wykorzystano rezonans magnetyczny MRI do przeskanowania mózgów zamężnych kobiet w sztucznie wywołanej stresującej sytuacji (kobiety biorące udział w badaniu były informowane o tym, że za chwilę zostaną lekko porażone prądem).

      W stresujących sytuacjach aktywuje się część mózgu zwana podwzgórzem. Gdy kobiety czekały na zapowiedziane rażenie prądem w samotności, na rezonansie widać było w tym obszarze podwyższoną aktywność. Następnie jednak sprawdzano reakcje uczestniczek eksperymentu na tę samą sytuację, gdy podczas oczekiwania na rażenie prądem mogły trzymać za rękę obcą osobę. Tym razem badanie wykazało nieco niższą niż poprzednio aktywność podwzgórza. Natomiast, gdy dłoń, którą kobieta mogła ściskać, należała do jej męża, wówczas reakcja jej mózgu okazywała się jeszcze mniej zauważalna – na tym etapie eksperymentu stres ledwie dawał się zarejestrować. Co więcej, te kobiety, które wcześniej najlepiej oceniły jakość swoich małżeństw, również najwięcej zyskiwały na możliwości trzymania małżonka za rękę podczas badania. Do tego jednak jeszcze wrócimy.

      Eksperyment ten pokazuje, że gdy dwoje ludzi tworzy związek uczuciowy, wpływają wzajemnie na swoje fizyczne i psychiczne samopoczucie. Fizyczna bliskość i dostępność partnera regulują naszą reakcję na stres. Skoro nasz partner ma tak wielki wpływ na nasze podstawowe reakcje biologiczne, jak można od nas oczekiwać, że utrzymamy wysoki poziom odrębności w związku?

      Wspomniana już tutaj Karen to przykład osoby, która zdawała się instynktownie rozumieć uzdrawiający wpływ dotyku dłoni partnera w stresującej sytuacji. Niestety później poddała się popularnym błędnym wyobrażeniom i zaczęła postrzegać swoje instynktowne reakcje jako wyraz wstydliwej słabości.

      PARADOKS ZALEŻNOŚCI

      Jeszcze na długo przed tym, zanim powstała technologia umożliwiająca skanowanie mózgu, John Bowlby rozumiał, że potrzeba posiadania kogoś, z kim możemy dzielić życie, jest częścią naszego wyposażenia genetycznego i nie ma nic wspólnego z tym, jak bardzo kochamy samych siebie albo czy czujemy się spełnieni. Odkrył, że w chwili, gdy zaczynamy postrzegać jakąś osobę jako szczególną, do gry wkraczają potężne i często niekontrolowane siły. Niezależnie od tego, jak niezależni byliśmy do tej pory, a czasem nawet wbrew naszej świadomej woli, zaczynamy zachowywać się inaczej. Gdy już wybierzemy partnera, zależność od drugiej osoby staje się faktem. Zawsze tak jest. Elegancka współegzystencja, która nie wiązałaby się z niewygodnym uczuciem bezbronności i lęku przed stratą, brzmi nieźle, ale biologia zaprogramowała nas zupełnie inaczej. W toku ewolucji okazało się, że największe korzyści przynosi jednak sytuacja, w której dwoje ludzi zaczyna tworzyć fizjologiczną jedność: jeśli ona na coś reaguje, on też nie pozostaje obojętny; jeśli on jest zdenerwowany, ta emocja udziela się również jej. Druga osoba staje się częścią nas i zrobimy wszystko, żeby ją ocalić. Uczucie, że dobro drugiej osoby jest naszym żywotnym interesem, przekłada się na bardzo ważną korzyść, jaką jest przetrwanie obu zaangażowanych w relację osobników.

      ***

      Mimo odmiennych sposobów, w jakie osoby o różnych stylach przywiązania uczą się radzić sobie z tymi potężnymi siłami – typy bezpieczny i lękowy przyjmują je z otwartymi ramionami, podczas gdy typ unikający starają się je tłumić – wszyscy jesteśmy zaprogramowani na to, by wchodzić w bliski związek z wybraną osobą. W rozdziale 6. przedstawiamy serię eksperymentów, które dowiodły, że nawet osoby o stylu unikającym