Czarna Kompania. Glen Cook. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Glen Cook
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788380626690
Скачать книгу
– rozkazał Kruk.

      Nerwy nie dokuczały mi, dopóki strzała nie znalazła się w powietrzu. Potem przeszył mnie zimny dreszcz.

      Strzała Kruka trafiła Kulawca pod lewym ramieniem. Schwytany wydał z siebie odgłos przywodzący na myśl pisk nadepniętego szczura. Wygiął się w stronę przeciwną do tej, w której stała Szept.

      Moja strzała ugodziła ją w skroń. Miała na głowie skórzany hełm, byłem jednak pewien, że impet ciosu zwali ją z nóg. Upadła w stronę przeciwną niż Kulawiec.

      Kruk wypuścił drugą strzałę. Ja spaprałem strzał. Rzuciłem łuk na ziemię i przeskoczyłem nad kłodą. Trzecia strzała Kruka przeleciała ze świstem obok mnie.

      Gdy dobiegłem, Szept podniosła się już na kolana. Kopnąłem ją w głowę i odwróciłem się w stronę Kulawca. Strzały Kruka trafiły w cel, lecz nawet specjalny pocisk Duszołapa nie zakończył żywota Schwytanego. Usiłował wycharczeć zaklęcie przez gardło pełne krwi. Jego również kopnąłem.

      Kruk był już przy mnie. Zwróciłem się z powrotem ku Szept.

      Ta suka była rzeczywiście tak twarda, jak mówiono. Choć oszołomiona, usiłowała podnieść się, wyciągnąć miecz, wypowiedzieć zaklęcie. Ponownie zdzieliłem ją w łeb i wyrwałem jej broń.

      – Nie mam sznura – wydyszałem. – Kruk, masz jakiś sznur?

      – Nie. – Kruk stał bez ruchu, wpatrzony w Kulawca.

      Wytarta skórzana maska Schwytanego przechyliła się na jedną stronę. Usiłował ją wyprostować, by dostrzec, kim jesteśmy.

      – Jak, do diabła, mam ją związać?

      – Lepiej martw się, jak ją zakneblować.

      Kruk pomógł Kulawcowi poprawić maskę. Na jego twarz wypłynął ten niewiarygodnie okrutny uśmiech, który pojawia się, gdy nasz brat zamierza poderżnąć gardło komuś szczególnemu.

      Wyszarpnąłem nóż i zacząłem nim ciąć ubranie Szept. Broniła się. Co chwilę musiałem zwalać ją z nóg. Wreszcie zdobyłem skrawki materiału, którymi mogłem ją związać i zatkać jej usta. Powlokłem ją do stosu kamieni, oparłem o niego i odwróciłem się, by zobaczyć, co robi Kruk.

      Zerwał Kulawcowi maskę i odsłonił zniszczoną twarz Schwytanego.

      – Co wyprawiasz? – zapytałem. Wiązał Kulawca. Zastanawiałem się, po co zadawał sobie trud.

      – Pomyślałem, że może nie mam talentu do takich spraw. – Przykucnął i poklepał Kulawca po policzku. Od Schwytanego aż biła nienawiść. – Znasz mnie, Konował. Jestem stary mięczak. Zabiłbym go i uważałbym, że to starczy. On jednak zasługuje na cięższą śmierć. Duszołap ma większe doświadczenie w tych sprawach. – Zachichotał złowieszczo.

      Kulawiec usiłował zerwać więzy. Pomimo trzech ran wydawał się silny jak zawsze. Nawet pełen wigoru. Tkwiące w ciele drzewce strzał z pewnością mu nie przeszkadzały.

      Kruk ponownie poklepał go po policzku.

      – Hej, stary kumplu. Słówko ostrzeżenia, jak przyjaciel do przyjaciela… czy nie to mi powiedziałeś na godzinę przed tym, jak Gwiazda Zaranna i jej kompani zastawili na mnie pułapkę w miejscu, gdzie mnie posłałeś? Słówko ostrzeżenia? Tak. Uważaj na Duszołapa. Znalazł gdzieś twoje prawdziwe imię. Nie można przewidzieć, co taki typ jak on może zrobić.

      – Spokojnie z tym napawaniem się zemstą, Kruk – powiedziałem. – Uważaj lepiej na niego. Robi coś palcami.

      Kulawiec poruszał nimi rytmicznie.

