Nie strachu – lecz buntu – słyszała wołanie
W ciemności głos, do drzwi stukanie
Przesłanie, co już nigdy brzmieć nie zaprzestanie![24*]
Jak jednak zauważył Malcolm Gladwell, nie jest wcale oczywiste, dlaczego Revere z tak wielkim powodzeniem zdołał zakomunikować wszystkim zainteresowanym wiadomość o ruchach brytyjskich wojsk w kierunku miast położonych na północny zachód od Bostonu – Lexington i Concord – gdzie wojska te miały aresztować kolonialnych przywódców Johna Hancocka i Samuela Adamsa (w pierwszym z nich), a ponadto przejąć magazyny broni kolonialnych bojowników (w tym drugim). Revere przejechał zaledwie 21 kilometrów, waląc do drzwi w każdym z miast i ostrzegając o zbliżaniu się żołnierzy nieprzyjaciela. Ale niesione przezeń wieści rozprzestrzeniały się o wiele szybciej i dalej, z całą pewnością poza dystans, jaki był w stanie przebyć. O godzinie pierwszej nad ranem znano je już w Lincoln, o trzeciej w Sudbury, a o piątej w Andover – położonym aż 65 kilometrów od Bostonu. A wszystko to osiągnięto jedynie starą dobrą techniką przekazu ustnego. W swojej książce poświęconej owej wyprawie David Hackett argumentuje, że Revere „dowiódł niezwykłego geniuszu odnalezienia się w centrum wydarzeń (…) [i] mobilizowania do działania wielu innych”[3]. Gladwell z kolei twierdzi, że w odróżnieniu od Williama Dawesa (który podjął podobną wyprawę) Revere był w stanie wywołać „epidemię przekazu ustnego” dzięki „Prawu Nielicznych”[4]. Należał do rzadkiego typu ludzi, którzy potrafią być „łącznikami”, a jednocześnie są „towarzyscy” i „w naturalny i niepohamowany sposób dospołeczni”[5]. Ale był on też „specem” przyswajającym sobie niezbędną wiedzę, który nie dość że dysponował „największym wizytownikiem w kolonialnym Bostonie”, to jeszcze „aktywnie angażował się w zbieranie informacji o Brytyjczykach”[6].
Taka wersja wyprawy Paula Revere’a jest, i owszem, pociągająca, ale też dalece niekompletna. Pomija ona, że Revere jako posłaniec buntowników był już całkiem wiarygodny nawet przed owym kwietniem 1775 roku. Nie należał co prawda do literati w ścisłym sensie tego słowa, ale za to był uzdolnionym rytownikiem i wytwórcą wyrobów srebrnych, który zyskał sławę w całej Nowej Anglii po tym, jak w mocno przesadzony sposób przedstawił masakrę bostońską[7]. Dnia 6 października 1774 roku to właśnie Paul Revere wyruszył z Bostonu do Filadelfii, by dostarczyć tamtejszemu Kongresowi Kontynentalnemu wielce zapalne postanowienia z Suffolk, w których wzywano do niepłacenia podatków i bojkotu brytyjskich towarów w odpowiedzi na Intolerable Acts („Nieznośne ustawy”) oraz Ustawę o Quebecu[8]. Z kolei 13 grudnia Revere pojechał aż do Portsmouth w stanie New Hampshire, by ostrzec tamtejszy komitet korespondencyjny, że w niedługim czasie do ich miasta mogą wkroczyć regularne wojska w celu przejęcia składów broni i amunicji znajdujących się na wyspie New Castle nieopodal wejścia do portu w Portsmouth[9].
W samym Concord Revere też był zresztą już wcześniej, bo 8 kwietnia, by ostrzec tamtejszych mieszkańców – jak się okazało o ponad tydzień przedwcześnie – że „następnego dnia do Concord ma wkroczyć regularne wojsko, a jeśli tak się stanie (…), nie obędzie się bez rozlewu krwi”[10]. A już 16 kwietnia (jak wspominał później sam Revere) pojechał do Lexington, by przekazać Hancockowi i Adamsowi wiadomość, że czekają ich kłopoty, ponieważ „uważa się, że wzięto ich na cel” mającego nastąpić lada dzień przemieszczenia wojsk[11]. Poza Williamem Dawesem istniały także inne źródła informacji wywiadowczych o ruchach Brytyjczyków, nie wspominając już o tym, że mieszkańcy Somerville, Cambridge i Menotomy słyszeli odgłosy przemieszczających się oddziałów, mimo wszelkich wysiłków podejmowanych przez generała Thomasa Gage’a w celu ich zamaskowania[12]. Revere i Dawes nie rywalizowali ze sobą, ale współpracowali, a poza tym razem też objeżdżali domy farmerów od Lexington po Concord – towarzyszył im jeszcze trzeci człowiek, dr Samuel Prescott – i na zmianę stukali do drzwi.
