Wciskam mu w dłonie choinkowy łańcuch, który cały czas trzymałam, i pewnym krokiem wychodzę z salonu. Bruno nic nie odpowiada, nie próbuje mieć ostatniego słowa w tej dyskusji, ale nie muszę się za siebie oglądać, by wiedzieć, że ciągle szeroko się uśmiecha.
Rozdział 7
Cały dzień spędzam w pokoju ze swoim laptopem na kolanach. Próbuję przekonać samą siebie, że wcale się nie ukrywam, ale prawda jest inna.
Pewien nieproszony gość naruszył moje terytorium. Nie oszczędził nawet lodówki. Nie tak wyobrażałam sobie te święta. Może nie jestem dobrą osobą? Może powinnam przyjąć z otwartymi ramionami tego strudzonego wędrowca, tak jak nakazują Biblia i dobre obyczaje?
Tylko dlaczego ten strudzony wędrowiec żłopie mleko prosto z kartonu, robi mi z mózgu papkę i sprawia, że zaczynam poważnie myśleć o lekach na nadciśnienie?
Jestem beznadziejna! Nawet teraz nie potrafię wyrzucić go ze swojej głowy.
Przeglądam maile i z wysiłkiem omijam wiadomości z firmy. Wygląda na to, że nie mogą sobie beze mnie poradzić nawet przez kilka dni. Czytam tylko wiadomość od Karoliny, która przesłała mi szaloną fotkę z kolejnej imprezy.
Zazdroszczę jej tego, że potrafi wrzucić na luz i wyjąć kij z tyłka. Ja, nawet będąc tutaj, trzymam się swoich zasad. Mimo że zamieniłam biurową garsonkę na sweter w renifery, mentalnie ciągle jestem tą sztywną panią menadżer, która musi spełnić oczekiwania wobec samej siebie. Nadal przeglądam w myślach sprawy, które mam do załatwienia, gdy wrócę z urlopu. W dodatku myśl o Dominiku uwiera mnie jak kamień w bucie. Aktualnie to ktoś inny, kto przyjechał tutaj tak niespodziewanie, skuteczniej mnie rozprasza.
Jestem niemal pewna, że gdybym uległa temu komuś i zgodziła się na przelotny romans, zapomniałabym o problemach, pracy i szarej codzienności. To byłby chillout na całego. Bardzo gorący chillout.
Brzmi kusząco.
Nerwowo kręcę głową. To nie ma prawa się wydarzyć. Byłabym tylko kolejną zaliczoną stacją na jego (zapewne długiej) trasie. Jak wpisałby mnie na swojej liście panienek do zaliczenia? Gorąca zołza z biura? Nudna pani menadżer? A może: zarozumiała siostra kumpla?
Prędzej umrę, niż dam mu taką satysfakcję.
Żeby zająć czymś głowę, opisuję w mailu do Karoliny ze szczegółami, jak przypadkowo upiekłam kosmiczne ciasteczka i ujarałam własnych rodziców. Będzie ze mnie dumna.
Gdy się ściemnia i burczenie w brzuchu nie daje mi spokoju, postanawiam zejść na dół. Liczę na to, że Adam zabrał Brunona do miasta. Kto wie, może właśnie siedzą w barze, opróżniają kufle z piwem i podrywają lokalne piękności?
Przystaję na schodach, bo z kuchni dochodzą mnie odgłosy wesołej pogawędki. Rozpoznaję głos mojej matki i… jego.
Staję w progu i widzę przedziwną scenę: mama siedzi na krześle w pozycji, którą dwunastoletni siostrzeniec Karoliny pewnie nazwałby „luzacką”. Trzyma w dłoni kieliszek i śmieje się z czegoś do rozpuku. Po przeciwnej stronie siedzi Bruno i właśnie dolewa sobie wina. Na stole widzę dwie butelki, tym razem nie pinot noir, a merlota.
– O, dobrze cię widzieć, skarbie. Może wina? – Mama rozpromienia się aż za bardzo. Na kilometr widać, że jest wstawiona.
– Nie, dzięki. Wypiłaś już za nas obie – stwierdzam z dezaprobatą.
– Zawsze była taka sztywna? Nawet jako dziecko? Założę się, że w szkole nikt jej nie lubił. – Bruno zwraca się do mojej matki, zupełnie jakby nie było mnie obok.