      – Tak jest! – krzyknął Kruk ze śmiechem. Złapał za miecz, który zabrałem Szept, i odrąbał palce obu dłoni Schwytanego.

      Kruk dokucza mi, że nie piszę w tych Kronikach całej prawdy. Pewnego dnia może przeczyta te słowa i będzie mu przykro. Daję słowo, że tego dnia nie był miłym facetem.

      Miałem podobny problem z Szept. Wybrałem inne rozwiązanie. Ściąłem jej włosy i za ich pomocą związałem jej palce.

      Dręczył Kulawca tak długo, że nie mogłem już tego znieść.

      – Kruk, naprawdę dość już tego. Dlaczego się nie cofniesz, żeby mieć ich na oku?

      Nie otrzymaliśmy dokładnych instrukcji, co mamy robić, gdy już schwytamy Szept, doszedłem jednak do wniosku, że Pani przekaże tę informację Duszołapowi, który wkrótce nadleci. Musieliśmy tylko panować nad sytuacją do chwili jego przybycia.

      Magiczny dywan Duszołapa opadł z nieba pół godziny po tym, jak odegnałem Kruka od Kulawca. Wylądował w odległości kilku metrów od naszych jeńców. Schwytany zszedł z dywanu, przeciągnął się i spojrzał na Szept. Westchnął.

      – Paskudnie wyglądasz, Szept – zauważył swym rzeczowym, kobiecym głosem. – Ale zawsze byłaś brzydka. Tak jest. Mój przyjaciel Konował odnalazł ukryte papiery.

      Szept odszukała mnie swymi twardymi, zimnymi oczyma. Poczułem gwałtowne uderzenie jej wzroku. Raczej wolałem się odsunąć, niż to znosić. Nie poprawiłem Duszołapa.

      Ten zwrócił się do Kulawca. Pokiwał ze smutkiem głową.

      – Nie. To nie sprawa osobista. Twój kredyt się wyczerpał. To z jej rozkazu.

      Kulawiec zesztywniał.

      – Dlaczego go nie zabiłeś? – Duszołap spytał Kruka.

      Kruk usiadł na pniu większego ze zwalonych drzew, z łukiem na kolanach. Wpatrywał się w ziemię. Nie odpowiedział.

      – Doszedł do wniosku, że ty mógłbyś wymyślić coś lepszego – stwierdziłem.

      Duszołap roześmiał się.

      – Myślałem nad tym po drodze. Nic nie wydało mi się odpowiednie. Powiedziałem Zmiennemu. Jest już w drodze. – Spojrzał na Kulawca. – Narobiłeś sobie kłopotów, co? – powiedział. – A można by sądzić, że żyjąc tak długo, człowiek trochę mądrzeje. – Zwrócił się do Kruka. – Kruk, on jest nagrodą Pani dla ciebie.

      – Doceniam to – mruknął Kruk.

      Zdążyłem się już tego domyślić. Ja jednak też miałem coś z tego mieć, a nie dostrzegałem niczego, co choćby w najmniejszym stopniu spełniałoby któreś z moich marzeń.

      Duszołap wykonał swoją sztuczkę z czytaniem myśli.

      – Twoja się zmieniła, mam wrażenie. Jeszcze jej nie dostarczono. Usiądź wygodnie, Konował. Będziemy tu przez dłuższy czas.

      Usiadłem obok Kruka. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie miałem nic do powiedzenia, a Kruk pogrążył się we własnych myślach. Jak już powiedziałem, nie można żyć samą nienawiścią.

      Duszołap sprawdził więzy naszych jeńców, wciągnął w cień swój rozpięty na ramie dywan i usadowił się na stosie kamieni.

      Zmiennokształtny przybył w dwadzieścia minut później, równie wielki, brzydki, brudny i śmierdzący jak zawsze. Obejrzał sobie Kulawca, naradził się z Duszołapem, powarczał na swego wroga przez pół minuty, po czym wsiadł na latający dywan i odleciał.

      – On też przekazał to dalej – wyjaśnił Duszołap. – Nikt nie chce podjąć ostatecznej decyzji.

      – Komu mógł to przekazać? – zastanowiłem się. Kulawiec nie miał już więcej zaprzysiężonych wrogów.

      Duszołap wzruszył ramionami i wrócił na stos kamieni. Mruczał tuzinem różnych głosów, skrył się w sobie,