Ludzkie potwory. Nikki Meredith. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nikki Meredith
Издательство: PDW
Серия: Amerykańska
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788380498969
Скачать книгу
lat Ruth była kierowniczką Wydziału Oświaty w Los Angeles, z kolei matka Leslie pracowała jako nauczycielka zajmująca się dziećmi z grup podwyższonego ryzyka. To olbrzymi rejon szkolny, ale kiedy już zidentyfikowano morderców, plotki rozniosły się błyskawicznie.

      – Rozeszło się pocztą pantoflową, że jest bardzo dumną osobą, i nie chodzi mi tu o arogancję. Nie próbowała ukrywać, kim jest jej córka, ale jasno dawała do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać… Któż by zresztą chciał?

      Sid był wówczas sędzią w sądzie okręgowym, ale nie dysponował żadną szczególną wiedzą na temat tej sprawy.

      – Za to każdy, kto pracował w pobliżu gmachu sądu, widział, jaki cyrk urządzono wokół tego procesu – skomentował.

      Właściwie każdy, kto mieszkał w Los Angeles lub miał telewizor, mógł zobaczyć, jak to wyglądało. Codziennie rano fanki Mansona siadały na chodniku przed Pałacem Sprawiedliwości ze zdjęciami swojego idola i urządzały czuwanie.

      Ruth wspominała strach, który owładnął całą dzielnicą Los Feliz, nim policja ujęła podejrzanych.

      – W nocy ulice były puste – wspominała. – Ludzie bali się wychodzić z domów. Myślałam sobie wtedy, że nie ma w tym zbyt wiele logiki, bo przecież LaBianców zabito w ich domu.

      Żałowała, że nie byli w stanie ujawnić mi żadnych sensacji na temat Mansona lub morderstw, ale ich wiedza ograniczała się do tego, co było powszechnie wiadome. Odpowiedziałam, że choć lubię sensacyjne informacje, to jednak nie tego szukam. Przede wszystkim interesowały mnie same kobiety i ich życie przed zbrodnią, w jej trakcie i po niej.

      Nie jestem pewna, czy Ruth usłyszała moje słowa, bo nagle się ożywiła.

      – Och, właśnie sobie przypomniałam pewną błahostkę – odezwała się z błyskiem w oku. – Czy wiesz, kto kiedyś mieszkał w domu Rosemary i Lena LaBianców?

      – Nie – odpowiedziałam.

      – Walt Disney.

      – Naprawdę? – spytałam. – Widziałam zdjęcia i wcale nie wyglądało to okazale.

      – I takie też nie jest. To porządny dom, ale dość skromny jak na Walta. Mieszkał tam w latach trzydziestych, kiedy budował własny parę przecznic dalej. Stawiał sobie tam swoją wersję chatki Jasia i Małgosi.

      Zamówiliśmy desery i Sid wspomniał o sprawie, którą prowadził na rok przed przejściem na emeryturę.

      – Jednym z podsądnych był jakiś wariat od Mansona. Nie sądzę, by oficjalnie należał do Rodziny, zresztą może i należał, nie mam co do tego pewności, w każdym razie przedtem nie zdawałem sobie sprawy, że po tym wszystkim Manson miał jakichkolwiek naśladowców. Najwyraźniej jest autentycznym sekciarskim antybohaterem. – Tu Sid wzruszył ramionami i pokręcił głową w geście „wyobraź to sobie”. – Ale dobrze, ten człowiek pracował w sklepie specjalizującym się w nowościach dla sekt. Czy raczej, jak teraz mi się wydaje, coś z tego sklepu ukradł. Można byłoby się spodziewać, że powinienem to pamiętać – powiedział i się zaśmiał. – Wszystko jedno. Wspominam o tym dlatego, że ten sklep jest tutaj w okolicy. – Dodał, że przejeżdżał koło niego, wracając po pracy do domu, i nieraz kusiło go, by zajrzeć do środka, ale nigdy tego nie zrobił. – Coś czuję, że mają tam niezły zbiór pamiątek związanych z Mansonem.

      Chciałam podkreślić, że nie jestem zainteresowana samym Mansonem, ale widząc, jak bardzo chcieli mi pomóc, pomyślałam sobie, że odmowa byłaby z mojej strony małostkowością. Powiedziałam więc, że zajrzę do tego sklepu.

      Po posiłku Sid i Ruth zaproponowali, że mnie odprowadzą.

      – To zaledwie kilka przecznic stąd – powiedział Sid. – Chyba nie powinnaś iść tam sama.

      – Nie martwcie się – odparłam, unosząc telefon komórkowy. – Poradzę sobie.

