Lilla Weneda. Juliusz Słowacki. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Juliusz Słowacki
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Драматургия
Год издания: 0
isbn: 9788365776617
Скачать книгу
mściwa

      I wiek haraczu…

      Pół rycerzy od piorunów zginie, pół od miecza.

      Wódz dwie głowy mieć będzie, jedna człowiecza,

      Drugą głowę trupią wódz mieć będzie.

      Ja ostatnia zostanę żywa,

      Ostatnia z czerwoną pochodnią:

      I zakocham się w rycerzy popiołach

      I popioły mnie zapłodnią,

      A swatami będą dęby z płomieniem na czołach,

      A łożem ślubnym będzie stos rycerzy.

      Kto konając we mnie uwierzy,

      Skona spokojny;

      Ja go zemszczę lepiej od ognia i wojny,

      Lepiej niż sto tysięcy wroga,

      Lepiej od Boga…

      HARFIARZE

      Idźmy! Wróżkę szał porywa.

      Wychodzą.

      ROZA WENEDA

      O wróżka! Wróżka ludu nieszczęśliwa!

      Ona ma serce… Lecz noc już… już ciemno!

      Chodźmy umarłych palić… Duchy, ze mną!

      Odchodzi.

      Akt I

      Scena I

      Pole nad Gopłem. LECH, GWINONA, SYGOŃ, GRYF, wchodzą zbrojni.

      LECH

      Zapalić ognie na pobojowisku

      I tu mi wzięte przyprowadzić jeńce.

      Wchodzą DERWID z harfą złotą w ręku, LELUM i POLELUM w łańcuchach.

      SYGOŃ

      Z ręki mu złotej harfy nie wydarto,

      Jest to Wenedów król z dwoma synami.

      LECH

      do Derwida.

      Cóż myślisz, starcze, o ludach zachodnich?

      Wczora ty byłeś panem tej krainy,

      Dzisiaj do ciebie nie należy głowa,

      Która rządziła wczoraj tymi ludy.

      Szaty na sobie teraz porozdzieraj,

      Okup się, starcze, łzy brylantowymi,

      Bo ci czekanem łeb roztrzaskam siwy.

      Do Lelum i Polelum.

      Cóż to szczekacie jak psy łańcuchami?

      Cóż to, niedźwiedzie, uczcie się pokory!

      Gdzie mój kat? Ten mi człowiek plunął w oczy.

      Że ja maleńki, to on mną pogardza,

      A wiem, że mego miecza nie udźwignie.

      Gwinono, patrzaj, jaki to lud rosły.

      Ja komar, i krew z niego wycedziłem

      I wycisnąłem w ręku jak cytrynę.

      Jak się Czech dowie, to nie będzie wierzył.

      Poślę mu tego starca w podarunku,

      I tych dwu młodych poślę królewiców,

      Niechaj porobi z nich obudwu psiarzy.

      GWINONA

      Ja chcę usłyszeć ich głos. Każ, niech mówią.

      LECH

      Psy, łatwiej zmusić ich, aby jęczeli.

      GWINONA

      Ta harfa musi być zaczarowana.

      LECH

      Na Boga! Prawdę mówisz, moja lwico,

      Ta harfa musi być zaczarowana.

      Stary! Czy w harfie twojej siedzi diabeł,

      Że tak o nią dbasz? Na Boga! To mruki!

      My tu przed nimi jak na nitce wróble,

      A oni patrzą z góry jak na frygi.

      Gryfie, odprowadź ich do Rzymskiej wieży,

      Jak się wygłodzą, to głos odzyskają.

      DERWID, LELUM, POLELUM wychodzą pod strażą.

      To głuchoniemy jakiś lud, Gwinono,

      I głuchoniemy król. Na koń! Hej, na koń!

      Ufundujemy na trupach królestwo.

      Wychodzą wszyscy.

      Scena II

      Cela pustelnika podobna kształtem do wnętrza czaszki olbrzymiej. W głębi obraz N. Panny na dnie złotym. ŚWIĘTY GWALBERT i ŚLAZ.

      ŚWIĘTY GWALBERT

      Splamiłeś moje oczy, mości Ślazie,

      Wlazłem za twoją poradą na sosnę,

      Splamiłeś moje oczy krwi widokiem.

      To sprawa diabła, przybyłem nawracać

      A jacyś ludzie przybyli wycinać;

      Wycięli prędzej, niż ja nawróciłem;

      Za to się trzeba aż do krwi biczować

      Mnie, jako panu, tobie, jako słudze,

      A obu jako sługom Pana Boga.

      ŚLAZ

      Et fit voluntas tua.

      ŚWIĘTY GWALBERT

      Tak, tak, Ślazie.

      Et fit voluntas tego, co na niebie.

      A jednak szkoda, że ten lud wycięto,

      Bo lud był dobry, choć niechrześcijański.

      ŚLAZ

      Domine, wszyscy więc poszli do piekła?

      ŚWIĘTY GWALBERT

      Ziemia przed krzyżem krwią czerwoną ściekła,

      Z tej krwi wybuchnie płomień w kształcie krzyża.

      Śmierć kruszy ciała, lecz wieczność przybliża.

      Narody będą wkrótce okupione;

      Widziałeś, Ślazie, komety czerwone

      Z długimi chwosty, co tu wróżą zmianę,

      Komety, co jak wiedźmy rozczochrane,

      Goniły za mną aż od Jeruzalem,

      Grożąc mi chłostą, krzyżem, albo palem.

      Cóż mi zrobiły? Kiedy będzie trzeba,

      Te straszne gwiazdy palcem zetrę z nieba.

      Bóg swemu słudze, za wiek długi trudów,

      Przerażających da godzinę cudów.

      Cóż mi ten mocarz, co tu krwawi lasy?

      Nowy Faraon, wejdę z nim w zapasy,

      Złamię i różdżkę ognistą otrupię;

      A potem jedną łzą gorącą kupię

      Żywot dla niego wieczny i zbawienie.

      ŚLAZ

      Domine, z czego, proszę, są promienie,

      Które