Miłość z widokiem na Śnieżkę. Agnieszka Olejnik. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Olejnik
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-973-2
Скачать книгу
ale bezpiecznego rytmu.

      – Nie mam czasu na głupoty – mruknął do siebie, bo naprawdę powinien już dopić kawę i zbierać się do pracy. Lubił być w szkole nieco wcześniej, parę minut przed przerwą; wtedy można było bez problemów dostać się do kserokopiarki.

      Zamierzał właśnie wyłączyć radio, gdy jego uwagę zwróciła treść zwycięskiej pracy konkursowej.

      – Było oczywiste, że Szymon pojedzie na bal – czytała aktorka niskim, wibrującym głosem, przesadnie akcentując niektóre słowa. – Na myśl o tym, że będzie tańczył z innymi dziewczynami, moje serce ściskało się z żalu. Wiedziałam, że jeszcze nie ma partnerki na studniówkę i po cichutku liczyłam na to, że zaprosi właśnie mnie, ale jak dotąd nie poruszył tego tematu.

      Przez chwilę nie mógł się poruszyć. Czy to możliwe, że… Nie, to jakaś bzdura, zwyczajny zbieg okoliczności! Szymonów są tysiące, tysiące Weronik, tysiące balów i studniówek…

      – To ze mną się śmiał na głupawych komediach i bał na horrorach w naszym ulubionym kinie Muza – przeczytała aktorka.

      Nie, to już nie wyglądało na przypadek! Mieli z Weroniką takie kino, maleńkie, kameralne. Zawsze siadali w ostatnim rzędzie, bo Szymon był za wysoki i zasłaniałby głową ekran osobom siedzącym z tyłu.

      A więc to Weronika?! Naprawdę ta Weronika napisała do radia o tamtym balu?! Jego Weronika?!

      – Tyle że nasza opowieść to nie był film o miłości. To była tylko sentymentalna, lecz w gruncie rzeczy nudna historia pewnej przyjaźni z głupimi mrzonkami naiwnej dziewczyny w tle… – ciągnęła Klara Jakaś-tam.

      – Jak to nie o miłości! – zawołał Szymon. – Przecież kochałem się w tobie nieprzytomnie!

      Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że krzyczy. Ręce mu dygotały, gdy słuchał dalszego ciągu opowieści. To się wydawało niemożliwe! Przecież chciał, bardzo chciał zaprosić ją na studniówkę, ale zgasiła go, powiedziała, że nie idzie, wspomniała o chorobie taty, a on poczuł się jak smarkacz; było mu głupio, że w ogóle ją zapytał.

      Wysłuchał do końca wspomnienia Weroniki, po czym wciąż tak samo roztrzęsionymi rękami otworzył laptopa. Spiker mówił coś jeszcze o odbiorze nagrody, głosem pełnym ekscytacji zachwalał Bal Ducha Gór, lecz do Szymona nie docierały te słowa – gorączkowo szukał w internecie witryny rozgłośni, by znaleźć numer telefonu. Musiał się skontaktować z Weroniką! Musiał jej wytłumaczyć…

      Omal nie spóźnił się do pracy. Przez całą tę historię z konkursem wybiegł z domu w ostatniej chwili, jechał jak wariat, a i tak wpadł do pokoju nauczycielskiego, kiedy rozległ się już dzwonek na lekcję. O kserowaniu materiałów nie było mowy.

      Trudno, lekcja o zwyczajach świątecznych będzie w środę – pomyślał. – Dziś zrobimy powtórkę słownictwa zimowego.

      Do radia dodzwonił się ostatecznie dopiero po pracy. W rozgłośni w ogóle nie chcieli z nim rozmawiać.

      – Ochrona danych osobowych – oznajmił sucho redaktor. – Przecież na pewno pan rozumie, że nie mogę panu podać numeru telefonu ani nawet nazwiska tej pani…

      – Ale to ja jestem tym Szymonem ze wspomnienia! – zawołał, choć doskonale wiedział, że to nie ma najmniejszego znaczenia. – Muszę jej wszystko wyjaśnić!

      – Przykro mi, nie mogę panu pomóc.

      Rozłączył się i rozejrzał bezradnie po wnętrzu samochodu. Wciąż stał na parkingu przed szkołą. W głowie miał zupełny mętlik. Odnosił wrażenie, że myśli obijają mu się wewnątrz czaszki niczym piłeczki podczas losowania lotto.

      To niemożliwe – powtarzał sobie.

