GIAQUINTO: Pani też ją dźgała, tak?
LESLIE: Już po […]. Tex dał mi nóż i powiedział „zrób coś”, więc wbiłam nóż w dolną część tułowia pani LaBianki […]. Chyba szesnaście razy.
GIAQUINTO: Skoro pani wiedziała, że pani LaBianca już nie żyje, to dlaczego dźgnęła ją pani szesnaście razy?
LESLIE: Ja… Ja… Ja… nie potrafiłam… To było na tyle brutalne, że kiedy już zaczęłam, to nie mogłam przestać… To coś strasznego i kiedy to robiłam, to chyba walczyłam sama ze sobą… Kiedy… wracam pamięcią do tej chwili, czułam się jak drapieżnik… byłam jak rekin, który w tamtej chwili stracił kontrolę.
GIAQUINTO: No tak, kiedy szał ustał i uspokoiła się pani, to pewnie zaczęła pani tego żałować.
Odpowiedziała, że nie, żal nie był tym, co – jak pamiętała – poczuła. Pamiętała wycieranie odcisków palców i przebieranie się w ubrania pani LaBianki. Pamiętała, że Tex wziął prysznic. Pamiętała picie mleka czekoladowego i jedzenie sera z lodówki państwa LaBianców. (To na jej drzwiach Patricia Krenwinkel napisała za pomocą ręcznika zanurzonego we krwi Rosemary LaBianca „Healter Skelter”, robiąc błąd ortograficzny w tytule jednej z piosenek Beatlesów z Białego Albumu). Pamiętała, jak we troje ukryli się w krzakach w oczekiwaniu na świt, by potem złapać stopa do Spahn Ranch.
GIAQUINTO: Z pewnością po powrocie na ranczo poczuła pani wyrzuty sumienia. Przerażenie? Żal?
LESLIE: Nie.
GIAQUINTO: To co pani wtedy czuła?
LESLIE: Ja nic […]. Wtedy czułam pustkę, wróciłam na ranczo, miałam trochę ubrań i drobniaków z domu państwa LaBianców. Porozmawiałam z Dianne Lake i powiedziałam jej, że to było zabawne. Przynajmniej ona tak twierdzi. Ja sama za dobrze nie pamiętam, żebym tak się do niej odezwała, ale najpewniej coś takiego mogłabym powiedzieć […]. No tak, wszystko na farmie miało być zabawą, niezależnie od tego, co to właściwie było.
Oglądałam to nagranie wielokrotnie. Ból towarzyszący wyobrażaniu sobie strasznego losu, jaki spotkał Rosemary i Lena LaBianców, nigdy nie słabnie. Równocześnie jednak za każdym razem uderza mnie uczciwość Leslie i to, jak bierze na siebie pełną odpowiedzialność za swoje czyny, a zarazem nie próbuje racjonalizować zbrodni, i to w każdym jej aspekcie, choćby najmniej znaczącym. Z mojego doświadczenia wynika, że to bardzo rzadkie cechy u osób skazanych za morderstwo.
13
Folie à famille
Ilekroć Leslie i Pat opisują, jak znalazły się w groźnej orbicie Mansona, zawsze przychodzi mi na myśl opowiastka o żabie. Jeśli wrzuci się ją do wrzątku, wyskoczy z garnka. Jeśli jednak wpakuje się ją do kociołka z letnią wodą, pluska radośnie, a powolne zwiększanie ognia pod naczyniem spowoduje, że nawet nie spróbuje ucieczki i ugotuje się żywcem. (To oczywiście bajka. Kiedy zdejmie się pokrywkę, żaba będzie chciała się wydostać, gdy woda zrobi się gorąca, i nie ma znaczenia, jak szybko to nastąpi. Zawsze znajduję w tej opowiastce pewną mądrość życiową, więc nie chciałabym się z nią rozstawać).
Pat i Leslie zgodnie twierdzą, że gdyby Manson przy pierwszym spotkaniu z nimi pokazał twarz złowrogiego despoty, jakim potem się stał, to odeszłyby w siną dal. Mówił jednak o Bogu, jedności i miłości duchowej, sprawiając wrażenie, że posiadł niedostępną innym wiedzę. Nie tylko znał ich myśli i uczucia, ale także wydawało się, że miał jakąś szczególną, pozazmysłową łączność ze wszystkimi istotami żywymi – dziećmi, psami, kojotami, jaszczurkami. Był mądry, łagodny i uważny, ale zarazem dziecinny i swawolny. Jego żądza przygody była zaraźliwa i co w tym wszystkim najciekawsze, nie narzucał, przynajmniej na początku, żadnych reguł ani nakazów. A przecież tego rodzaju ograniczenia zdecydowanie irytowały obie dziewczyny na długo przed tym, zanim przyłączyły się do Rodziny.
Stosunek Leslie do Mansona był odmienny od podejścia Pat. Nie widziała w nim postaci romantycznej, tylko mistyczną, zatem nie była związana z nim jak z kochankiem, tak jak Pat, tylko jak z przywódcą, guru czy bogiem.
Aby uwolnić „ja” i stopić się z Charliem i sobą nawzajem, musiały odciąć się od swoich rodzin. Chciał, by stały się takie, jakie były, zanim rodzice zatruli im dusze i zepsuli serca. Jak sam mówił: „Jesteście piękne takie, jakie jesteście. To reszta świata – społeczeństwo, szkoła, rodzice – się myli”. Przed spotkaniem Charliego Pat uważała, że jest nieudacznicą życiową, Leslie zaś sądziła, że zawiodła rodziców. Okazywane przez Charliego lekceważenie oczekiwań społecznych było dla nich obu wybawieniem.
– Po prostu wiedział, jak grać na naszym niezadowoleniu – stwierdziła Leslie.
Opiekuńczość i wsparcie, które im początkowo okazywał, z czasem zostały zastąpione krytycyzmem i upokorzeniami, a bywało też, że i przemocą fizyczną. Nadzieje na rozpoczęcie życia od nowa i świetlaną przyszłość stopniowo rozwiewały się, a w ich miejsce pojawiła się rozprawa nie tylko z własną przeszłością, lecz także z ich obecną niezależnością. (Wtedy było już za późno na to, by mogły wyrwać się z kręgu Mansona – nie tylko z powodu łączących je z nim więzi, ale również ich relacji z pozostałymi kobietami w grupie. Byli jak rodzina).
Pat i Leslie podkreślały, jak ważną rolę odgrywały wśród nich siostrzane uczucia. Manson, który tak naprawdę nigdy nie miał rodziny, wiedział, jak zasiać poczucie wspólnotowości i rodzinności, a tego właśnie gromadzące się wokół niego dzieciaki pragnęły.
Przynależność do Rodziny niosła jednak ze sobą pewne koszty. Nasycona niegdyś duchem wolności komuna przemieniła się w totalitarną społeczność, w której brak było jakiegokolwiek niezależnego punktu odniesienia do świata zewnętrznego.
Manson nie pozwalał na posiadanie zegarków i kalendarzy, a ponadto kontrolował najdrobniejsze szczegóły życia wspólnoty, od słuchanej muzyki (tylko jego piosenki, The Moody Blues i The Beatles) aż po to, kiedy i z kim uprawiano seks. Od niego zależało, kiedy zażywano narkotyki, a po ich przyjęciu to on dyrygował „odjazdami”. (Zdaniem Leslie najwyrazistszym tego przykładem był dzień, w którym wzięli LSD i z Mansonem jako reżyserem oraz gwiazdorem odegrali scenę ukrzyżowania Chrystusa). Granica między halucynacją a rzeczywistością dość szybko została całkowicie rozmyta.
Koniec końców zaczęły się go bać, ale strach był spleciony z poczuciem zależności i pozorną miłością. Według Mansona ostatecznym świadectwem tej miłości miała być gotowość do złożenia ofiary z własnego życia. Powtarzał jak mantrę: „Umarłbym za ciebie, a czy ty umarłabyś za mnie?”.
Jeden z biegłych psychiatrów występujących podczas procesu Texa Watsona i drugiego procesu Leslie twierdził, że Rodzina Mansona stanowi przykład folie à famille – to termin określający grupę osób, które współdzielą pewne zaburzenia psychotyczne, takie jak urojenia. Innymi słowy, zaburzenia patologiczne występujące u Mansona przeniosły się na całą grupę.
Władza, którą sprawował w swoim małym królestwie, tylko podsycała jego dawne pragnienie podboju rynku muzycznego. Nawiązał w środowisku show-biznesu na tyle liczne znajomości, by mogło mu się wydawać, że kiedyś osiągnie ten cel. Gdy w 1968 roku