      Ogarnęło mnie wzruszenie. Niezależnie od tego, ile już miałam lat i jak starzy i zniedołężniali się stawali, zawsze działali in loco parentis.

      Kiedy już odjechali, przyszło mi do głowy, że choć nie interesują mnie pamiątki po Mansonie, to ciekawią mnie ci, których one obchodziły. Przeszłam się kawałek Vermont Avenue i dotarłam do Mondo Video A-Go-Go.

      Tuż za progiem wkroczyłam do świata jak z sennych majaków. Początkowo nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ktoś na moich oczach uniósł jakiś głaz, a cały inwentarz Mondo Video A-Go-Go ożył i wypełzł na zewnątrz. Pomyślałam o Upadku z Michaelem Douglasem i pojawiającym się tam surwiwalowcu prowadzącym sklep ze sprzętem z demobilu, tym w czarnej czapce dokerce i czarnej skórzanej kamizelce, która eksponowała jego wytatuowane bicepsy. Świetnie pasowałby do Mondo Video A-Go-Go. W każdym razie mógłby tam robić zakupy. Dobrze, to nie do końca uczciwe z mojej strony, bo na półkach nie było broni i w przeciwieństwie do mowy nienawiści wylewającej się z tego gościa z Upadku tu nie było niczego jawnie homofobicznego. Niemniej sklep mógłby się reklamować hasłem: „Jeśli jest coś obraźliwego, mamy to na składzie”. Na ścianach było pełno plakatów, znaczków, naklejek na samochody czy magnesów, z których wiele wyglądało tak, jakby zaprojektował je Hitler lub któryś z jego naśladowców.

      Dostrzegłam swastyki, bicze i kaptury Ku Klux Klanu. Była oszałamiająca kolekcja filmów sekciarskich i z innych, wąskich specjalizacji, które opatrzono etykietami i ułożono działami – na przykład UFO, seryjni mordercy, pornografia z udziałem osób po amputacjach, pornografia z udziałem karłów, wszelkiego rodzaju sado-maso, wykorzystywanie czarnych, pominięte odcinki Strefy mroku. Nie pytałam, lecz nie wątpiłam, że gdzieś upchnięto filmy ukazujące sceny autentycznego morderstwa. Nie trzeba dodawać, ale odczuwałam ulgę, że nie pojawiłam się tam w towarzystwie sędziego i jego żony.

      Przy ladzie zgromadziła się grupka mężczyzn i wydawało mi się, że kątem oka dostrzegłam przyklejone do kasy zdjęcie odciętego penisa z przylegającymi do niego jądrami. Czułam się zbyt zawstydzona, by ściągnąć na siebie uwagę jakimkolwiek pytaniem. Dojrzałam stojącego z boku faceta, który czytał napisy na opakowaniu płyty CD. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, a z jego głowy zwisał pojedynczy kosmyk kruczoczarnych włosów, a poza tym były ogolony na łyso. Członek klubu? Pracownik? Półgłosem zapytałam, czy są może jakieś filmy wideo o Mansonie.

      – Och, zaraz sprawdzę – odpowiedział z uśmiechem. – Jakieś dwa lub trzy pewnie się znajdą.

      Następnie poprowadził mnie zatłoczonymi korytarzami do ogromnego działu z materiałami poświęconymi Mansonowi.

      Było tam mnóstwo kaset wideo: nagrania wywiadów telewizyjnych udzielonych w ciągu minionych trzydziestu lat, posiedzenia, podczas których rozpatrywano wnioski o zwolnienie warunkowe, urywki z rozpraw sądowych z udziałem Mansona, Texa Watsona i trzech kobiet; wszystko oczywiście nagrane w domu na magnetowidzie. Stawiłam czoła tłumowi przy kasie i za dziesięć dolarów wykupiłam kartę dożywotniego członkostwa w klubie. Mogłam odtąd wypożyczać na noc kasety za półtora dolara w dni robocze i za dwa i pół dolara w weekendy. Wypożyczyłam dziesięć pierwszych, kupiłam popcorn do przygotowania w mikrofalówce, wróciłam do Santa Monica i zaczęłam oglądać.

      11

      Zaburzone myśli, chore machinacje

      Przez długie lata po popełnieniu zbrodni, aż do chwili, gdy kalifornijska legislatura nie ukróciła takich praktyk, Charles Manson pojawiał się w wielu popularnych programach telewizyjnych dostępnych w europejskich i amerykańskich sieciach naziemnych i kablowych. Na kasetach z wypożyczalni natknęłam się między innymi na wywiady