– Pewnie już całe Southwold gada, że mam romans z Sebastianem Giraultem – mruknęła, parkując przed domem.
Sama jak zwykle nie było. Amy wykąpała dzieci, przeczytała im bajkę na dobranoc i utuliła je do snu. Wyciągnęła z głębi torebki dwadzieścia funtów, żeby dołożyć je do pieniędzy odkładanych na czarną godzinę, które chowała w puszce na dnie szafy, żeby nie znalazł ich Sam. Potem usiadła przy piecyku, z książką Sebastiana Giraulta, czekając na męża. Miała nadzieję, że nie wróci zbyt pijany. Kiedy zaczęła czytać, musiała przyznać, mimo oporów wobec autora jako człowieka, że to świetna, wzruszająca powieść. Na pewno ktoś, kto pisze z takim smutkiem i zrozumieniem o ludzkich emocjach, nie może być całkiem zły?
Spojrzała na płomienie. To, co powiedziała dziś Marie, to jakaś głupota. Dlaczego tak wybitny człowiek jak Sebastian Girault miałby interesować się przeciętną, pracującą na pół etatu recepcjonistką, matką dwójki dzieci?
Usłyszała kroki na ścieżce przed domem i zatrzasnęła książkę. Jak zwykle, kiedy Sam wracał z pubu, serce zaczęło jej walić. Frontowe drzwi otworzyły się z impetem i do pokoju wszedł Sam.
– Cześć, kochanie. – Nachylił się, by ją pocałować, i poczuła w jego oddechu znajomy odór piwa. – Widzę, że odzyskaliśmy samochód, dzięki Bogu.
– Rzeczywiście – szepnęła. – Niestety, kosztowało to ponad trzysta funtów.
– Chryste. Skąd wzięłaś na to pieniądze?
– Na szczęście właśnie wpłynęła na moje konto pensja. Zapłaciłam kartą, ale musiałam zrobić debet, więc resztę miesiąca musimy jakoś przeżyć na zupie i pieczonych ziemniakach.
Czekała nerwowo na jego reakcję, ale Sam opadł tylko na kanapę i westchnął.
– O Boże, kochanie, przykro mi, ale jak się powiedzie, wszystko to będzie już niedługo za nami.
– To dobrze. – Poczuła ulgę, że Sam patrzy na sytuację pogodnie i z optymizmem. – Jesteś głodny?
– Zjadłem zapiekankę i frytki w drodze do domu.
– No tak. Wybacz, Sam, ale chyba przez następne tygodnie musisz zrezygnować z takich przekąsek, bo nie damy rady finansowo.
– Chcesz powiedzieć, że po dniu ciężkiej pracy człowiek nie może sobie pozwolić na torebkę frytek?
– Mówię tylko, że mocno przekroczyliśmy stan konta i musimy przede wszystkim zadbać o dzieci, póki nie wyjdziemy z długów. Sarze trzeba koniecznie kupić nowe buty, a Jake’owi kurtkę i…
– Przestań wpędzać mnie w poczucie winy!
– Wcale tego nie robię. Po prostu takie są fakty. W tym miesiącu na nic nie mamy pieniędzy, naprawdę.
– Wiesz co… – Sam pokręcił głową i oczy mu pociemniały – stajesz się taką żoną, przez którą mężczyźnie aż nie chce się wracać do domu. – Podniósł się i ruszył w jej stronę.
– Przepraszam, naprawdę… Wyjdę na chwilę. Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.
Wstała, złapała kurtkę, podskoczyła do drzwi i wypadła na zewnątrz, zanim zdołał ją zatrzymać.
– Świetnie – rzucił kpiąco. – Jak zwykle uciekasz od kłótni, zamiast z miejsca wszystko wyjaśnić. Miss Ofiarności, Idealna Mamuśka i Żona, Miss…
Amy reszty już nie słyszała. Szła szybko w kierunku miasta, oczy piekły ją od łez. Nauczyła się, że wyjście z domu to najlepsza strategia, kiedy Sam jest pijany. Przy odrobinie szczęścia, jeśli pospaceruje dość długo, on do jej powrotu zaśnie już na kanapie. A jej świeże morskie powietrze pomoże zebrać myśli. Wieczór był pogodny. Amy maszerowała nabrzeżem, aż trafiła na ławkę. Usiadła i zapatrzyła się w ciemność, wsłuchana w fale uderzające o piasek.
