Coraz częściej słyszymy więc, że musimy spieszyć się uczyć, rozumieć i pamiętać, nim będzie za późno. Muzeom, pomnikom i książkom przypisuje się funkcję ratunkową – mają ocalić od zapomnienia pamięć, która odeszłaby wraz z ostatnimi świadkami i ich najbliższymi. Z taką moralną interpretacją upamiętniania wiąże się silnie idea, że tylko zachowanie pamięci pozwoli na uniknięcie powtórzenia w przyszłości tragedii przeszłości, wyrażana chętnie cytowanym mottem George’a Santayany, wedle którego „ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie”36. W tym świetle szczególne znaczenie zyskuje Zagłada Żydów interpretowana jako „uniwersalny trop moralny”37, a więc w oderwaniu od konkretnych realiów historycznych i kulturowych. (Napotykamy tu zresztą intrygującą sprzeczność współczesnej epidemii pamięci, która, jak sugerowaliśmy, opiera się wszak na rozpoznaniu tego, co w pamięci nieuniwersalne – uwarunkowane historycznie i kulturowo.)
Wymykanie się pamięci w miarę odchodzenia kolejnych świadków można zinterpretować jako przykład szerszego zjawiska, jakim jest „ucieczka przeszłości”. Boom pamięciowy jest według wielu badaczy reakcją zwrotną na „przyspieszenie historii” i eksplozywny wzrost możliwości zapamiętywania i zapominania38.
Liczni badacze zajmujący się pamięcią wydają się mieć poczucie wyjątkowego charakteru obecnych czasów. Według jednych objawia się on „coraz szybszym ześlizgiwaniem się teraźniejszości w przeszłość historyczną”39, według innych – przeciwnie – hipermnezją, a więc nadmiarem pamięci40. Podobnie jak wiele dialektycznych relacji składających się na współczesną epidemię pamięci, jest to sprzeczność tylko pozorna. Pamięć i zapominanie są tylko dwiema stronami tego samego medalu. Im więcej i łatwiej zapominamy, tym większą wagą obdarzane są instytucje pamięci. Im więcej wokół nas zgromadzonej pamięci (książek, obrazów, danych cyfrowych), tym mniejsza wydaje się nasza jednostkowa pamięć i tym bardziej wydani na pastwę zapomnienia zdajemy się sami sobie.
Epidemia pamięci jest więc zjawiskiem paradoksalnym. Żyjemy zarazem w czasie diagnozowanej przez Jacquesa Derridę „gorączki archiwów” i w ogłoszonym przez Andreasa Huyssena czasie „zmierzchu prestiżu pamięci”41. Utrwalamy wszystko, więc nie musimy już pamiętać. Boimy się zapomnienia, więc utrwalamy jeszcze więcej… „Zwrot ku pamięci”, jak pisze Huyssen, „jest podświadomie napędzany pragnieniem odnalezienia stabilności w coraz bardziej niestabilnym świecie”42. Współczesność obdarza kultem zarówno archiwa i biblioteki, wraz z pracującymi w nich kustoszami czy strażnikami pamięci, jak i „wyrzucaczy”, o których pisze Harald Weinrich – ludzi odpowiedzialnych za usuwanie, filtrowanie i selekcję nadmiaru informacji. Celem jest nie tyle „pamięć absolutna”, o której badacze wypowiadają się zwykle krytycznie43, lecz mistyczne niemal odnalezienie harmonii i „zachowanie równowagi między pamiętaniem i zapominaniem”44.
