Także i w tym zakresie epidemia pamięci przypomina prawdziwe choroby. Państwa narodowe i ich granice, a nawet obszary językowe, nie zakreślają wyraźnych konturów oddzielających od siebie odrębne „pamięciologiczne monady”. Badania nad pamięcią – podobnie jak sama pamięć – są bardzo silnie uwikłane w charakterystyczne dla współczesności wielopoziomowe struktury tożsamości.
Problem zasięgu przecinających się i nakładających „wspólnot pamięci” jest zresztą jedną z podstawowych kwestii poruszanych przez współczesne badania nad pamięcią. Dotyczy to zarówno podmiotów pamięci (kto pamięta?), jak i jej przedmiotów (o czym się pamięta?). Podmiotem i przedmiotem pamięci może być, oczywiście, wspólnota narodowa. Przez wielki pozostawała ona uprzywilejowanym przedmiotem studiów i – zwłaszcza wraz z rozwojem państwowych uniwersytetów – podstawowym organizatorem i mecenasem badań nad przeszłością. Wiele wskazuje jednak na to, że zarówno we współczesnej pamięci, jak i we współczesnej pamięciologii mamy do czynienia ze stopniowym przejściem od świata narodów do świata „postnarodowego”58, w którym coraz większą rolę odgrywają z jednej strony nowe lokalności (plemienności, regionalizmy, „małe ojczyzny”), z drugiej zaś „pamięć globalna”, której przedmiotem i podmiotem miałaby stać się cała ludzkość.
Warto wreszcie podkreślić, że geografia tego, kto pamięta, nie zawsze pokrywa się z mapą tego, o czym się pamięta. Niektóre narody i środowiska badaczy wydają się skupione niemal wyłącznie na „własnej” pamięci i przeszłości, podejmując otwarcie – jak np. Pierre Nora – misje jej strzeżenia lub kształtowania. Inne grupy kierują swoją uwagę na zewnątrz. Wprawdzie to przede wszystkim Francuzi prowadzili badania nad syndromem Vichy, ale to już wcale nie niemieccy badacze najczęściej zajmowali się w kontekście Holokaustu problematyką wypartej tożsamości katów. Chętnie pisali o tym Amerykanie59. Niemcy natomiast w tym czasie zajmowali się światem starożytnym. Jeśli już odnosili się do kwestii Zagłady, jako pierwsi mówili z kolei o… amerykanizacji Holokaustu60. Francuzi natomiast pisali w tym czasie o „holokaustyzacji Ameryki” (Baudrillard), które to zjawiska sami Amerykanie woleli postrzegać w oderwaniu od kwestii tożsamości narodowej i wiązać z globalizacją (Alexander), medializacją (Landsberg) czy komercjalizacją (Finkenstein) Zagłady. W tym samym czasie badacze izraelscy oraz żydzi amerykańscy chętnie przyglądali się budowaniu nowoczesnej tożsamości państwa Izrael całkowicie (lub niemal całkowicie) w oderwaniu od kwestii Holokaustu (Yael Zerubavel61).
Warto więc dostrzec złożoność geograficznych uwarunkowań epidemii pamięci, w której (nieoczywiste wcale!) pytanie „kto pamięta?” przeplata się z zapytaniem „o kim pamięta?”, a nawet – biorąc pod uwagę potencjał dyskursu pamięci do tworzenia i rozwiązywania konfliktów – „komu pamięta?”.
4. Dynamika, czyli historia epidemii i rokowania
Epidemia pamięci ma swoją wyraźną dynamikę. Mierzona kryteriami czysto ilościowymi niewątpliwie znajduje się wciąż w stanie gwałtownego wzrostu – przyrost literatury z tego obszaru zwiększa się z każdym rokiem.
