– Nikogo w wieku poborowym – zauważyłem.
Zsiadłem z konia i uklęknąłem przy cztero- lub pięcioletnim chłopcu. Czaszkę miał rozbitą, nadal jednak oddychał. Kruk opadł na ziemię obok mnie.
– Nie mogę nic poradzić – stwierdziłem.
– Możesz skrócić jego męczarnie. – W oczach Kruka ujrzałem łzy. Łzy i gniew. – Na to nie ma usprawiedliwienia. – Podszedł do trupa leżącego w cieniu.
Mógł mieć około siedemnastu lat. Ubrany był w kurtkę regularnych oddziałów buntowników. Zginął w walce.
– Na pewno był na przepustce – powiedział Kruk. – Jeden chłopiec dla ochrony ich wszystkich.
Wyjął łuk z martwych palców i wygiął go.
– Dobre drewno. Kilka tysięcy podobnych mogłoby wystarczyć, by wykończyć Kulawca.
Zarzucił łuk na plecy. Przywłaszczył sobie też strzały chłopca. Obejrzałem kolejnych dwoje dzieci. Nie mogłem już im pomóc. Wewnątrz spalonej chatyny trafiłem na ciało babci, która zginęła, próbując osłonić niemowlę. Na próżno.
Od Kruka biło obrzydzenie.
– Takie bydlaki jak Kulawiec stwarzają dwóch wrogów na miejsce każdego, którego niszczą.
Dotarło do mnie stłumione łkanie oraz przekleństwa i śmiech gdzieś przed nami.
– Zobaczmy, co to takiego.
Obok chaty natknęliśmy się na czterech martwych żołnierzy. Chłopak nie zginął bez walki.
– Świetnie strzelał – zauważył Kruk. – Biedny dureń.
– Dureń?
– Powinien mieć na tyle rozsądku, żeby uciec. Może wówczas obeszliby się z nimi łagodniej.
Zdziwiła mnie jego żarliwość. Co go obchodził chłopak z przeciwnej strony barykady?
– Martwi bohaterowie nie mogą liczyć na drugą szansę.
Aha! Zobaczył analogię z wydarzeniem ze swej tajemniczej przeszłości.
A potem ujrzeliśmy scenę zdolną napełnić niesmakiem każdego, kto był skażony choć odrobiną człowieczeństwa.
Dwunastu żołnierzy ustawionych w kręgu rechotało, opowiadając prostackie dowcipy. Przypominali psy, które, wbrew zwyczajom, nie walczyły o prawo do pokrycia suki, lecz ustawiły się w kolejce.
Wraz z Krukiem wsiedliśmy na konie, by widzieć lepiej. Ofiara była dziewięcioletnią dziewczynką. Naznaczoną śladami uderzeń. Była przerażona, nie wydawała jednak głosu. Po chwili zrozumiałem dlaczego. Była niema.
Wojna to okrutne zajęcie, wykonywane przez okrutnych ludzi. Bogowie wiedzą, że Czarna Kompania nie składa się z cherubinów. Są jednak pewne granice.
Przeklinał i łkał starzec, któremu kazali się temu przyglądać.
Kruk przeszył strzałą człowieka, który miał właśnie dobrać się do dziewczynki.
– Cholera! – wrzasnął Elmo. – Kruk!
Żołnierze zwrócili się ku nam, wyciągając broń. Kruk wypuścił kolejną strzałę, która powaliła człowieka trzymającego starca. Ludzie Kulawca stracili wszelką ochotę do walki.
Elmo szepnął:
– Białas, idź i powiedz szefowi, żeby przyciągnął tu swoje dupsko.
Jednemu z ludzi Kulawca przyszedł do głowy podobny pomysł. Oddalił się pospiesznie. Kruk pozwolił mu na to.
Kapitan skroi mu za to tyłek na plasterki.
Najwyraźniej Kruk nie przejmował się tą perspektywą.
