Ale w pół godziny nie udało się wyrobić. Dziewczyna zadzwoniła po swojego chłopaka, a kierowca śmieciarki do swojego kierownika.
Sasza i Jura rysują w radiowozie schemat kolizji. Oprócz jasno skonstruowanego schematu potrzebne jest jeszcze podpisane przez kierowcę śmieciarki przyznanie się do winy. Wtedy sprawę będzie można zamknąć. Problem w tym, że jeśli kierowca weźmie winę na siebie, straci robotę.
Dlatego Jura radzi chłopakowi właścicielki pechowej toyoty, by „wziął śmieciarza w obroty”. Oboje z Saszą biorą zaś w obroty jego szefa.
Sasza stara się, by emocje sięgnęły zenitu: najpierw ogłasza, że kierowcę śmieciarki należy wyprowadzić i rozstrzelać, potem dodaje:
– Z tobą i tak jeszcze po ludzku rozmawiają, jeśli we mnie byś wjechał, chybabym cię zabił.
Po godzinie wzmożonego nacisku kierowca się załamuje. Bierze na siebie winę. Odjeżdżamy.
23.56
W radiowozie nigdy nie jest cicho.
Krzyczy radio Dobre Piosenki. Leci właśnie epicka kompozycja: „Smażymy, smażymy, smażymy razem kartofle, całą, całą noc”.
Szumi i ciągle odzywa się służbowa radiostacja. „Sprawdź go”, „Posterunek 58, ogłuchliście czy co? Gdzie jesteście?”, „47, jakie chcesz fajki?”, „122, takie jak zwykle, powtarzam, takie jak zwykle”. Słychać też rozmowy szyfrem: „Zero–zero”, „Dwa zera”, „Zero–zero–zero–zero”. To znaczy: zrozumiałem.
Do Saszy dzwoni znajomy. Jest spanikowany. Dziś podczas zmiany pasa uderzył w inny samochód i uciekł z miejsca wypadku. Prosi o pomoc.
– Nikt cię nie będzie szukał – uspokaja go Sasza. – Wiesz, ile dziennie mamy takich spraw? Nawet jeśli ktoś zapamiętał twój numer rejestracji… No wrzucą go do bazy danych. I co, myślisz, że ktokolwiek się tym zajmie? Po prostu trzy–cztery dni nie wsiadaj do samochodu.
Jura tymczasem zarabia pieniądze. Dziś przez telefon poproszono go o pomoc. „Jednemu człowiekowi” trzeba oddać prawo jazdy, odebrane za znaczące przekroczenie prędkości. Jura podał cenę: piętnaście tysięcy rubli (według niego prawo jazdy można wyciągnąć nawet w czasie toczącej się już przeciwko kierowcy sprawy sądowej, choć to, rzecz jasna, będzie kosztowało znacznie więcej, jakieś sto–dwieście tysięcy).
Jura od razu zabrał się do realizowania zlecenia. Obdzwania właśnie kolegów, by dowiedzieć się, kto konkretnie, z jakiego paragrafu odebrał dokumenty i na jakim etapie stoją sprawy. Wychodzi na to, że nad rozwiązaniem problemu pracuje już pół mundurowej Moskwy, więc Jura głosem urażonego menedżera mówi pośrednikowi przez telefon:
– Nie będziemy się tym zajmować. Okazujecie nam brak zaufania i szacunku, informując o sprawie innych funkcjonariuszy. Tylko tracimy przez was czas.
Rozmówca kaja się, przeprasza w imieniu swojego klienta i gwarantuje, że człowiek, który potrzebuje prawa jazdy, natychmiast przywiezie pieniądze. I rzeczywiście, kwadrans później podjeżdża do nas czarny lexus. Kierowca jest rozemocjonowany:
– Wszystko zrobiłem, jak trzeba! Mówię mu: „Chłopie, dziesięć procent twoje”, on na to: „Prawo jazdy proszę”. I po prostu mi je zabrał! Co to za bezprawie? Co się teraz na drogach wyprawia?
Jura go uspokaja i prowadzi do radiowozu. Mnie wypraszają z samochodu. Dziesięć minut później kierowca lexusa wychodzi. Siadam z powrotem na tylnym siedzeniu. Jedziemy do następnego wypadku.