– Skądże znowu! Była duszą towarzystwa! A jako nastolatka nie mogła opędzić się od adoratorów! Dopiero praca w tej pożal się Boże firmie tak ją zmieniła. Ma trzydzieści lat, a mentalność emerytki.
– Możesz przestać pić i mnie obrażać, mamo? – wypalam, bo moje nerwy nie wytrzymują i zrywają się ze smyczy.
– To tylko kilka kieliszków do kolacji – szybko protestuje. Zbyt gwałtownie, jak na mój gust.
– Gdzie ojciec? – pytam, ignorując zaciekawione spojrzenie Brunona, które błądzi po mojej twarzy.
– Tam, gdzie zwykle. – Mama wzrusza ramionami i dolewa sobie wina. – Pewnie siedzi w barze, zgrywa młodzieniaszka i podrywa młode kelnerki na swoje nowe auto. Pieprzony hipokryta!
– Julio, po co te nerwy? Mówił, że jedzie na zakupy. Pewnie niedługo wróci. – Bruno brzmi, jakby próbował ratować sytuację. Chce mi się wymiotować, gdy słyszę, jak się z nią spoufala.
– Możemy pogadać? Na osobności – zwracam się do niego, a mój stanowczy ton nie pozostawia wątpliwości, że to ważne i lepiej, żeby nie próbował się wykręcać.
– Nie skończyliśmy, kochanieńki – bełkocze mama. – Męża chyba się dziś nie doczekam, a narobiłam tyle kanapek, że ktoś musi to zjeść.
– Dziękuję, Julio. Zjemy z Ewą na górze, chce mi pokazać… swoje projekty z firmy. – Bruno kłamie jak z nut, ale moja matka jest zbyt pijana, by to zauważyć. Wręcza mu talerz z kanapkami i znów sięga po butelkę.
– Ciągle tylko praca i praca. Wy, młodzi, marnujecie swoje najlepsze lata. Ani się obejrzycie, a będziecie tacy jak ja: starzy i samotni.
– Mamo, a co powiesz na to, żebyśmy w któryś dzień skoczyły razem na zakupy? Jak za dawnych czasów. Potrzebuję jakiejś sukienki – proponuję szybko, bo nie mogę znieść tego, w jak kiepskim jest stanie.
Mama przystaje na moją propozycję i od razu wraca jej humor. Podśpiewuje pod nosem i zaczyna sprzątać kieliszki ze stołu. Zauważam, że Bruno przygląda mi się bez cienia drwiny. Jakby rozumiał moje zdezorientowanie.
Idziemy w milczeniu na górę. Wchodzę do swojego pokoju, z ciężkim westchnieniem siadam na łóżku i patrzę na niego zmęczonymi oczami. Odstawia talerz z kanapkami na stolik nocny i nie wie, gdzie podziać swoje spojrzenie. Zupełnie jakby dopadły go wyrzuty sumienia.
– Te święta nie miały tak wyglądać, a ty tylko wszystko utrudniasz – mówię cicho.
– Przepraszam. Nie miałem pojęcia… czy ona…?
– Czy przesadza z alkoholem? Na to wygląda – odpowiadam, unikając jego spojrzenia. – Byłam pewna, że jest w porządku, a nagle wszystko się sypie. Moja matka pije, ojciec ma kryzys wieku średniego… – Nic nie mogę poradzić na to, że pod koniec zdania mój głos się załamuje.
– Kurwa, gdybym wiedział, w życiu nie wypiłbym z nią tego wina. – Bruno zaczyna nerwowo chodzić po pokoju.
– Nie jesteś niczemu winien. To ja zawaliłam na całej linii. Może gdybym bywała tutaj częściej, coś bym zauważyła.
– Nie stawiaj sobie nierealnych oczekiwań, Ewa. Nie możesz być jednocześnie wzorową córką, doskonałą pracownicą, oddaną przyjaciółką i tak dalej. Ideały nie istnieją, więc nie rób sobie wyrzutów. – Bruno podchodzi do łóżka i kuca naprzeciw mnie. Jego słowa i kojący głos są jak opatrunek dla mojej duszy.
Gdy kładzie mi dłonie na ramionach i zaczyna powoli je rozmasowywać, patrząc mi przy tym w oczy, nie mogę się poruszyć. Zaciągam się jego zapachem, aromatem cytrusów, piżma i czegoś bardzo męskiego, co budzi we mnie mroczne instynkty. Choć ten mężczyzna działa mi nerwy, chciałabym teraz, by mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie