Nie wierzyła, że Kairos mógł się o nią martwić.
– Wybacz, nie pomyślałam…
– Teraz już na to za późno.
Miał rację. Winna mu była co najmniej wyjaśnienie.
– Byłam tak strasznie wściekła na ciebie i Leandra. Tamtego wieczoru dowiedziałam się, że moja matka puściła się z szoferem, a ja jestem efektem tego romansu. I że ty poślubiłeś mnie po dobiciu targu z moim bratem.
Słowa toczące się z jej ust tchnęły desperacją.
Oczy Kairosa nagle zobojętniały. Patrzył na swoje palce wbite w jej szyję, potem przeniósł spojrzenie na drugą rękę, która obejmowała jej biodro. Puścił ją tak gwałtownie, że aż się zachwiała, straciwszy oparcie.
– Kiedy Leandro powiedział mi, co zrobiłaś, przestałem o tobie myśleć. Miałem ważniejsze sprawy do załatwienia. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby się za tobą uganiać po całej Europie.
Gdyby wyjął z kieszeni sztylet i wbił jej go prosto w serce, poczułaby mniejszy ból niż po tych słowach. Ale też jej ulżyło. Musiała usłyszeć to wszystko bezpośrednio od niego. Podczas długich, bezsennych i samotnych nocy nie będzie się już zastanawiać, czy nie popełniła błędu, odchodząc. I czy to małżeństwo nie zasługiwało na jeszcze jedną szansę.
Po dzisiejszym wieczorze nie zobaczy go już nigdy. A on nigdy więcej nie zrani jej nawet słowami.
– Bene. Ty byłeś zajęty swoimi sprawami, a ja miałam wystarczająco dużo czasu, by przemyśleć moją decyzję. Te dziewięć miesięcy uświadomiło mi, że dokonałam właściwego wyboru. Nie obchodzi mnie, czy będziesz mi płacił alimenty, czy nie, bo i tak nie tknę tych pieniędzy. Dam sobie radę sama.
– W jaki sposób? Sprzedając się nadzianym inwestorom z Rosji? Przyznaj, Valentino, że nasza rozłąka zaprowadziła cię w ślepy zaułek. Jedyne, co masz, to ten lalusiowaty bufon, który tylko marzy o tym, by wsadzić ci łapę w majtki. Nie masz za grosz talentu, nie masz umiejętności ani doświadczenia, bo nigdy nie pracowałaś. Tylko znajomości pozwoliły ci utrzymać się na powierzchni przez tak długi czas.
– Myślisz, że o tym nie wiem? Sporo się nauczyłam. Pocieszam się tym, że wszystkie znajomości, które mógłbyś uznać za cenne dla siebie, już nie istnieją. Zerwałam z rodziną.
– Z tego, co wiem, bracia cię nie wydziedziczyli.
– Nie utrzymuję z nimi kontaktów. Nie chcę mieć nic wspólnego z poprzednim życiem. A w związku z tym, do niczego ci się już nie przydam.
– Ach, więc na tym polega twoja mała zemsta? Nie dostanę tego, co chcę, bo ty postanowiłaś na jakiś czas odłączyć się od rodziny?
– Zdaje się, że przeceniasz mnie i swoją rolę w moim życiu. Kocham moich braci. Każdy dzień spędzony z dala od nich wypala coraz większą dziurę w moim sercu. Ale to cena, jaką płacę za to, że wciąż mogę na siebie patrzeć w lustrze.
Już myślała, że udało jej się jakoś przebić do jego świadomości.
– To małżeństwo skończy się, kiedy powiem, że jest skończone!
– Chcę dokończyć tę sprawę. Podpiszę wszystko, tylko daj mi wolność. I tak już skreśliłeś mnie ze swojego życia, Kairosie. Inaczej zacząłbyś mnie szukać wcześniej. Byłam dla ciebie jednym wielkim rozczarowaniem. Po co chcesz to dłużej ciągnąć? Chodzi o urażoną dumę?