00.32
Przednie opony citroëna są w strzępach. Leżą na felgach jak zbity pies. Obok stoi bmw bez prawego lusterka. Po całej szosie ciągną się ślady hamowania – bmw jechało środkowym pasem, gdy citroën zaczął wyprzedzać prawą stroną i doszło do zderzenia. Kierowca citroëna, sprawca wypadku, zbiegł. Świadkowie mówią, że był pijany.
Świadkowie to pięciu młodych chłopaków. Jechali lexusem zaraz za bmw. Kierowca bmw, Swiatosław Naumowicz, niczego nie zdążył zauważyć, poczuł tylko huk i uderzenie ze straszną siłą.
– Jak najmocniej trzymałem kierownicę. Starałem się nie stracić kontroli nad autem. Gdybym tylko puścił, już byłoby po mnie, tu nie ma słupków, wjechałbym na przeciwległą stronę.
Sasza podaje przez radiostację rysopis pijanego.
– Pomarańczowa koszulka, klapki na bosych stopach, wzrost około stu osiemdziesięciu centymetrów. Numer rejestracyjny… Zbiegł w stanie nietrzeźwym, wyjeżdżał z Moskwy.
Swiatosław Naumowicz nie może się uspokoić. Dziesiąty raz podchodzi do radiowozu, po raz enty opowiada szczegóły wypadku, obiecuje „posadzić skurwysyna”. Numer blach bmw jest charakterystyczny: to seria „AAA”. W przeszłości trzema „A” oznaczano samochody FSB i miejskiej administracji. Ale chłopaki wyjaśniają mi, że dziś to już jedynie „popisówka i duże pieniądze”.
– Od dwóch lat nie zwracamy na takie blachy uwagi.
Pół godziny po zderzeniu znajdują się klucze od citroëna. Okazało się, że pijany kierowca wyrzucił je w pobliżu, a świadkowie znaleźli. Idziemy obejrzeć samochód. Dokumentów brak, ale w środku są kopie raportu z innego wypadku drogowego. Sasza głośno czyta go Swiatosławowi Naumowiczowi. W dokumencie podano imię, nazwisko oraz adres zamieszkania właściciela citroëna. Naumowiczowi aż błyskają oczy.
– Tylko bez żadnych prywatnych wizyt z bronią – zastrzega Sasza. – On sam do nas jutro przyjedzie, jak wytrzeźwieje. Powie, że „uciekał w szoku powypadkowym”.
2.29
– Samochód to najgorszy wynalazek ludzkości – mówi z poważną miną Jura. – W okamgnieniu możesz stracić wszystko: pracę, zdrowie, życie, wpaść w długi.
Do wypadku z ofiarami śmiertelnymi chłopaki są wzywani średnio raz na dwa tygodnie. Najczęściej przyjeżdżają jeszcze przed karetką. W pierwszej kolejności dokładnie oglądają poszkodowanych i dzwonią do dyżurnego batalionu, by ten wezwał pogotowie. Dyżurny długo wypytuje o szczegóły: wiek poszkodowanych, charakter ran, by wiedzieć, jaką pomoc i ile wozów przysłać. Funkcjonariusze nie udzielają pierwszej pomocy.
– Moglibyśmy jeszcze zaszkodzić.
Potwierdzają, że to, co się mówi o spadających butach, „prawie zawsze” okazuje się prawdą. Jura opowiada, że widział kiedyś stojące na drodze ciasno zawiązane męskie pantofle.
I jeszcze, że pijanym częściej udaje się przeżyć.
By zachować szansę na życie, trzeba się zapiąć pasami.
– Nie bez powodu ciągle u nas podwyższają mandaty za brak pasów – tłumaczy Jura. – Kiedy zacząłem pracę, płaciło się dwadzieścia rubli, teraz pięćset. A i to za mało.
Wspominają dziesiątki wypadków, gdy w jednym samochodzie jechali mąż z żoną, matka z córką, dwie koleżanki. Jedno było przypięte, drugie nie. Potem to pierwsze szło na pogrzeb drugiego.
Ale i tak najważniejszy jest dobry samochód: BMW, Volvo, Lexus, Audi, „praktycznie wszystkie niemieckie marki”, a zwłaszcza wychwalany przez chłopaków z drogówki Mercedes McLaren.
– Ma masywną i trwałą maskę. To dwa i pół metra życia.
Narzekają na małolitrażowe auta. Przy wypadku odskakują daleko i zderzaki wbijają się do wnętrza samochodu. A łady wszystkich modeli, od jedynki do siódemki, drogówka nazywa „grobami na kółkach”.