Revere’a pochwycono w okolicach Lincoln[13]. Był czwartym nielegalnym posłańcem złapanym przez regularne wojsko. Na dobrą sprawę miał sporo szczęścia, że w ogóle uszedł z życiem. W pewnym momencie jakiś nerwowy oficer „przystawił swój pistolet do głowy [Revere’a]” i zagroził, że „odstrzeli mu łeb”, jeśli nie będzie odpowiadał na jego pytania. Jedynie ze względu na narastający chaos, bo tymczasem wywiązała się już strzelanina, Revere’a postanowiono w końcu puścić wolno, choć bez konia[14]. I tak oto pomaszerował niepewnym krokiem z powrotem do Lexington, gdzie ku swojej ogromnej konfuzji odnalazł Hancocka i Adamsa, którzy wciąż deliberowali, co mają począć, mimo że minęły już trzy godziny, odkąd zostali ostrzeżeni o zbliżaniu się regularnego wojska[15]. Gdyby Revere’owi nie udało się powrócić cało i zdrowo do Cambridge i gdyby nie przeżył on całego okresu wojen o niepodległość, by móc później opowiedzieć o swoim życiu (a trwało ono ostatecznie aż osiemdziesiąt trzy lata), wówczas z dużym prawdopodobieństwem nie usłyszelibyśmy w ogóle o jego wyprawie, która z biegiem czasu obrosła tak wielką legendą.
Bliższej uwagi wymaga też sieć Paula Revere’a[16]. Tak naprawdę był on jednym z dwóch kluczowych pośredników – czyli słabych więzi – między skupiskami, które bez nich mogłyby znajdować się zbyt daleko od siebie, by ostatecznie połączyć się w jeden rewolucyjny ruch. W czasach sprzed rewolucji amerykańskiej kolonialne Massachusetts zmierzało w stronę coraz większego rozwarstwienia społecznego. Zwłaszcza w Bostonie powstawała wówczas struktura o charakterze narastająco hierarchicznym, przy czym między najwyżej usytuowaną elitą „patrycjuszy”, klasą średnią złożoną z rzemieślników i farmerów oraz warstwą najuboższych robotników i służby tworzyły się coraz większe i trudniejsze do usunięcia różnice. Bliskie stosunki, w jakich pozostawał Revere, zwykły rzemieślnik, z doktorem Josephem Warrenem, lekarzem, były zatem w tej sytuacji absolutnie kluczowe. W ówczesnym Bostonie istniało pięć stowarzyszeń, które mniej lub bardziej otwarcie sympatyzowały ze sprawą „wigów”. Były to: masońska Loża św. Andrzeja spotykająca się w Tawernie pod Zielonym Smokiem; Lojalna Dziewiątka, stanowiąca rdzeń Synów Wolności; Wybrani z North End, odbywający zebrania w tawernie Powitanie; Klub Długiego Pomieszczenia z siedzibą przy Dassett Alley, i wreszcie Bostoński Komitet Korespondencji. Łącznie do jednej lub kilku z tych grup należało 137 ludzi, przy czym zdecydowana większość z nich (86 procent) pojawiała się na zaledwie jednej liście, a żadnej osoby nie odnajdujemy na wszystkich pięciu. Jedynie Joseph Warren działał w czterech grupach, a Paul Revere – podobnie jak Samuel Adams i Benjamin Church – należał do trzech. W kategoriach „centralności pośrednictwa” postaciami absolutnie kluczowymi byli jednak tylko Warren i Revere (zob. ilustracja 16).
16. Rewolucyjna sieć w Bostonie, około 1775 roku. Warto zauważyć centralność pośrednictwa Paula Revere’a i Josepha Warrena. Gdyby usunąć ich obu, albo nawet tylko jednego z nich, gęstość całej sieci obniżyłaby się w znaczący sposób. Jednostki pogrupowano ze sobą w poszczególne węzły według ich przynależności do któregoś z klubów. Tylko Revere i Warren należeli do więcej niż dwóch.
Plik w większej rozdzielczości do zobaczenia tutaj.
Analiza sieci wykazuje zatem, że Paul Revere stanowił połowę duetu, który zapewniał łączność między dwiema wyraźnie rozdzielonymi warstwami społecznymi w rewolucyjnym Massachusetts: rzemieślnikami i wysokiej klasy specjalistami. Analiza taka, mimo wszelkich swoich zalet, nie może nam wszak podpowiedzieć, które z tych stowarzyszeń mających na liście swoich członków Revere’a i Warrena było (lub były) najważniejsze. Możemy tylko