– Jest pani pewna, że to pani Godlewska? – spytał.
– To ona… To ona… Matko Najświętsza!
– Żona tego, który tu mieszka?
– Tak. Ale oni już dawno się rozeszli. Będzie chyba z rok, a może i więcej. Nie pamiętam.
– I pani Godlewska nie mieszkała tutaj?
– Nie. Nigdy tu nie przychodziła.
– Znowu nóż – powiedział Olszewski, pochylając się nad zwłokami.
Downar skinął głową.
– Chyba tak. Zadzwońcie do komendy i zaczekajcie tu na nich, a ja tymczasem porozmawiam z panią.
– Nie chcę tu być. Ja się boję. Ja chcę do swojego mieszkania.
– Dobrze – zgodził się Downar.
Poszli na pierwsze piętro.
– Co za nieszczęście, co za straszne nieszczęście. Mój Boże, że też człowiek nie jest pewien dnia ani godziny. Taka miła, porządna, dobra kobieta… i ładna, młoda. Całe życie było przed nią. O Chryste!
Downar wygłosił parę banalnych zdań, które miały działać uspokajająco. W podobnych sytuacjach wszystkie słowa wydawały mu się sztuczne, niepotrzebne.
Kiedy usiedli naprzeciwko siebie przy stole, zdał sobie sprawę z tego, że domniemana staruszka nie była wcale taka stara. Mogła mieć najwyżej sześćdziesiąt lat. Wtedy w ogródku, w chustce na głowie, z powalaną ziemią twarzą wydała mu się o wiele starsza. W rzeczywistości miał przed sobą krzepką jeszcze kobietę, o ciemnych, błyszczących energią oczach i okrągłej, ogorzałej twarzy.
– Proszę mi podać swoje nazwisko.
– Paulina Jankowska.
– A jak się nazywa pani zięć?
– Zenon Baranowski.
– Imię córki?
– Teresa.
– Czym się zajmuje pani zięć?
– Jest lekarzem dentystą.
– Czy ma samochód?
– Tak. Pojechali właśnie samochodem do Kazimierza.
– Jaki to wóz?
– Fiat, ten polski. Zięć miał škodę, ale sprzedał i kupił fiata. Dobrze zarabia, to może sobie pozwolić.
– Wspomniała pani, że wyjechali przed paroma dniami. Kiedy?
– Chyba we środę albo może w czwartek. Dokładnie nie pamiętam. Ale co też mnie się pan tak wypytuje?
– Proszę wybaczyć, sama pani rozumie, w tym domu zostało popełnione morderstwo. Muszę zapoznać się z najbliższym otoczeniem. Czy pani dobrze zna pana Godlewskiego?
– Tak sobie, po sąsiedzku. Specjalnie to nie. Czasem zamienimy ze sobą parę słów.
– A zięć i córka przyjaźnią się może z nim?
Pani Paulina zmieszała się.
– Jak by tu panu powiedzieć…?
– Proszę mówić zupełnie śmiało. Zapewniam panią, że naszą rozmowę uważam za poufną i że nic poza ten pokój nie wyjdzie. A każdy szczegół, dotyczący osoby pana Godlewskiego, może mieć dla nas ogromne znaczenie.
– Bo widzi pan… To było tak, że początkowo to się nawet bardzo przyjaźnili, ale…
– Ale co? Co się stało?
– Właściwie nic się takiego nie stało. Pan Godlewski to młody człowiek, aktor… Pan rozumie? Z tymi aktorami to nigdy nic nie wiadomo.
– Zaczął się zalecać do pani córki – podsunął Downar.
– O, właśnie. Lubi kobiety, a że moja Tereska jest niebrzydka i niegłupia, więc… Za dużo zaczął sobie pozwalać. Wreszcie mojego zięcia to zdenerwowało, doszło do awantury między nimi i skończyła się przyjaźń.
– Kiedy pani po raz ostatni widziała pana Godlewskiego?
– Nie pamiętam. Dosyć dawno, będzie chyba z tydzień.
– A wczoraj?
– Wczoraj go nie widziałam. Na pewno.
– Czy pan Godlewski ma samochód?
– Ma.
– Jakiej marki?
– Dokładnie panu nie powiem. Ja się samochodami nie interesuję. Chyba trabant.
– Gdzie trzyma ten wóz?
– W garażu, razem z naszym. Garaż jest duży, dwa samochody mogą się śmiało pomieścić.
– Czy pani ma klucz od garażu?
– Zięć zabrał, ale gdzieś jest zapasowy.
– Chciałbym, żeby pani znalazła ten zapasowy klucz. Wolałbym nie wyłamywać zamka, a muszę koniecznie zajrzeć do garażu.
Klucz się znalazł. Pani Jankowska była coraz bardziej ruchliwa i podekscytowana. Oboje zeszli na dół i Downar otworzył solidny zamek. Trabant stał w garażu. Bak napełniony benzyną. Zapas paliwa znajdował się także w dwóch kanistrach umieszczonych w bagażniku.
– Z tego wynika, że pan Godlewski nigdzie nie wyjechał, w każdym razie nie samochodem.
– Czy pan przypuszcza, że to on zabił swoją żonę?
Downar pominął milczeniem to pytanie. Po chwili powiedział:
– Mam do pani prośbę. Chciałbym, żeby się pani pofatygowała jeszcze do mieszkania Godlewskiego. Musimy przeprowadzić chociaż pobieżną rewizję, a przepisy wymagają, żeby to się odbyło w obecności jakiegoś świadka. Jeżeli więc pani taka uprzejma…
Wrócili do mieszkania na parterze.
Doktor Ziemba dokonał już obdukcji zwłok. Serdecznie przywitał się z Downarem.
– Ma pan ostatnio trochę ruchu w interesie – powiedział cicho.
–