– Czy ci się to podoba, czy nie, połowa wszystkiego, co mam, będzie kiedyś twoja. I choćbym miał słono przepłacić za twoje naiwne bajania o wiecznej miłości, za wszystkie awantury, jakie mi urządzałaś, i za seks, który przyznam, był z tego wszystkiego najlepszy, chciałbym, żebyś była moją żoną jeszcze przez trzy miesiące. Możesz mi chyba wyświadczyć tę drobną przysługę?
Valentina powtórzyła w myślach ostatnie zdanie, a zrozumiawszy jego sens, automatycznie uniosła ramię z zamiarem wymierzenia Kairosowi siarczystego policzka.
Szybkim i precyzyjnym ruchem złapał ją za nadgarstek i delikatnie pchnął, aż plecami oparła się o chłodną ścianę kabiny. Ich ciała złączyły się, tworząc idealną całość. Zacisnęła uda, czując, że jej opór topnieje, a myśli zaczynają krążyć wokół seksu.
– Widzisz, nie muszę nawet używać rąk ani ust. Już jesteś gotowa.
Z ogromnym trudem zapanowała nad podnieceniem, które z taką łatwością w niej wzniecił.
– To doprawdy nic takiego, Kairosie. Mężczyźni zawsze do mnie lgnęli. Nie jesteś wyjątkiem. Ale masz rację. Seks był jedynym elementem naszego związku, z którego byłam zadowolona.
Pożądanie rozszerzyło źrenice jego oczu.
– Powiedz mi, Valentino. Naprawdę napaliłabyś się na kogoś innego tak jak na mnie? Na przykład na tego głupka, z którym tu przyszłaś?
Przyparł ją mocniej do ściany i podciągnął kusą sukienkę do góry. Twardy członek ocierał się o zupełnie mokre figi. Fala żądzy wezbrała w niej gwałtownie. Dlaczego wciąż tak mocno go pragnęła? Jak szczeniak, którego bez przerwy odganiano, a on wracał po nową porcję pieszczot.
Jego usta znajdowały się tuż obok jej ucha. Gorący oddech muskał jej skórę.
– Przydasz mi się jeszcze przez parę miesięcy. Także w łóżku… – wyszeptał. Tym razem nie miała ochoty dać mu w twarz.
Wsunął palce w figi i szarpnął je w dół. Potem objął jej pośladki i dźwignął Valentinę w górę. Zaplotła nogi wokół jego bioder, czując, jak twarda męskość zagłębia się w niej i płynnymi pchnięciami doprowadza ją do błyskawicznego orgazmu.
– Przyznaj, że najlepiej się czułaś, będąc żoną bogatego męża. To jedyna rola, w której czujesz się pewnie. Powinnaś pogodzić się ze swoimi ograniczeniami. Tak jak ja to zrobiłem, kiedy twój brat Luca stanął mi na drodze do posady prezesa Conti.
Więc jednak był zły za to, że odeszła. Choć może to nie była złość, uświadomiła sobie, gdy wypuścił ją z objęć i niezdarnymi ruchami próbowała doprowadzić do ładu włosy, a potem sukienkę. To była wściekłość z domieszką lodowatej satysfakcji.
Każde jego słowo i każda pieszczota miały na celu sprowokowanie jej.
Nie wierzyła ani sekundy w to, że zależało mu na niej albo na małżeństwie. Chodziło wyłącznie o to, by ją ukarać. Za to, że go zostawiła, podeptała jego ambicję i zniweczyła plany.
Ta myśl pomogła jej teraz wydostać się ze stanu oszołomienia spowodowanego niespodziewaną ekstazą.
– Co mam zrobić, żebyś się zgodził dać mi rozwód i zostawił mnie wreszcie w spokoju?
– Musisz być moją żoną jeszcze przez trzy miesiące.
– Dlaczego? Co się takiego stało, że potrzebujesz mnie właśnie teraz?
– Muszę spłacić dług, jaki mam wobec Tezeusza.
– Twojego przybranego ojca? Tego samego, który zabrał cię z ulicy i dał ci dom?
– Tak.
– I aby to zrobić, musisz mieć żonę?
– Tak. Jego córka Helena…
– Robi wam problemy i chcesz, żebym ją odciągnęła? – Valentina myślała na głos. – Nie rozumiem tylko, dlaczego to muszę być ja?
Zerknęła