      Takie rzeczy się nie zdarzają, w każdym razie nigdy nie słyszał o kimkolwiek, komu przytrafiłaby się taka historia! A jednak się dzieje, przytrafia się właśnie mnie, właśnie nam dwojgu. Tyle że Weronika o tym nie wie. Nie wie, że on słuchał jej opowieści i że ma swoją wersję wydarzeń, nieco inną. Trzeba je złożyć w całość, ona po prostu musi go wysłuchać!

      Usiłował sobie przypomnieć, co jeszcze napisała. Jakiekolwiek wskazówki: czy wyszła za mąż, czy ma dzieci, gdzie może teraz mieszkać. Nie słuchał uważnie, był zbyt podekscytowany, może nawet odrobinę przestraszony – w końcu nie co dzień człowiek słucha w radiu o samym sobie… Właściwie jedynym, co zapamiętał, były zdania o tym, że chciała, aby ją zaprosił na studniówkę, poprosił do tańca, żeby objął, pocałował.

      I jeszcze jedno – „smutna jak życie”. Tak to brzmiało. Że ta historia jest smutna jak życie. O czym to mogło świadczyć, jeśli nie o tym, że jej się nie układa? Może także jest samotna? Może nie jest szczęśliwa w związku?

      Ale czy w takim razie wzięłaby udział w konkursie? Jeśli ktoś chce wygrać dwuosobowe zaproszenie na bal, to najwyraźniej ma z kim na ten bal pójść… Szymon spierał się w myślach sam ze sobą.

      Gdyby kogoś miała – odpowiedział sobie natychmiast – nie pisałaby o dawnej miłości. Każdy mąż by się wściekł, słysząc takie wspomnienia na antenie lokalnego radia.

      Zanim wreszcie dojechał do domu, był rozemocjonowany aż do bólu głowy. Z tego wszystkiego zapomniał, że nic nie jadł. Miał tylko dwie godziny do zajęć w szkole językowej, ale postanowił poświęcić je na poszukiwania. Żołądek skurczył mu się boleśnie, ale on zaparzył sobie tylko trzecią kawę i usiadł do laptopa. Jak mógł wcześniej nie wpaść na ten pomysł! Ona może mieć konto na Facebooku! Prawie wszyscy mają w dzisiejszych czasach.

      Szymon także miał, choć po prawdzie niewiele na nim zamieszczał. Jakieś dwa zdjęcia wyjątkowo dużej ryby złowionej kiedyś z synem podczas pobytu u dziadków, kilka udostępnionych artykułów na temat strajku nauczycieli – nic osobistego.

      Jak ją znaleźć? Zaczął od nazwiska panieńskiego, ale szczerze mówiąc, nie wierzył, aby to mogło się udać „Weronika Lasota” – wpisał. Wyświetliło mu się kilkanaście profili. Przejrzał je wszystkie, ale żaden z nich z całą pewnością nie należał do jego Weroniki. No tak, taka dziewczyna jak ona musiała wyjść za mąż. Tylko skąd on miałby wiedzieć, jak się teraz nazywa?

      Przyjaźniła się z Izą Kłosek, przypomniał sobie. Może tą drogą uda się do niej dotrzeć? Znów wpisał i znów fiasko. Zapewne Iza także zmieniła nazwisko. Pozostaje szukać chłopaków z czasów szkolnych. Może któryś z nich ma wśród znajomych Izę lub inną dziewczynę, która utrzymuje kontakt z Weroniką.

      * * *

      Telefon rozdzwonił się już trzeci raz, ale Weronika tylko zerknęła na wyświetlacz. Znowu Iza. Nie mogła odebrać, miała na dłoniach gumowe rękawiczki i nakładała pędzlem rozjaśniacz na włosy klientki, która właśnie opowiadała o chorobie ukochanego psa.

      Po tym rozjaśnianiu było kolejne, a potem strzyżenie bardzo gęstych włosów, tak więc oddzwonić do przyjaciółki mogła dopiero w porze obiadowej, jedząc zupkę chińską, którą zdążyła sobie zrobić między jedną a drugą klientką.

      – No, do ciebie się dodzwonić… – zaczęła Iza głosem pełnym pretensji. – Myślałby kto, że nie możesz używać w pracy telefonu!

      – Coś się stało? Dlaczego dzwoniłaś? – Weronika była zbyt znużona, aby tłumaczyć, dlaczego nie mogła odebrać.

      – A stało się, stało! Możesz teraz rozmawiać? Bo historia jest długa.

      – Mogę. – Chlipnęła zupki, bo zaczynała stygnąć, a na zimno zupełnie nie nadawała się do jedzenia. – Następną klientkę mam na