Zakochać się w żonie. Tara Pammi. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tara Pammi
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-4724-5
Скачать книгу
utrzymywałam się z prostytucji?

      – Najpierw pomyślałem, że to niemożliwe. Ale znając ciebie, można się spodziewać najgorszego. Zrobiłabyś dużo, żeby mnie zaszokować, dać mi nauczkę, zmusić do ustępstw…

      Valentina podeszła do drzwi i otworzyła je szerzej.

      – Wynoś się!

      Kairos oparł się o komodę stojącą pod oknem w kabinie.

      – Nie zostaniesz tu z nim sama.

      Założyła ręce na piersi i przechyliła głowę, patrząc na niego wyzywająco.

      – Robię, co mi się podoba i z kim mi się podoba, odkąd dotarło do mnie, że kupiłeś mnie od Leandra. Za późno na udawanie zazdrości.

      Tyle razy obiecywała sobie, że nie będzie go prowokować w tak głupi sposób. Ogniki wściekłości w jego spojrzeniu dawniej uznałaby za niewielkie, ale jednak zwycięstwo.

      Dziś było inaczej.

      – W takim razie chyba dobrze się stało, że nie nabrałem się na te wszystkie wyznania miłości? Nie będziesz mi urządzać scen zazdrości, rzucać się z pięściami do każdej z moich znajomych. Nareszcie możemy rozmawiać, jak równy z równym.

      Dios, od zawsze miała skłonności do dramatyzowania. Ale Kairos z tą swoją obojętnością i niechęcią do dzielenia się myślami i uczuciami wydobywał z niej potwora.

      Kiedy odeszła, nie stać jej było nawet na taksówkę, ale jeśli czegokolwiek się nauczyła w czasie rozłąki, to tego, że jest w stanie przeżyć. Bez ciuchów i butów od znanych projektantów, bez zachwytów, jakie zawsze wzbudzała jej obecność. Bez swojej sypialni w willi Conti, samochodów i luksusów, jakie ją do tej pory otaczały.

      Sięgnęła po torebkę leżącą na łóżku i podniosła z ziemi telefon.

      – Jeśli ty stąd nie wyjdziesz, ja to zrobię – powiedziała znużonym głosem.

      Zablokował jej drzwi ręką.

      – Nie wyjdziesz nigdzie ubrana jak prostytutka szukająca pierwszego klienta o poranku. Nie ma mowy.

      – Słuchaj, nie chcę zaczynać…

      – Ostrzegam, że zamknę cię w tej kabinie, jeśli będzie trzeba.

      Gdyby nie powiedział tego absolutnie spokojnym tonem, uznałaby, że to on urządza teraz sceny.

      – Dobrze, porozmawiajmy – powiedziała i demonstracyjnym gestem cisnęła torebkę na łóżko. – Mam jeszcze lepszy pomysł – dodała, patrząc mu prosto w oczy. – Może zadzwonisz po swojego prawnika i niech przyniesie pozew. Podpiszę, co trzeba, i nigdy więcej nie będziesz musiał mnie oglądać.

      Nie wykonał najmniejszego ruchu, ale Valentina wyczuła, że stał się jakby ostrożniejszy. Czyżby go zaskoczyła?

      Kairos opuścił rękę, rozprostował nadgarstki i odpiął spinki przy prawym mankiecie koszuli. Te same, które podarowała mu trzy miesiące po ślubie. Nie spiesząc się, podwinął rękaw.

      Dreszcz niepewności przebiegł jej po plecach. Wyciągnął w jej stronę lewą dłoń. Jako leworęczny, zawsze odpinał najpierw spinki po prawej stronie. Z drugą ręką zawsze miał problem. To była jego jedyna słabość doskonałego Kairosa, którą odkryła w ich noc poślubną. Spytała wtedy, czy miał wypadek i zranił się w rękę. Zamiast odpowiedzieć, pocałował ją. Za drugim razem, gdy spytała, tylko wzruszył ramionami.

      Zwykła reakcja, gdy nie chciał rozmawiać.

      W noc poślubną wzięła jego lewą rękę i pomogła mu odpiąć spinki. Podobnie jak wiele razy potem. To był jeden ze stałych rytuałów, kiedy byli ze sobą. Valentina zawsze miała świadomość, że w tej prostej czynności wyraża się bliskość, której Kairos nie umiał ująć w słowa.