– Chodź tu, staruszku. Przyprowadź dziecko. Nałóż jej jakieś ubranie.
Jedna część mnie nie mogła nie przyklasnąć Krukowi, druga jednak nazwała go durniem.
Elmo nie musiał nam mówić, żebyśmy patrzyli uważnie za siebie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że wdepnęliśmy w poważną kabałę. Spiesz się, Białas, pomyślałem.
Ich posłaniec pierwszy dotarł do swego dowódcy. Ten nadszedł chwiejnym krokiem. Płotka miał rację. Był gorszy od swoich ludzi.
Staruszek i dziewczynka uczepili się strzemienia Kruka. Stary wykrzywił się na widok naszych odznak. Elmo przesunął swego wierzchowca ku przodowi i wskazał palcem na Kruka. Skinąłem głową.
Pijany oficer zatrzymał się przed Elmem. Omiótł nas spojrzeniem swych tępych oczu. Chyba wywarliśmy na nim wrażenie. Nasza brutalna robota uczyniła nas twardymi i było to po nas widać.
– To ty! – pisnął nagle w identyczny sposób jak skomlący facet w Opalu. Wbił wzrok w Kruka. Odwrócił się i rzucił do ucieczki.
– Stój, Dróżka! – zagrzmiał Kruk. – Przyjmij to jak mężczyzna, ty tchórzliwy złodzieju!
Wyciągnął strzałę z kołczana.
Elmo przeciął mu cięciwę.
Dróżka zatrzymał się. Nie wyraził wdzięczności. Zaklął i zaczął wyliczać okropności, jakie czekają nas z rąk jego patrona.
Obserwowałem Kruka.
Spoglądał na Elma z chłodną furią. Elmo nie wzdrygnął się pod jego spojrzeniem. On również był twardym facetem.
Kruk wykonał swą sztuczkę z nożem. Stuknąłem w jego miecz czubkiem swojego. Wypowiedział ciche przekleństwo, spojrzał na mnie spode łba i uspokoił się.
– Zostawiłeś swe dawne życie za sobą, pamiętasz? – przypomniał mu Elmo.
Kruk skinął głową, jeden szybki gest.
– To trudniejsze, niż mi się zdawało. – Opuścił ramiona. – Zmiataj, Dróżka. Nie jesteś na tyle ważny, by cię zabić.
Za nami rozległ się brzęk. Nadciągał Kapitan.
Ten mały skurwiel Kulawca nadymał się i wił jak kot gotowy do ataku. Elmo spojrzał na niego groźnie. Tamten pojął aluzję.
Kruk mruknął:
– Powinienem być mądrzejszy. To tylko popychadło.
Zadałem mu podchwytliwe pytanie. Odpowiedzią było spojrzenie bez wyrazu.
– Co się tu, cholera, dzieje? – wycharczał Kapitan.
Elmo zaczął składać jeden ze swych zwięzłych meldunków, lecz Kruk mu przerwał.
– Ta pijana morda to jeden z szakali Zouada. Chciałem go wykończyć, ale Elmo i Konował mi przeszkodzili.
Zouad? Gdzie słyszałem to imię? Powiązane z Kulawcem. Pułkownik Zouad. Najgorszy z jego łotrzyków. Oficer polityczny, wśród innych eufemizmów. Jego imię pojawiło się w kilku podsłuchanych rozmowach pomiędzy Krukiem i Kapitanem. Czy Zouad miał być piątą ofiarą Kruka? W takim razie przyczyną jego nieszczęść musiał być sam Kulawiec.
Dziwniej i dziwniej. A również straszniej i straszniej. Kulawiec nie jest facetem, z którym bezpiecznie jest zaczynać.
– Domagam się aresztowania tego człowieka – wrzasnął oficer Kulawca. Kapitan spojrzał na niego. – Zamordował dwóch moich ludzi.
Ciała łatwo było dostrzec. Kruk nie powiedział nic. Elmo wyszedł z roli i wyjaśnił:
– Gwałcili