Ogrom oceanu zawsze sprawiał, że czuła się nieważna. To pomagało spojrzeć na wszystkie problemy z większym dystansem. Oddychała głęboko do rytmu fal, próbując się uspokoić. Za oceanem były miliony ludzi, których życie zrujnowały wojna, bieda i głód. Codziennie gdzieś umierały dzieci, chore, bezdomne, osierocone, okaleczone…
Amy starała się skupić na tym, co dobre. Nawet jeśli nie było jej lekko, a Sam bywał trudny, to miała dwójkę zdrowych dzieci, dach nad głową, jedzenie…
– Pamiętaj, jesteś tylko jedną z miliardów mrówek wędrujących po ziemi, walczących o przetrwanie – powiedziała w powietrze.
– Bardzo poetyckie stwierdzenie. I bardzo trafne – usłyszała za sobą czyjś głos.
Zerwała się z ławki i odwróciła, instynktownie unosząc w obronnym geście ręce. Patrzyła na wysoką postać w długim płaszczu i filcowym kapeluszu naciągniętym na oczy dla ochrony przed wiatrem. Od razu poznała, kto to.
– Przepraszam, że cię przestraszyłem. Chyba już się znamy.
– Tak. Co ty tu robisz?
– Mógłbym ci zadać to samo pytanie. A jeśli chodzi o mnie, wyszedłem na wieczorny spacer, zanim zamknę się na kolejne osiem godzin w hotelowym pokoju.
– Widziałam, że wyprowadziłeś się od nas.
– Tak. Wolę mieszkać gdzieś, gdzie mogę liczyć na ciepłą wodę i nie muszę doprowadzać recepcjonistek do łez.
– Ach, tak. – Amy usiadła z powrotem na ławce.
– Jak przypuszczam jesteś tu, bo chcesz pobyć trochę sama?
– Tak – rzuciła krótko.
– Rozumiem, ale zanim pójdę w swoją stronę, muszę się upewnić, że to nie moje ostre słowa sprzed paru tygodni wprawiły cię w ten ponury nastrój.
– Jasne, że nie. Naprawdę, nie moglibyśmy po prostu zapomnieć o tej sprawie?
– W porządku. Jeszcze jedno pytanie. Miałaś okazję przeczytać moją książkę?
– Kawałek.
– I?
– Jest świetna – powiedziała szczerze.
– Miło mi.
– Jesteś pisarzem. Wiadomo, cieszysz się, że komuś podoba się twoja książka.
– A szczególnie jeśli tobie. No dobrze. Już sobie idę. Zostawię cię z twoim oceanem.
– Dzięki. – Amy spojrzała na niego i nagle poczuła wyrzuty sumienia, że tak go potraktowała. – Słuchaj, przepraszam, nie chciałam być niegrzeczna. Po prostu jestem trochę zdołowana.
– Nie przepraszaj. Wierz mi, znam to i niekiedy jeszcze mnie dopada. Z gorzkiego doświadczenia powiem ci tylko, że zwykle to mija i po jakimś czasie jest lepiej, jeśli człowiek stara się myśleć pozytywnie.
– Od lat próbuję, z marnym skutkiem.
– To może powinnaś zastanowić się nad tym głębiej, znaleźć prawdziwą przyczynę, dlaczego czujesz się nieszczęśliwa, i coś z tym zrobić.
– Mówisz, jakbyś cytował poradnik.
– Tak. Przeszedłem kursy, terapię, dostałem koszulkę na zakończenie. Coś o tym wiem.
– Wybacz, że tak mówię, ale dla mnie to tylko cholerne użalanie się nad sobą. Jak człowiek ma dwójkę dzieci, pracuje i stale brak mu pieniędzy, to po prostu musi sobie z tym radzić.
– Należysz więc do brygady „trzeba wziąć się