Także psychoanalityczne i psychologiczne odkrycie zapominania jako mechanizmu obronnego przyczyniło się do swoistego kultu pamięciowej równowagi. Z jednej strony zapominanie zostało dowartościowane jako ważny element zdrowia psychicznego, z drugiej strony odnalezienie „utraconych” czy „wypartych” wspomnień przestawiane jest często jako warunek uleczenia z traumy45. Tego rodzaju obsesja pamięci prowadzi do zaskakujących konsekwencji na poziomie zarówno jednostkowym, jak i społecznym. W obliczu kultu przeszłości tak bardzo boimy się, że zapomnieliśmy o czymś lub że inni – wobec braku wartej pamiętania historii – zapomną o nas, że posuwamy się nawet do tworzenia wspomnień wydarzeń, które nigdy nie miały miejsca. Czasem są to wspomnienia wspaniałe i heroiczne, czasem – przeciwnie – przerażające historie o doznanych krzywdach. Zjawisko to przejawia się w skali jednostkowej – czego dowodzą niepokojące przypadki ludzi, którzy „przypominali sobie” nigdy niepopełnione zbrodnie46, ale także w skali społeczeństw, bo – jak zauważają Zygmunt Bauman i Leonidas Donskis – wiktymizacja jest dziś jednym z podstawowych sposobów budowania tożsamości wspólnotowej47.
Wydaje się, że mimo ich wagi, żaden z opisanych wyżej czynników wzięty z osobna nie wystarczy do pełnego wyjaśnienia przyczyn epidemii pamięci, która rozpoczęła się na dobre dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku. Decydującą rolę odegrało zapewne dopiero ich połączenie i wzajemne oddziaływanie, a także, zgodnie z cytowaną wcześniej sugestią Jaya Wintera, wiele innych, pomniejszych przyczyn – złożonych, splecionych, przecinających dyscypliny i sfery życia. Przyjrzyjmy się jeszcze kilku z nich.
W państwach Ameryki Południowej, Europy Wschodniej, ale także w Niemczech kluczowym źródłem epidemii pamięci były niewątpliwie transformacje ustrojowe i konieczność rozliczenia z trudną przeszłością. Badania prowadzone nad przemianami przestrzeni miejskiej czy współczesnym ikonoklazmem pokazują wyraźnie, że „praca zapominania”, tak sugestywnie opisywana przez filozofów i psychoanalityków, ma swój odpowiednik w bardzo konkretnych, namacalnych praktykach kulturowych. Właśnie w ten sposób interpretować można obalanie pomników, które wielu Polaków dobrze pamięta z własnego doświadczenia, a o którym w interesujący sposób opowiada Dario Gamboni48.
Co ciekawe, wielu badaczy podkreśla, że rola pamięci w transformacjach ustrojowych jest bardziej skomplikowana, niż to się może wydawać na pierwszy rzut oka. Po pierwsze, istnieje oczywiście najbardziej jaskrawa i paląca kwestia rozliczenia się z pamięcią minionego ustroju – to właśnie tutaj przynależą zjawiska takie, jak obalanie pomników czy otwieranie archiwów służb bezpieczeństwa i związane z nim spory o lustrację. Zarazem jednak każde społeczeństwo okresu transformacji musi wymyślić swoją historię na nowo. Jak w przekonujący sposób pokazują Yael i Eviatar Zerubavelowie49, a także Paul Connerton50, tworzenie nowego kalendarza pamięci pozwala na sięganie do dawniejszej przeszłości i budowę „pamięciowego mostu” ponad niedawną przeszłością, o której chcielibyśmy zapomnieć. Ów „pamięciowy wymiar transformacji ustrojowych” rzadko jest dostrzegany przez badaczy życia społecznego, zazwyczaj kojarzących polityczne przełomy z dowartościowaniem przyszłości i teraźniejszości. Tymczasem zaskakująco często to właśnie przeszłość staje się dla społeczeństw okresu transformacji kluczem do zrozumienia teraźniejszości i fundamentem planów na przyszłość. We wspomnianej pracy Dario Gamboni podkreśla znaczenie, jakie w interpretacji transformacji ustrojowych roku 1989 (także „tam i wtedy”, przez samych uczestników) miała przypadkowa (?) ich zbieżność w czasie z okrągłą rocznicą rewolucji francuskiej. O krok dalej idzie Iwan Krastew w artykule opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej”. Bułgarski filozof twierdzi,