Spojrzała wyżej. Żółtawa twarz, zapadnięte oczy, cera i włosy bez blasku, fryzura żadna. Nachyliwszy się do lustra, dojrzała kilka grubych siwych włosów. Wyrwała je i spłukała w umywalce.
Żeby się tylko nie okazało, że zaczął się jej wstydzić. Może wyżalał się przed kolegami? Mówili mu jakieś złośliwości na jej temat? Od dziś zacznie się zdrowo odżywiać i ćwiczyć raz, nie, nawet dwa razy dziennie. Żadnego wina, żadnych pysznych kolacyjek czy wieczornych przekąsek w oczekiwaniu na jego powrót z pracy.
Jack zapukał do drzwi.
– Może wyjdziesz?
Drgnęła.
– Zaraz, kochanie – wychrypiała.
Jack nie ruszył się spod drzwi, a Faye zaczęła się denerwować.
– Wiem, że ostatnio byłem bardzo zajęty – powiedział. – Może byśmy poszli razem na jakąś kolację? Tylko we dwoje?
Łzy napłynęły jej do oczu, gdy tak stała nago w łazience. Ubrała się pospiesznie. Jej Jack. Jej kochany, najukochańszy Jack.
Otworzyła drzwi.
– Bardzo chętnie, kochanie.
Dwie godziny później Faye stała przed stoiskiem mięsnym w ICA Karlaplan12, żeby kupić coś dobrego na obiad. Wszystko było jak zwykle. Wygórowane ceny. Krzyki dzieci i nieustanny szum agregatów chłodniczych. Zapach mokrych kurtek po dziesięć tysięcy koron i prawdziwych futer, żadnych politycznie poprawnych syntetyków. Chyba że od Stelli McCartney. Ale też pod warunkiem, że odpowiednio drogich.
Faye wzięła paczkowane piersi z kaczki i poszła do kas. Wybrała tę, w której siedział Max. Często pracował w niedziele.
Spojrzała na umięśnione ramię Maxa, który skanował towary klientów stojących przed nią. Chyba wyczuł jej spojrzenie, bo nagle się obejrzał i uśmiechnął.
Kiedy przyszła jej kolej, uśmiech stał się jeszcze szerszy. Oczy mu się zaświeciły.
– Co słychać u najpiękniejszej kobiety w Sztokholmie?
Faye zaczerwieniła się. Domyślała się, że Max mówi tak do większości klientek, ale jednak. W i d z i ał ją.
Lekkim krokiem wróciła ze sklepu.
Po przyjściu do domu szybko wypakowała zakupy. Nie powinny znajdować się poza lodówką zbyt długo.
– Tak wyszłaś?
Odwróciła się. Jack stał w drzwiach. Zmarszczył czoło.
– Co masz na myśli?
Jack wskazał na jej ubranie.
– Chyba nie powinnaś robić zakupów w takim domowym stroju. A gdybyś wpadła na jakiegoś znajomego?
Faye zamknęła lodówkę.
– Maxowi w kasie widocznie się podobało. Nazwał mnie najpiękniejszą kobietą w Sztokholmie.
Jack zacisnął szczęki. Faye zdała sobie sprawę, że popełniła błąd. Powinna pamiętać, by nie żartować z nim w ten sposób.
– Flirtujesz z kasjerem?
– Nie, nie flirtuję. Kocham cię i ty o tym wiesz, ale nie moja wina, że ktoś prawi mi komplementy.
Prychnął.
Patrzyła na jego spiętą sylwetkę, gdy szedł do gabinetu. Poczuła, jakby miała kamień na żołądku, ale jednocześnie była dziwnie radosna. Zależy mu, pomyślała. Naprawdę mu zależy.
Julienne spała. Jack i Faye leżeli już w łóżku. On z laptopem na brzuchu, ona oglądała powtórkę na Kanale 5.
– Chcesz, żebym ściszyła?