      Patrząc na krótko przycięte paznokcie, szczupłe, opalone palce muśnięte ciemnymi włoskami wstrzymała oddech. Wspomnienie dotyku czułych dłoni wypełniło jej myśli. Zimny pot zrosił jej czoło.

      Dios, nie umiała mu się oprzeć i taka była prawda.

      Unikając patrzenia mu w oczy, zrobiła krok do tyłu.

      – Co mam zrobić, żebyś uwierzył, że z nami koniec? Już mi nie zależy na tym, żebyś zwracał na mnie uwagę.

      – Czyli przyznajesz, że dawniej to robiłaś?

      Valentina zastanawiała się nad odpowiedzią.

      – Chcę porozmawiać o rozwodzie.

      – Naprawdę?

      – . Małżeństwo nie wyszło nam na dobre. Nie chcę tak dłużej żyć.

      – Czyli Leandro powiedział ci o sutej odprawie?

      – Nie rozumiem.

      – Twój brat zadbał o to, żebyś w razie rozstania dostała spory udział we wszystkim, co posiadam. Bardzo na to nalegał. Pewnie wiedział, że żaden facet długo z tobą nie wytrzyma.

      – Myślisz, że mnie tym uraziłeś? Leandro… – Nuta bólu zabarwiła brzmienie głosu Valentiny – zastąpił mi ojca. Wychował mnie, zamiast znienawidzić, kiedy nasza matka porzuciła jego i Lucę. Zerwałam z nim kontakty, gdy wyszło na jaw, że przekupił cię, byś zechciał się ze mną ożenić. Jeśli chcesz wiedzieć, ze wszystkich moich doświadczeń w ciągu ostatniego roku to małżeństwo i wszystko, co dostanę po rozwodzie, nic dla mnie nie znaczą.

      Kairos zrobił krok w przód i wyrazisty zapach wody kolońskiej owionął Valentinę.

      – Skąd weźmiesz pieniądze na luksusowe życie?

      – Nie tknęłam twojej karty kredytowej od miesięcy. Nie pożyczyłam nawet jednego euro ani od Leandra, ani od Luki. Wszystko, co na sobie mam, należy do Nikolaia.

      Kairos zmierzył ją od góry do dołu pogardliwym spojrzeniem.

      – No tak, zapomniałem, że twój alfons teraz cię ubiera.

      – Nikolai nie jest alfonsem. Powiedział mi, że to zwykłe przyjęcie, nawet nie wiedziałam, że na nim będziesz.

      – Muszę przyznać, że tylko Valentina Constantinou mogłaby z tak szmatławej kiecki wydobyć resztki klasy, ale ta umiejętność chyba nie bardzo ci się przydaje w życiu, prawda? Paryż cię przeżuł i wypluł, więc wróciłaś do Mediolanu z podwiniętym ogonem. Od tamtej pory łasisz się do każdego, kto mógłby ci pomóc. Robisz kawę tym harpiom, którym kiedyś przewodziłaś. Jesteś gońcem modelek i fotografów, którzy kiedyś uganiali się za tobą… Czyżbyś miała już tego dość, że postanowiłaś spróbować sił w najstarszym zawodzie świata?

      – Nie zapominaj, że kupiłeś mnie od Leandra. Jeśli ktokolwiek zrobił ze mnie dziwkę, to ty sam, Kairosie.

      – Nie zaciągnąłem cię do łóżka, żeby dostać posadę prezesa w zarządzie Conti – odparł Kairos ze złością w głosie.

      Pociągnął ją za rękę i Valentina wpadła na niego, wydając z siebie łagodne westchnienie. Twarde jak skała mięśnie uderzyły o miękkie piersi przesłonięte cienką tkaniną.

      – Uwierz mi, pethi mou, jeśli cokolwiek nas ze sobą łączyło, to właśnie łóżko.

      Objął palcami jej kark i przyciągnął ją ku sobie. Iskra pożądania zdążyła popłynąć przez jej ciało.

      – To ty złamałaś przysięgę małżeńską, Valentino. Wszystko, czego pragnąłem, to cywilizowane małżeństwo. Ale ty uciekłaś, bo twój wyimaginowany świat, w którym jesteś królową, a ja leżę u twoich