Wielu badaczy sugeruje jednak, że tego rodzaju nadpodaż prowadzi do inflacji pamięci62. Faktycznie, niełatwo jest ocenić „globalnie” poziom i oryginalność tego, co się dziś o pamięci publikuje. Tym bardziej że opowieść o epidemii pamięci pełna jest powrotów i zapętleń. Jak już wspomniano, wiele dzieł, których autorzy nawet nie posługiwali się terminem pamięci, zostało później retrospektywnie odczytanych na nowo i włączonych w obręb „kanonu pamięciologicznego”. I tak na przykład słynny tom Terrence’a Rangera i Erica Hobsbawma o tradycjach wynalezionych (podobnie jak na przykład prace wspomnianego już Johna Haralda Plumba) został po kilkunastu latach odczytany ponownie przez pryzmat rozwijającej się epidemii pamięci. I choć w Wynajdywaniu tradycji nie znajdziemy ani jednego przypisu do Halbwachsa, nie pada też sformułowanie „pamięć zbiorowa”, to praca Hobsbawma i Rangera stanowi obecnie jeden z kluczowych tekstów memory studies. Nowe narzędzia pozwoliły zrozumieć intuicje autorów inaczej (lepiej?), niż rozumieli je oni sami. Choć brzmi to niemal jak paradoks z filmu o wehikule czasu, w którym bohater przenosi się w przeszłość, by zabić swego dziadka (topos bardzo pamięciologiczny!), Hobsbawm i Ranger przygotowali grunt pod ponowne odkrycie Halbwachsa, ale dziś to oni czytani są przez jego pryzmat. Starsza książka potrzebowała nowszej, by zostać odkryta na nowo i cofnąć się na powrót w należne jej miejsce w przeszłości, jednak już wraz ze współczesną świadomością czytelników.
Czy mimo tej powikłanej historii można wyróżnić jakieś wyraźne trendy w kilkudziesięcioletnich już dziejach epidemii pamięci? Wydaje się, że wskazać można dwa podstawowe wektory: prowadzący „w dół” ku konkretom oraz „w górę” – ku kolejnym stopniom refleksyjności.
Pierwszy wektor wskazuje, że badacze pamięci coraz lepiej uświadamiają sobie znaczenie materialnych zapisów i towarzyszących im praktyk kulturowych. Następuje więc, jak twierdzi Jeffrey Olick, stopniowe przejście od abstrakcyjnie rozumianej „pamięci kolektywnej” do socjologii pamięciowych praktyk i wytworów63. Coraz większy nacisk kładzie się na odkrywanie konkretnych form istnienia pamięci i „synchronizacji” dokonującej się między jednostkami.
Drugi wektor – prowadzący „w górę” – oznacza odkrywanie kolejnych stopni abstrakcji czy refleksyjności. Badacze zajmujący się historią epidemii pamięci – są już i tacy! – sugerują wyodrębnienie pod tym kątem przynajmniej trzech kolejnych fal badań nad pamięcią zbiorową. Do pierwszej fali zaliczyć można socjologiczne badania Maurice'a Halbwachsa czy rozprawy Aby'ego Warburga i Waltera Benjamina z pogranicza filozofii i historii sztuki. Druga fala to badania nad pamięcią tworzące już wyraźnie zaznaczony paradygmat (od lat osiemdziesiątych). Wśród jej najważniejszych przedstawicieli o aspiracjach syntetycznych można wymienić Pierre’a Norę czy Paula Connertona. Trzecia fala, rozwijająca się współcześnie, to badania o charakterze refleksyjnym, często poddające problematyzacji nie tylko samą kategorię pamięci, ale także fenomeny memory studies jako dyscypliny czy tzw. boomu pamięciowego. Do tego nurtu zaliczają się także próby metaanalizy badań nad pamięcią jako dyscypliny naukowej, a więc również niniejszy projekt. Jeżeli dodać do tego prace, do których nawiązywano w badaniach stricte pamięciologicznych, ale w których pamięć jawiła się jedynie jako jedno z zagadnień w ramach szerzej rozumianych badań antropologicznych, psychologicznych, filozoficznych czy społecznych, otrzymujemy jeszcze „zerową” falę, do której zaliczyć można np. prekursorskie dzieła Sigmunda Freuda, Émile’a Durkheima, Friedricha Nietzschego czy Henriego Bergsona, które – dając początek pewnym intuicjom – znajdywały odbicie w badaniach pamięciologicznych kolejnych „fal” czy „generacji”.
Pozostaje jeszcze zapytać, co dalej. Jaka przyszłość rysuje się przed zakreśloną w ten sposób dyscypliną?
Jednym z najczęściej pojawiających się rokowań jest całkowite rozmycie się pamięci związane z (hiper)inflacją badań nad nią. Jak to już zostało wspomniane, pomysł utożsamienia kultury z „pamięcią społeczeństwa” jest sporo starszy niż cała opisywana tu epidemia. Stąd też wydaje się, że pod pewnymi względami zarzuty krytyków ubolewających, że „pamięć może dziś oznaczać cokolwiek” bądź też że „idea pamięci może stać się nierozróżnialna od tożsamości i kultury”64 chybiają nieco celu. Fakt, że wszystko lub niemal wszystko można interpretować jako materię, energię czy element kultury, nie podważa sensu