Jack zsunął okulary na czubek nosa i przymknął laptopa, by spojrzeć na telewizor.
– Nie, nie, w porządku – odparł nieobecnym głosem.
Prezenterka programu ze ściągami w ręku przedstawiła jednego z uczestników.
– To Lisa Jakobsson? – spytał Jack.
– Tak.
– Kiedyś była ładna. Ale się zestarzała. A jaka gruba.
Znów otworzył laptopa.
Kiedy zasnął, Faye, osłaniając ekran iPhone’a, weszła na stronę Wikipedii. Lisa Jakobsson była dwa lata młodsza od niej.
Sztokholm, sierpień 2001
Fuksówkę dla studentów Handelshögskolan otaczała wielka tajemnica. Kierownictwo uczelni nie mogło dowiedzieć się o poniżających praktykach, jakim byli poddawani studenci pierwszego roku. Udział w imprezie nie był obowiązkowy, ale doszłam do wniosku, że właściwie nie mam wyboru. Postanowiłam zrobić wszystko, co trzeba, by nie odstawać i stać się częścią grupy. Wreszcie mogłam, skoro byłam jak niezapisana kartka.
Było nas piętnaście podenerwowanych dziewczyn, spotkałyśmy się na łączce nad zatoką, gdzie zjawiło się mniej więcej tyle samo studentów drugiego roku. Sami faceci. Przytaszczyli kilka wielkich toreb z Ikei pełnych rozmaitych rekwizytów. Ustawili nas w szeregu i dokładnie nam się przyjrzeli. Potem kazali nam się rozebrać do bielizny i włożyć czarne worki na śmieci z wycięciem na głowę. Następnie miałyśmy wypić po dwa shoty wódki. Obok mnie stała wysoka dziewczyna o krągłych kształtach i rudych niesfornych włosach.
– A teraz na kolana! – polecił nieformalny lider studentów, Mikael, syn znanego potentata w dziedzinie nieruchomości.
Miał jasne włosy obcięte na pazia, małe świńskie oczka i był wyraźnie przyzwyczajony do posłuchu. Szybko zrobiłyśmy, jak powiedział.
– Dobrze – ciągnął. Uniósł przed sobą brązowe jajko. – Żółtko z tego jajka będziecie podawać sobie z ust do ust. Tam i z powrotem. Pierwsza osoba, do której żółtko wróci, ma je połknąć. Czyli ty. Jak masz na imię?
Wszystkie odwróciłyśmy głowy, żeby zobaczyć, która miała tego pecha.
– Chris – powiedziała dziewczyna stojąca obok mnie.
Mikael puknął jajkiem o kolano, wylał białko na trawę i podsunął jej pod nos skorupkę z żółtkiem. Chris wzięła je, bez ceregieli włożyła do ust i nachyliła się do mnie. Nasze usta się spotkały, faceci zaczęli wiwatować. Żółtko przeszło dalej, a mnie lekko zemdliło. Odwróciłam głowę w lewo i powtórzyłam całą tę procedurę z następną dziewczyną.
– Naprawdę to potem połkniesz? – spytałam Chris.
Wzruszyła ramionami.
– Jestem z Sollentuny. Łykałam gorsze rzeczy.
Zachichotałam, ale powiedziała to zupełnie obojętnie.
– Idziesz potem na imprezę?
– Tak, chociaż mam alergię na tych upajających się sobą, rozpuszczonych chłopaczków. Oni tylko czyhają, żeby zaimponować jakiejś niepewnej siebie dziewczynie i potem ją wykorzystać. To najgorsze miernoty na tej uczelni. A fuksówka właśnie dlatego odbywa się na samym początku semestru, żebyśmy się nie zorientowały, jacy z nich popaprańcy. Za dwa tygodnie żadna z tych dziewczyn nawet na nich nie spojrzy.
– To dlaczego tu przyszłaś?
– Żeby oddzielić ziarno od plew, rozpoznać ich, a potem unikać – odparła